🥀~Rozdział 1~🥀

175 40 6
                                    

🥀~Sierociniec~🥀

Perspektywa Alison

Od małego bałam się, że nie odnajdę dla siebie drogi, że nie uda mi się do ściągnąć celu. Nie łatwe jest to, gdy cały czas się wokół słyszy jedno i to samo, a mianowicie, że się do czegoś nie nadajemy. Może przez to jest tak wiele samobójstw i niezrozumień...

Chcemy być w czymś dobrym i do tego dążymy, ale za jaką cenę? Inni dążą do tego do trupach, dzięki temu łatwo się wybijają i zarabiają pieniądze, jednak czy to jest najważniejsze w tym wszystkim?

Spojrzałam na swój pokój i jeszcze raz wszystko sprawdziłam. Dzisiaj odwiedzałam sierociniec. Widziałam, że dzieci już oczekiwały mojego występu. Może nie zawsze miałam wolny grafik, ale starałam się dla każdego znaleźć czas. To nie zajmowało nie wiadomo ile czasu, a mogłam komuś sprawić przyjemność.

— Gotowa? — zapytał mój menadżer, a ja kiwnęłam głową.

Ernest Blorege był że mną od początku kariery. To on wszystko mi pokazał. Był jak tata, wspierał mnie i miał zawsze czas na moje łzy oraz lęki. Nawet ludzie show biznesu, czy aktorzy moją swoje problemy. To nie chodzi o to w co się trzeba ubrać tylko czy aby na pewno wszystko robimy jak należy. Pewnie to powtarzam w każdym wywiadzie, ale zawsze się boję, że przyjdzie taki dzień, że coś mi odbije i stanę się kompletnie inną osobą... Tak jak moja rodzina. Odkąd pamiętam każdy sobie coś wyrzucał: a to brak czasu, ktoś jest okropny i tak cały czas. Nie mam pojęcia jak wygląda normy dom. Czy jak to jest się przytulić do rodzica.

Ja jedyne co dostawałam to ciągle niezadowolenie i krzyk, że jestem słaba od innych. Czasami bałam się wracać do domu, jednak to już przeszłość. Nie warto ją rozpamiętywać jakby to ktoś powiedział...

Razem z menadżerem zjechaliśmy na parking, po czym wszystko włożyliśmy do środkami. Kupiłam kilka prezentów dla dzieciaków i miałam nadzieję, że im się spodobają.

Usiadłam na swoim miejscu i ruszyliśmy do przodu. Było wczesne popołudnie i jak na razie nie było tak wielkich korków. Nie którym puszczały nerwy w nich. Chociaż nie dziwiłam im się, gdy muszą tyle czasu siedzieć, też chcieliby odpocząć i wrócić do swojego azylu.

Kiedy w końcu udało nam się dotrzeć na miejsce, zabrałam potrzebne rzeczy, po czym weszłam do sierocińca. W progu już przywitały mnie dziewczynki. Byłam u nich tak często jak się tylko dało. Uwielbiałam się z nimi bawić i choć na chwilę zapomnieć o codziennej rutyny.

— Ale fajnie, że tutaj jesteś. Zobacz mamy nowe dzieci tutaj — powiedział Ron, a ja się uśmiechnęłam lekko.

To było straszne, że nie którzy woleli się pozbyć dziecka tylko dlatego, że sprawiało im problemy wychowawcze. Miałam nadzieję, że takie dzieciaki znajdą szybko dom rodzinny, w takim co będą czuć się dobrze.

Kiedy Ernest zaczął przynosić torby, ja dawałam po kolei każdemu dziecku. Najwspanialsze uczucie to widzieć te małe uśmieszki na ich twarzyczkach.

Chociaż tak mogłam pomóc... Na co dzień dubbingowałam postacie w filmach i naprawdę kocham tą pracę oraz niekiedy występowałam na scenie w różnych wolontariatach.... Jednak nie zawsze zakłóci to głos wewnątrz mnie, który przypominał, że i tak nie wszystkim będę w stanie pomóc...

************
Witajcie kochani
Kolejny rozdział dla was. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Przepraszam za błędy. Bardzo bardzo dziękuję za czytanie i dawanie gwiazdeczek ❤️

"𝐖ś𝐫ó𝐝 𝐠𝐰𝐢𝐚𝐳𝐝"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz