Rozdział 4

3 0 0
                                    

    Azale leżał skulony na miękkiej tkaninie. Jego oczy były ciężkie i nie miał nawet sił by podnieść dłonie. Wyczuwał niedaleko swojego ciała poruszającą się istotę. Była jakby zrobiona z materiału. Zmniejszała, cofała i gniotła się niczym chusteczka. Nie można jednak jej było rozerwać. Trwała, silna w swojej formie. 

- Co robisz? - Zapytał Azale, nie ruszając się z miejsca. Jego ciało ku własnemu zdziwieniu, nie było wcale zdrętwiałe. Leżało bez ruchu, czując tylko spokój.

   "Jestem głodny "

- Głodny?

    "Bardzo"

    Azale zmarszczył brwii, jednocześnie skupiając się i zaczynając odczuwać głód towarzysza. Był on tak potężny, że zaczął sięgać do ciała młodzieńca. Czuł jakby owe pragnienie, stawało się jego własnym.

    "On zaraz przyjdzie. Muszę być grzeczny i czekać cierpliwie, a On wszystkim się zajmie" 

   Młodzieniec tak samo jak istota, nie mógł doczekać się powrotu osoby na którą zawsze czekali. 

   Otępiony Azale zanurzył się w błogiej ciszy, już więcej nie odzywając się do towarzysza. Stan ten trwał tak długo, aż istota nie zaczęła wirować z radości, poruszając w tej samej chwili serce rudzielca. 

   "Nadchodzi !"

   Rozbrzmiał dźwięk skrzypienia, i wkrótce potem Azale poczuł jak jego ciało zostaje podniesione. Tak dobrze znane ciepło drugiej osoby, otoczyło młodzieńca. Sam chłopak jednak nie wiedział, czy tak naprawdę czuł pocieszający dotyk, czy była to iluzja wywołana przez jego otępiały umysł. Nie było to ostatecznie ważne. Wierzył w nie, wyczuwając coś bardzo mu drogiego. 

- Azale… Wszystko będzie dobrze. - Rozbrzmiał męski głos, delikatnie muskając uszy młodzieńca, który rozpływał się w objęciu. 

   Istota tym razem nie zniknęła. Stała się bardziej wyczuwalna, a jej głos dochodził z bardzo bliskiej odległości. - Jesteśmy tacy szczęśliwi! Ale pojawił się głód…

- Milcz. Czy nie rozkazałem ci abyś nie pojawiał się w mojej obecności? - Zapytała nagle osoba zimnym głosem. Nagle cała jego postawa stała się lodowata, a ciepło za straszne, za ostre… - Wiem to. Zajmę się tym.

    Istota posłusznie wycofała się, choć Azale nadal ją wyczuwał w pobliżu. Nie mógł powstrzymać jednak lekkiego drżenia. Osoba trzymająca młodzieńca szybko się rozluźniła. 

- Przepraszam. Już wszystko w porządku. Nic się nie dzieje Azale… Zostaw mi wszystko. Zaopiekuję się tobą.

    Młodzieniec nie miał żadnej energii by kiwnąć głową, ale był pewien, że ta osoba w jakimś stopniu go zrozumie. 

    Nadal jej ufał i będzie ufać.

***

   Azale po skończonym obiedzie, radośnie wybiegł z domu bez chwili wytchnienia. Wcześniej, niespodziewanie zadzwonił do niego Mitis, zapraszając go do centrum miasta. Rudzielec zgodził się całym swoim sercem, wychwalając pod nosem wspaniałość wakacji. 

    Z prędkością zaskakującą przyjaciela, Zale dotarł na jego podwórko a potem upadł na trawę ze zmęczenia. Mitis nie mógł powstrzymać śmiechu. Potem obydwoje wsiedli na rower i pojechali w głąb miasta.

    Za parkiem, na najbardziej ruchliwej ulicy, znajdował się bar, w którym przyjaciele często spędzali wolny czas. Rudzielec na początku czuł się dziwnie zamawiając jedynie napoje, ponieważ nie zawsze mieli pieniądze albo ochotę na jedzenie. Szybko jednak obsługa przyzwyczaiła się do ich obecności, a nawet zaczęła mówić im po imieniu. 

Senna InkantacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz