Rozdział 4

1.5K 41 39
                                    

  <***>  

     Stałam tam.

     Sparaliżowana nieprzychylnym, podejrzliwym wzrokiem swojego teścia. W skąpych majtkach i koszulą Logana ukazującą zarys moich piersi, z włosami w nieładzie, opuchniętymi wargami i uchylonymi ustami. I byłam pewna, że zarumieniłam się aż po cebulki włosów.

     Głośne wyjście Malcolma z pokoju oraz rzucenie dokumentami na blat kuchenny sprawiło, że dołączyła do nas pozostała trójka – z Lisą na czele. Patrzyłam na nich wszystkich, czując się nieco niepewnie pod ich oceniającym spojrzeniem. Dodatkowo facet Victorii widział mnie w skąpym odzieniu.

     Jak mogłam popełnić tak kardynalny błąd?!

     Zabrałam wszystko stamtąd – nawet zabawkę Daisy spod łóżka! – ale zapomniałam o swoim pieprzonym zegarku i dokumentach. Byłam taką kretynką! Cholera, mogłam wszystko zniszczyć!

     Czas mijał, a my się nie odzywaliśmy.

     Czując ruch za swoimi plecami, przycisnęłam się ramieniem do ramienia Logana, nakazując mu milczenie. Skrzyżowałam ręce na biuście, żeby trochę się zakryć, i jeszcze bardziej oparłam się o męża. Oddech Hayesa drażnił końcówkę mojego ucha. Trzeba było rozpocząć kolejny teatrzyk z nami w roli głównej.

     — Pokłóciliśmy się — powiedziałam.

     — Wy się nigdy nie kłócicie — zauważyła Tori bystrze. Zbyt bystrze.

     — Zdarza nam się, jednak szybko rozwiązujemy konflikt, ale tym razem nie poszło łagodnie i nasza sprzeczka była duża — dodał Logan i ułożył swoją dłoń na moim biodrze.

     Pod koszulą.

     Na materiale czarnych fig.

     Drgnęłam, bo tak nisko i bezpośrednio w kontakcie ze skórą na moim biodrze dłonie Logana się nie znajdowały nigdy. Przełknęłam.

     — O co się pokłóciliście? — spytała Victoria i mogłam przysiąść, że ekscytowała się tymi ploteczkami.

     — Był zazdrosny o współpracownika ze stacji — odpowiedź popłynęła z moich ust. — Zrobił mi awanturę na pół osiedla, że co ja sobie wyobrażam.

     — Nie podobało mi się, jak się na ciebie patrzył. — Logan zacisnął palce na mojej skórze.

     Prychnęłam pokazowo, dokładnie ilustrując teściom, co myślałam o tej jego cholernej wymówce.

     — W każdym razie wykrzyczałam mu, że jest kompletnym palantem, który nie ufa swojej żonie i podejrzewa zdradę na każdym kroku. Oczywiście w odwecie wytknęłam, że on sam się gdzieś szlaja z tą lafiryndą z działu księgowości. Melanie? — zapytałam go.

     — Melissa — odparła Lisa.

     — No tak, nie zapamiętuję nieistotnych informacji — zadumałam się z uśmieszkiem. — Pokłóciliśmy się o to, bo próbował mi mówić, że ta kobieta wcale nie robi do niego maślanych oczu. A ja wszystko widziałam i wiem, że się do ciebie ślini. I ma na ciebie ochotę.

     — Rozmawialiśmy o tym, mycha — powiedział subtelnym głosem.

     Powstrzymałam odruch kopnięcia go w goleń.

     Albo krocze.

     — Kontynuując, strzeliłam focha i przez dwie noce spałam w pokoju gościnnym. Nie mogłam na niego patrzeć po tym wszystkim.

Beznadziejnie Zakochana [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz