Rozdział 10

2 0 0
                                    


    Azale gdy podniósł głowę, modlił się z całych sił, aby osoba która go trzymała, mogła wyzwolić go od tych przerażających wizji.

  Rudzielec pomyślał o swoim bracie a następnie o Mitisie. Pamiętał bardzo dobrze ich ciepło, a ramiona owinięte wokół niego, dawały mu poczucie bezpieczeństwa. 

   Jednak obraz tych dwóch młodzieńców, szybko zamazał się w jego głowie, a w ich miejscu pojawiła się wysoko postać, o czerwonych oczach.

- Leal… - Wyszeptał Zale, łapiąc się kurczowo ramion mężczyzny. W chwili kiedy miał powiedzieć coś jeszcze, z jego oczu popłynęło więcej łez, zamazując pole widzenia Azale.

    Przystojna twarz Leal, nagle straciła wszystkie swoje barwy. W pewnym momencie na Azale patrzyła czarna dziura, bez oczu, ust i bez nosa. 

   Rudzielec zaczął się szarpać, jęcząc i krzycząc głośno. Dłonie, które go trzymały zaczęły się wydłużać i wykrzywiać, a skóra stawała się czarna. 

    Azale przestał oddychać. Nie chciał czuć zapachu palonego ciała, który zapewne zaczął wydobywać się z trzymającego go trupa. Próbował wydostać się z pułapki, ale otaczające go ramiona były zbyt silne. 

    Czarna istota wzmocniła swój uścisk, zbliżając głowę do młodzieńca. 

   Azale trzymał swoje oczy zamknięte a także zacisnął szczęki. Istota chce go spalić. Chce go zabić i zabrać wszystko co ma. Nie było dla niego ratunku.

-... Zawsze będę dla ciebie… Otwórz oczy… Rozerwę wszystko i wszystkich… Nie zatracaj się… proszę… bądź przy mnie…

   Szept rozbrzmiewał coraz głośniej, wbijając się w umysł młodzieńca, rozpraszając jego zbłąkane myśli. 

   Azale otworzył usta, wciągając powietrze i zapominając o odorze. Zniknął on razem ze spaloną skórą oraz z osobą bez twarzy. Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło.

   Tak jakby to nigdy się nie wydarzyło…

- Azale…

    Szept rozległ się bliżej twarzy rudzielca, a on skuszony otworzył swoje oczy.

- Leal… - Oznajmił, widząc przed sobą szkarłatne oczy na przystojnej twarzy. Ich nosy prawie się stykały, a Azale bardzo zapragnął pewnej rzeczy.

    Chciał aby Leal go pocałował.

    Mężczyzna jakby czytając w myślach rudzielca, przybliżył swoją twarz do twarzy Azale. Zanim jednak ich wargi się dotknęły, Leal podniósł głowę i musnął wargami czoło niższego chłopaka. 

   Przez ten mały czyn, serce Azale zabiło mocniej a jego policzki oblały się szkarłatem.  

   Rudzielec nadal trzymany w ramionach, rozejrzał się po ulicy. 

   Samochody jeździły powoli po drodze a ludzie szli, omijając ich szerokim łukiem. 

- Czy to wszystko tylko sobie wyobraziłem? - Zapytał Azale na głos, nie wiedząc czy zacząć panikować, czy zapomnieć o tym co widział. Obrazy nadal go prześladowały w myślach, ale nie były już tak uporczywe. Gdy tylko bardziej skupiał się na Leal, znikały, rozpływając się w nicości. 

- Zostaw to mi. Jesteś zmęczony. 

    To była prawda. Azale czuł jak zmęczenie pozbawia go sił. Gdyby nie Leal, był pewien, że już dawno by upadł.

   Mężczyzna po kilku ruchach, niósł Azale w ramionach, w stronę jego domu. 

- Dlaczego to robisz? 

Senna InkantacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz