Rozdział 18

3 0 0
                                    

   Wysoki mężczyzna otworzył oczy. Długie, rozpuszczone, kręcone włosy były targane przez silny wiatr. Słońce świeciło jasno, przebijając się przez czerwoną barierę utrzymującą się na niebie. Jego promienie drażniły szkarłatne oczy.

   Samotna postać stała pośrodku ruin, niegdyś tętniącego życiem miasta. Ze wszystkich stron otaczały ją ciała. Niektóre z nich już dawno stały się kośćmi, a inne dopiero co zaczęły gnić. Każda nieznajoma twarz była spokojna, jakby wszyscy umarli we śnie. Albo w koszmarze.

    Mitis pochylił się, odwijając materiał, w który owinięte były szczątki. Opiekował się nimi aż do dzisiejszego dnia, miłując każdą nawet najdrobniejszą kostkę. Teraz pozostał po nich jedynie pył. 

    Mężczyzna obrócił się, wyczuwając niedaleko siebie obecność. 

- Azale. - Wyszeptał, wpatrując się w unoszącą się przed nim ciemność. Powoli przybliżyła się do Mitisa i trąciła jego rękę. Przez Mężczyznę przeszło uczucie ochrony jak i zapewnienia, że wszystko będzie dobrze. 

    Mitis uśmiechnął się delikatnie. Dopóki Azale jest przy nim, wszystko będzie w porządku. Skoro nie chciał już wracać do tamtych dni, on to zaakceptuje. Zatrzyma go w tym świecie i nigdy nie puści. Już nigdy. 

    Radość na twarzy Mitisa szybko zniknęła, kiedy zaczął się do nich zbliżać ktoś jeszcze. Powoli odwrócił się w stronę przybysza, unosząc głowę dumnie. Azale owinął się powoli wokół ręki ukochanego.

    Osoba, która zatrzymała się przed nimi, to mężczyzna, nieco niższy od Mitisa. Krótkie włosy z dłuższą grzywką miały białą barwę podchodzącą pod błękitne tony. Młoda twarz pozbawiona była wyrazu strachu, czy radości. Wpatrywał się tylko swoimi czarnymi oczami w stronę Mitisa i ciemności. Ubrany w proste czarne spodnie oraz ciemną koszulę, leniwie uniósł rękę w ich stronę. Jego skóra wyglądała jakby mogła świecić jeśli tylko zmył by z siebie kurz oraz mroczne inkantancje. 

   Azale w swoim beskrzałtnym ciele oderwał się od Leal. Przez chwilę badał nową obecność aż znajome uczucie zatrzęsło mrokiem.

    Imię niczym echo pojawiło się w umyśle Mitisa, wywołując w nim ponurą nienawiść. 

- A więc to tak wygląda mały, uciekający, tchórzliwy kotek? - Wyszeptał Leal złośliwie, pragnąc zrobić to, co planował od samego początku. Myśl o zgnieceniu bladej szyi, napawała go wielką przyjemnością. Azale wyczuwając mroczne zamiaru, powoli wycofał się, uspokajająco otulając Mitisa. 

- Mam na imię Tokono. Miło mi. Jestem przyjacielem Azale. 

    Leal z szaleństwem i z obezwładniającą szybkością postawił krok na przód, chcąc zabić Tokono. Nie zdążył wyciągnąć ręki, kiedy niczym kubeł zimnej wody, oblały go uczucia ukochanego. 

   Azale starał się go powstrzymać, przekazując to co czuł. Wdzięczność, troska, radość oraz lekka złość zawładnęły ciałem Leal, skutecznie zatrzymując go w miejscu. 

   Cała trójka nagle usłyszała cichy jęk oraz zawalający się gruz. Zignorowali jednak ten dźwięk, z powrotem obserwując siebie nawzajem. Tylko Tokono przez moment zawahał się. W pierwszym momencie instynktownie chciał pobiec w kierunku hałasu, ale szybko zrezygnował z tego pomysłu. Miał rzecz do przekazania.

- Masz szczęście, że stawił się za tobą. Zbyt długo wędrowałeś po naszym świecie. - Oznajmił Leal, nie mogąc jednak odpuścić, wyżywając się przynajmniej słownie. Azale przesłał obraz dąsającego się dziecka, porównując go do Mitisa. Mężczyzna zignorował go. 

Senna InkantacjaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz