Rozdział 14

3 0 0
                                    

   Azale biegł przed siebie, ile sił miał w nogach. Musiał jak najszybciej potwierdzić swoją teorię przez spotkanie z tatą. Aby dostać się tam, potrzebował pożyczyć rower.

    W ekspresowym tempie znalazł się na podwórku należącym do rodziny Mitisa. Zanim poleciał w stronę szopy, drzwi prowadzące do domu nagle się otworzyły. Dobiegał z nich zachęcający głos starszej kobiety. - Azaleusz? Wejdź tutaj! Chodź na chwilkę!

- Przepraszam! - Krzyknął młodzieniec w stronę otwartych drzwi. Czuł lekkie zaniepokojenie. Chociaż bardzo dobrze słyszał babcię, nie widział jej stojącej w drzwiach. - Pożyczę rower na moment!

- Nie krępuj się! Zamknij tylko dla mnie drzwi od domu! - Poprosiła.

   Azale zawahał się przez moment, ale stwierdził, że przynajmniej tyle może zrobić. Szybkim krokiem podszedł do wejścia, łapiąc za klamkę. Jego wzrok jednak został przyciągnięty przez jakiś cień leżący na podłodze w korytarzu. Rudzielec zmrużył oczy aby lepiej się przyjrzeć, i wtedy ze strachem rozpoznał leżący kształt.

- Babcia! - Wrzasnął, chcąc postawić krok do przodu. Kątem oka jednak zauważył dziwny ruch. Zamiast ruszyć do przodu, Azale odskoczył do tyłu z bijącym sercem.

   Szybko niczym tygrys, blada, wychudzona ręka o długich, kościstych palcach, starała się złapać młodzieńca za koszulkę. Chybiła jednak kilka centymetrów od klatki piersiowej Azale.

   Rudzielec odsunął się natychmiast jeszcze dalej, wpatrując się rozszerzonymi oczami prosto w wejście. Po jego twarzy zaczął spływać pot a dłonie zacisnęły się w pięści.

   Za drzwi wyłoniła się powoli karykaturalna postać. Była wysoka i chuda. Ubranie, które przylegało do jej ciała, było za wielkie. Postać przypominająca babcię Mitisa, wyciągnęła do młodzieńca drugą dłoń z talerzem. Spokojnym, słodkim głosem, kusiła młodzieńca. - Wejdź do środka. Babcia dawno cię nie widziała... Nie lubię już wychodzić. Chodźźź. Mam ciasteczka!

   Na talerzu znajdowała się cała banda robaków. Wijące się stonogi i brązowe karaluchy, spadały na ziemię, a niektóre łaziły po ciele "staruszki".

    Azale pokręcił głową, zaciskając mocno szczękę. Potykając się o uschnięte sadzonki, pobiegł w stronę szopy. Wyciągnął rower i wsiadł na niego, uciekając z tego miejsca. Rzucił przelotne spojrzenie w stronę progu domu, chcąc upewnić się, że potwór go nie goni. "Babcia" stała nadal w tym samym miejscu, kręcąc głową na boki z bezzębnym uśmiechem.

   Z zaczerwienionymi oczami, Azale odwrócił wzrok na chodnik.

- Zale!

   W ostatniej sekundzie rudzielec gwałtownie skręcił kierownicą, unikając potrącenie bruneta.

   Zatrzymując się obok najlepszego przyjaciela, Azale rzucił mu pełne udręki spojrzenie. - Miti..!

   Zale wyciągnął ramiona, a brunet widząc stan rudzielca, objął go mocno.

   Azale właśnie tego potrzebował. Poczuć się chociaż w jednej chwili bezpieczny aby z powrotem nabrać siły. Wiedział, że musiał to zakończyć. Miasto zaczęły nawiedzać nieszczęścia.

- Zale, nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Powiedz co widzisz? - Mitis mówił łagodnym tonem, starając się uspokoić przyjaciela.

   Azale wciągnął głęboko powietrze, odpychając na małą odległość bruneta. Nadal siedział na rowerze. - Musisz znaleźć bezpieczne miejsce i poczekać. Załatwię to!

   Mitis spochmurniał i złapał Azale za ramiona. Jego uchwyt był mocny i zdecydowany. - Przestań! Wszystko jest w porządku! Nic co widzisz nie jest prawdziwe!

Senna InkantacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz