7

1.2K 49 2
                                    


Jude zerwała się z kanapy, wyławiając z poduszki nóż, który od razu wycelowała w jego stronę. Widziała jedynie zarysy jego sylwetki, wysokiej i szerokiej. Nie poruszył się nawet o milimetr od momentu jej wybudzenia. Uśmiechnął się, gdy dostrzegł ostrze w jej dłoniach.

- Kim jesteś? - syknęła, robiąc kilka kroków do tyłu.

Nie odpowiedział, przechylając głowę w lewą stronę. Dziewczyna czuła się w jakimś tanim horrorze. Wydawało się, jakby w każdej chwili, mężczyzna miał rzucić się na nią.

- To ty byłeś tutaj kilka dni wcześniej i zostawiłeś kartkę? - spytała, próbując powstrzymać piszczący głos. Była przerażona.

Zamarła.

Zamarła, gdy usłyszała jego krótki śmiech, który spowodował zimne dreszcze na jej plecach. Nóż drżał w jej rękach, a ona sama czuła się, że za moment jej nogi runą na ziemię. Teraz była pewna, że przed nią stał istny psychopata, nie żaden włamywacz.

- Byłem w wielu miejscach, gdzie ty - usłyszała jego głos.

Zmarszczyła brwi, próbując rozpoznać, skąd zna barwę tego tonu.

- Byłeś w barze! - przypomniała sobie. - To ty!

Dziewczyna przeczuwała, że to może być jej ostatni dzień. Czy to tak skończy? Pytania narastało w jej głowie. W domu dziecka mówili, że po wyjściu wszystko się zmieni. Ona głęboko wierzyła, że wreszcie zazna szczęścia. Chciała jeszcze spędzić pięć miesięcy, uzbierać minimalną sumę SWOICH pieniędzy i uciec. Jednak zdała sobie sprawę.

Miała dość. Nóż upadł na ziemię z głośnym brzdękiem wraz z jej pierwszą łzą. Mężczyzna, słysząc jej ciche chlipanie, wyprostował się gwałtownie, zerkając na jej sylwetkę. Ciężko oddychała, a jej głowa drżała. Płakała.

- Zabijesz mnie teraz, czyż nie? - zapytała płaczliwie, obejmując swoje ciało. - Nie ruszyłam nic z twojej koperty.

Gdy dostrzegła, że mężczyzna zaczął kroczyć w jej stronę, odsunęła się gwałtownie w stronę ściany. Nie chciała uciekać, ale to bardziej należało do reakcji obronnej jej organizmu. Nagle przychylił się, łapiąc za nóż, który dopiero trzymała w dłoniach. Poddała się. Zamknęła oczy, przechylając głowę w bok. To teraz nastąpi. Ugodzi ją nożem. Wykrwawi się w tej nędznej norze.

- Tępy - usłyszała. - Nie ugodzisz nikogo takim gównem.

Rozszerzyła tęczówki, zerkając na mężczyznę. Zwrócił się w stronę drzwi, wychodząc. Ona dalej przez kilkanaście minut nie była w stanie poruszyć się z miejsca.

Zapaliła lampkę, oświetlając salon. Od razu dostrzegła coś na stoliku. Zabrał jej nóż, a zostawił inny. Ten jednak ostrzejszy z bardziej poręczną rękojeścią.

- Zostawił... nóż - wyszeptała sama do siebie, obracając w dłoni wspomnianą rzecz. - Nóż.

To była kolejna nieprzespana noc.

Rzeźnik, wracając autem, nie mógł wybić z głowy jej cichego płaczu. Nie musiał nawet widzieć jej twarzy, by coś poruszyło w jego umyśle. Młoda Vaugh nie miała łatwego życia, a on właśnie przysparzał jej kolejnych problemów. Była w stanie zginąć dzisiejszej nocy. Nawet nie próbowała uciec od niego. Przyzwyczaił się, że jego ofiary błagają, szukają drogi ucieczki. Ona poddała się na samym początku.

Zmienił plany.

- Ucieszysz się Vania, gdy to usłyszysz - mruknął, wybierając numer do swojego przyjaciela. Odebrał za trzecim razem. - Masz klucze do tego mieszkania w lesie?

- No tak, po co ci one? - Vania nie ukrył zdziwienia.

- Panna Jude zmieni w najbliższym czasie miejsce zamieszkania.

- Co ty planujesz?

- Prosta umowa.

- U ciebie nie ma takich rzeczy. Z tobą lepiej umów nie podpisywać.

- Przypomnę ci drogi przyjacielu, że kilka lat temu sam podpisałeś ze mną takową.

Vania wzdychnął.

- To coś innego.

- Sądzę, że mieszkanie w tym domu, a nie w obskurnej kamienicy, będzie dobrym pomysłem.

- Dziewczyna ukradła ci milion, a ty będziesz jej dawać chatę? - spytał zmieszany Vania. To nie tak, że nie chciał, by dziewczyna przeprowadziła się do lepszych warunków. Zastanawiał się, co odbiło przyjacielowi.

- To tylko milion, wciąż ma przy sobie kopertę.

- I jak niby będzie musiała ci się płacić, hm?

Na twarzy mężczyzny zawitał tajemniczy uśmiech.

- Znajdę coś dla niej.

Rozłączył się.

Jude wpadła w histerię i szał. Z czeluści szafy wyciągnęła torbę sportową, do której zaczęła wrzucać ciuchy z szafek. Łzy moczyły jej pobladłe policzki.

W pewnej chwili po prostu wybuchła płaczem. Ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć. Była wymęczona, nie spała całą noc.

Miała dość tego wszystkiego.

Chciała uciec, jak najdalej, by wreszcie zacząć żyć. Oderwać się od tego wszystkiego, co sprawiało jej ból. Od kłopotów, złych wspomnień i ludzi.

Rzucając najważniejsze rzeczy to torby, skierowała się do kuchni. Wyjęła kopertę, chowając ją do bocznej kieszeni spodni. Pociągnęła nosem, po raz ostatni zerkając na mieszkanie.

Spróbowała przypomnąć sobie chociaż jedno, dobre wspomnienie z nim związane. Nie miała.

Zignorowała narastającą niepewność i wyszła z kamienicy.

Na dworze kilka nastolatków kopało piłkę, co chwilę rzucając niezbyt kulturalne wyzwiska. Nawet na nią nie zerknęli, zajęcie grą.

Z torbą zawieszoną na ramię, kapturem na głowie, skierowała się w stronę metra. Miała jeszcze sporo drogi do niego.

Vania zdziwił się, gdy tego dnia, dziewczyna wyszła tak wcześnie z mieszkania. Za trzy godziny powinna, dopiero zaczął pracę. Od razu zorientował się, że to nie tam zmierza. Kto nosi do pracy wielką, sportową torbę?

Od razu ruszył za nią samochodem, zachowując stosowną odległość, by nie wzbudzać podejrzeń. Obserwując Vaugh, zatelefonował do szefa, który odebrał już po pierwszym sygnale.

- Ona idzie w stronę metra - oznajmił szybko. - Ma torbę.

- Zatrzymaj ją - nie musiał powtarzać mu dwa razy.

Gdy oderwał na chwilę wzrok od kroczącej Jude, nie spodziewał się, że zobaczy w pierwszej kolejności przy niej dilera, któremu kilka tygodni temu dobrze nakopał pod kamienicą.

Jude stanęła zmieszana, dostrzegając swojego niedawnego sąsiada.

- Gdzie to się wybieramy? - parsknął, zerkając na jej torbę.

Dziewczyna chciała go ominąć, ale szybko doskoczył, zaciskając swoje palce na jej ramieniu.

- Ostatnio chyba niewystarczającą cię nauczyłem posłuszeństwa - syknął.

Jude chwyciła mocniej za pasek torby, obawiając się, że zaraz spróbuję jej wyrwać jej własność. Nie miała za wiele, jednak utrata i tego, mogłaby ją zaboleć.

- Wybacz - mruknęła niezadowolona.

-Masz coś tym razem dla mnie? - zbliżył się w jej stronę, owiewając śmierdzącym oddechem.

Jej żołądek przewrócił się w fikołkach. Przeklinała los, który od kilku tygodni sprowadzał na nią same problemy.

- Jude, tu jesteś - zamarła, słysząc przy swoim boku, nieznany głos.

Vania objął ją ramieniem, posyłając dilerowi niemiłe spojrzenie. Ten zabrał dłonie migiem, widząc większego od siebie przeciwnika.

- Chodź, bo się spóźnimy - chłopak, skierował ich w stronę auta. Dziewczyna nawet nie zawahała się, wsiadając do samochodu, z obawy przed swoim sąsiadem.

Drzwi trzasnęły, a ona została ze swoim "wybawcą".

- Kim jesteś? - spytała, zerkając na niego.

- Po prostu Vania.

- Vania - powtórzyła. - Zgaduję, że nie zrobiłeś tego z dobroci serca.

- Wybacz, ale to nie ja będę ci to tłumaczyć.

- Zawieźć mnie pod metro - rozkazała Jude.

- To niemożliwe - uciął. - A teraz usiądź wygodnie, bo szykuje się długa podróż.

KOPERTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz