Rozdział 11

2 0 0
                                    

   Kolejne dni były burzliwe jak nigdy jeszcze dotąd. Każda sekunda ciągnęła się jak minuta a dzień i noc powoli przestały mieć jakiekolwiek znaczenie. 

    Młodzieniec tkwił w domu, nie ruszając się z niego ani na krok. Starał się przeczytać książkę od przyjaciela Tokono, ale często musiał robić przerwy i uspokajać się. Kot towarzyszył mu w tych chwilach, ale nie mógł pozbyć się uczucia, że powoli wszystko się kończy. 

    Sny Azale zmieniły się odrobinę. Leal ani razu nie pojawił się w nich, a młodzieńcem coraz bardziej zaczęły miotać wahania. Istota gnębiła rudzielca, co także wpływało na niego negatywnie. Po kilku razach Azale powiedział sobie dość, i zmuszał się do by nie spać a także do dalszego czytania. Czuł, że tylko w ten sposób mógłby zatrzymać istotę. 

    Rudzielec nie mógł też pozbyć się swojego strachu, związanego z tym co zobaczył w sklepie. Gdy miał wyjść, jego nogi się trzęsły, a panika zalewała jego umysł. A co jeśli i jego rodzina to zobaczy? A co jeśli coś rozerwie ich ciała?

   W ten sposób Azale przestał odzywać się do Mitisa, nie wychodząc prawie z pokoju. Wszyscy martwili się o niego, ale strach młodzieńca był większy. Musiał w końcu znaleźć wskazówki by ich uratować. 

    Azale zaczął z czasem myśleć, że jeśli tylko odsunie się od wszystkich, zapowiadana katastrofa opóźni się, a on nie wciągnie ich w swoje problemy. Wierzył w to całym swoim sercem. 

   Ostatecznie przecież problem mógł tkwić w nim samym.

***

    Po całym mieszkaniu nagle rozniósł się dźwięk pukania. Rudzielec zdołał go usłyszeć, ale ostatecznie postanowił to zignorować. 

    W następnym momencie ktoś zatrzymał się za drzwiami prowadzącymi do pokoju Zale. 

- Mitis przyszedł do ciebie! Chciał tylko cię zobaczyć! - Krzyknęła mama Azale, a potem otworzyła drzwi, wchodząc do środka pomieszczenia. 

    Rudzielec siedział na podłodze, rozciągając swoje nogi. Zmęczony, zesztywniał z powodu siedzenia przez dłuższy czas w jednej pozycji. Kot rozłożony był na podłodze obok niego. - Powiedz mu, że mnie nie ma.

- O czym ty mówisz?! - Chrząknęła kobieta. - Od kilki dni nie wychodzisz z pokoju! Co jest z tobą nie tak?

- Po prostu mu tak powiedz! Dlaczego robisz takie problemy? - Zapytał zirytowany młodzieniec. W tym samym momencie jego serce zostało przebite przez wyrzuty sumienia. Nie powinien zwracać się w ten sposób do mamy, ani ignorować przyjaciela. Jednak od zakończenia książki i odkryciu wskazówek, zostało mu niewiele stron. Gdyby zdołał dzisiaj wszystko odkryć, dałby radę ich uratować. Dlatego Azale przełknął swoje sumienie, i zwrócił się zimnymi oczami w stronę kobiety. Postanowił, że potem im wszystko wynagrodzi. 

- Jesteś… inny. Dziwny. Nie poznaję cię. 

- To nie ja jestem dziwny! - Zarzekał młodzieniec, a potem zamilkł nagle. - To nie ja jestem dziwny… No tak! Tam też tak było! 

- Azale… - Wyszeptała ze smutkiem kobieta z włosami związanymi w kok. - Co się z tobą dzieje? 

    Młodzieniec w tym samym czasie rzucił się w stronę książki. Złapał ją, szukając w niej czegoś. - To nie ja jestem szalony przecież! - Krzyknął głośno a w jego tonie rozbrzmiała ekscytacja. Nawet Tokono zaciekawiony i zarazem smutny podszedł bliżej Azale. 

   Młodzieniec odłożył książkę i zwrócił się do matki. - Ten świat… jest dziwny! On oszalał! 

- Azale… Co ty…? 

    Rudzielec zbliżył się do kobiety i złapał ją za ramiona. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech, a oczy błądziły niespokojnie po twarzy tak mu znajomej. - Mama! To proste! Ze światem jest coś nie tak! Więc wystarczy was ochronić! Od świata! Mama! Może Tata też pewnie to zauważył! Próbuje teraz nas trzymać z dala od siebie by nie kusić świata! Hej! Mama kiedy ostatnio widziałaś tatę? 

- Przestań! - Wrzasnęła kobieta przerażona 

    Azale odsunął się od matki, patrząc na nią zdziwionym spojrzeniem. Lewą dłoń przyłożył do piekącego policzka, który przed chwilą został uderzony przez kobietę. 

    Mama Azale stała z wyciągniętą dłonią, oddychając głośno. Następnie zdając sobie sprawę co zrobiła, złapała palcami drugą rękę. Po jej policzkach spłynęły łzy, a jej twarz wykrzywiła się w rozpaczy. - Przepraszam… przepraszam… - Szeptała, mocząc kroplami swoją koszulkę. 

- Nie… nie szkodzi! Zapędziłem się! Wiesz jaki się robię kiedy jestem podekscytowany… Mama! - Powiedział Azale, robiąc krok w stronę kobiety aby ją przytulić. Ta jednak wycofała się na korytarz, znikając za zakrętem.

- Azale… - Tokono podszedł do zamrożonego w miejscu rudzielca, ocierając się o jego nogawkę. 

- Hej… ja naprawdę nie jestem szalony… Ona przecież o niczym nie wie… W ten sposób wszystkich chronię… A to miasto jest szalone! 

    Tokono milczał. 

- Więc wystarczy, że to udowodnię! - Oznajmił młodzieniec z całą swoją siłą, biegnąc w stronę wyjścia. 

   Kot nie gonił go. Usiadł w miejscu obserwując owe wydarzenia. Nic przecież nie mógł zrobić. 

    Azale w rekordowym czasie założył buty. Zanim wyleciał z domu, usłyszał jak z kuchni wołają i biegną do niego dwie osoby. Nie zatrzymał się jednak, tylko pognał przed siebie. 

   Na korytarzu ponownie Mitis i Tsubaki zostali sami. Martwiąc się o najmłodszego, nie wiedzieli co dokładnie mogą zrobić. 

   Mitis instynktownie spojrzał w kierunku pokoju Azale, jednak niczego tam nie zobaczył.

***

   Zale biegł przed siebie chodnikiem, mijając pogrążone w ciszy domy. Nie zauważył nawet kiedy nastał wieczór, ale nie przeszkadzał mu on. Było dosyć jasno aby zauważyć wiele szczegółów. Na samochodach siedziały kruki. Z jakiegoś domu kapała woda a na najbliżej tablicy informującej było ogłoszenie o zaginięciu jakiejś osoby. 

    Wszystko było normalne. Nic złego się nie działo. Mimo to rudzielec mknął przez ulice, starając się odnaleźć "szaleństwo". 

   Serce mocno biło w jego piersi, nie mogąc się uspokoić.

   Wszystko było takie jak zawsze. 

   Azale zatrzymał się na pustym placu. Pamiętał jak uczył się tam jeździć na rowerze, razem z Mitisem.

    Wszystko było takie jak zawsze. 

    Młodzieniec zaczął kręcić się wokół siebie. Pierwsze dni wakacji były tak bardzo jasne, jakby nadal trwał dzień. Widział on wyraźnie domy, drzewa, chodnik, ulice. 

   Zakręcił się jeszcze raz: domy, drzewa, chodnik, ulice.

   Jeszcze raz: domy, drzewa, chodnik, ulice.

   I jeszcze raz: zburzone domy, połamane drzewa, krew na chodniku, opustoszałe ulice.

   Wszystko było takie jak zawsze...

   Azale zatrzymał się i zasłonił twarz rękawami swojego zielonego swetra. - To chyba ja jestem szalony… - Wyszeptał, a jego wizja zaczęła z każdym oddechem robić się coraz bardziej mroczna. 

    Niespodziewanie krople wody zaczęły spadać z nieba, mocząc zagubioną, samotną osobę na pustym placu. 

    Azale opuścił ręce. Wpatrywał się pustym wzrokiem w odległy punkt. Deszcz, który padał przybierał coraz to bardziej szkarłatny kolor. 

- Więc… Tokono, Leal… Nieszczęście... to wszystko sobie wymyśliłem… kiedy… - Zale złapał się nagle za głowę i krzyknął z całych sił. - Kiedy stałem się szalony!!!

- Azale! - W powietrzu rozległ się inny głos, pełen troski. 

    Silna dłoń złapała rudzielca za ramię, odwracając jego ciało w stronę głosu.

Senna InkantacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz