Rozdział 7

1.3K 42 7
                                    

<***>

     Następnego dnia obudziłam się z uczuciem ociężałości. Nie sama z siebie – przeklęty telefon wibrował i dzwonił mi pod uchem, przyprawiając o ból głowy. Na ślepo wymacałam urządzenie pod poduszką i wyciągnęłam. Nie wiedziałam, kto nienormalny do mnie dzwonił w niedzielę rano. Czy ludzie nie mogli dospać? Uchyliłam oko, by odebrać. Ciężką ręką przyłożyłam – praktycznie puściłam – telefon na policzek.

     — Kochanie, wszystko w porządku?

     Mój zamglony poprzednim wieczorem mózg nie za bardzo chciał ze mną współpracować. Była niedziela. Logan nie był w pracy, więc na pewno do mnie nie dzwonił. Innej osoby, która mogłaby się tak do mnie zwrócić, nie miałam.

     — Kto mówi? — wymamrotałam niewyraźnie ochrypniętym głosem.

     — Kim jesteś?

     Dopiero po tym zapytaniu ogarnęłam, że najprawdopodobniej nie odebrałam swojego telefonu. Zamlaskałam, wtulając twarz w poduszkę.

     — Pytam się, coś za jedna i czemu odbierasz telefon mojego chłopaka?!

     O, mózg otrzeźwiał.

     — Hamilton — stwierdziłam.

     — Milana — wyrzucił z siebie, jak największą obelgę. — Gdzie jest Logan i dlaczego odbierasz jego telefon?

     Jęknęłam i otworzyłam oczy. Z wielkim ociąganiem uniosłam się na łokciu. Naprawdę miałam zwiotczałe mięśnie, a ciężka głowa tylko ciągnęła mnie w dół. Leżałam na plecach – w samych majtkach! – i z cienką kołdrą zawiniętą dookoła kostek. Kątem oka dostrzegłam biały materiał na poduszce pode mną. Odchrząknęłam i powoli przekręciłam głowę w lewo, by prawie paść na zawał. Obok leżał Logan – skierowany twarzą ku sufitowi, z ręką zarzuconą nad głową i szeroko rozłożonymi nogami. Na szczęście był w gaciach.

     Ignorowałam drącego się do słuchawki Hamiltona i nieprzytomnym spojrzeniem obserwowałam klatkę piersiową męża. W przypływie paniki szturchnęłam go stopą – prawie przepłaciłam to zwróceniem lichej zawartości żołądka – i odetchnęłam z ulgą, gdy się poruszył. Już myślałam, że się urżnął na śmierć.

     — Gdzie. Jest. Logan? — wycedził Maxwell.

     — Leży obok mnie — powiedziałam, znów opadając policzkiem na poduszkę. — Czego chcesz, Max?

     — Co. Robisz. Z. Nim?

     — Przestań na mnie syczeć, bo jesteś tylko śmieszny. Co z nim robię? Przecież jest moim mężem. Musi się wywiązywać z obowiązku małżeńskiego.

     Logan zamlaskał, poruszył się i okręcił w moją stronę. Podejrzewałam, że za chwilę się ocknie.

     — Daj mi go do telefonu. Teraz — zażądał. — Albo przyjadę.

    — Nie ma nas w domu. Śpi. Zadzwoń… nigdy. Żegnam. — Rozłączyłam się.

     Oczywiście, że zadzwonił. Po drugiej próbie wyłączyłam telefon Logana i rzuciłam na miękki dywan przy łóżku. Przymknęłam na chwilę oczy, by przemyśleć i przypomnieć sobie poprzedni wieczór. Nieźle się oboje porobiliśmy.

     Znów zasnęłam.

<***>

     Ponownie obudził mnie pęcherz. Przeklęty pęcherz! Jęknęłam, gdy znów zobaczyłam ściany pokoju Logana. Och, przynajmniej wiedziałam, że to ja wpakowałam się od łóżka jemu, a nie on mnie. Słyszałam i czułam jego przebudzenie się, dlatego niewiele się zastanawiając, złapałam kawałek szmaty pod moją głową i szybko wsunęłam się w koszulę męża. Okręciłam się na plecy i usiadłam, zapinając guzik czy dwa. Odgarnęłam roztrzepane włosy z oczu.

Beznadziejnie Zakochana [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz