Rozdział 22

1K 34 2
                                    

<***>

     We wtorek i środę udało mi się wyjść z Benjaminem na szybki lunch, który zawsze kończył się w ten sam sposób. Żegnaliśmy się przed restauracją kulturalnym całusem w policzek i rozchodziliśmy we swoje strony. Przeszło mi przez myśl, żeby zaprosić go do siebie, ale sądziłam, że jeszcze za wcześnie. Najpierw musiałam poczynić z nim jakieś kroku ku temu, by móc otwarcie zabrać go do swojej sypialni.

     Jedyny postęp, jaki poczyniłam, to flirtowanie z nim, kiedy nadarzała się okazja. Wcześniej starałam się zduszać jego próby podrywania mnie, ale od parunastu dni nie beształam go i nie stopowałam. Jeśli chciałam coś osiągnąć, nie mogłam odpychać Bena w nieskończoność. Nie, żeby jemu to się nie podobało. On był zachwycony, że grałam „niedostępną”, co w sumie nie było grą, ponieważ byłam niedostępna dla innego faceta.

     Gdy nadszedł piątek dziewiątego września, pożegnałam się ze współpracownikiem przed budynkiem stacji. Mogliśmy wyjść na spacer lub kawę, ale nie czułam się w tamtym dniu wyjątkowo społeczna i pragnęłam zaszyć się w zaciszu własnego mieszkania z dobrą książką w ręku albo przy piekarniku.

     Wróciłam do kamienicy tylko po to, żeby wziąć torby na zakupy i Daisy, a następnie poszłam na zakupy na lokalnym targu. Kochałam świeże warzywa, owoce i produkty od farmerów, a nie sztuczne z uprawy GMO.

     Częstowałam się owocami i uśmiechałam do miłych, prostych ludzi. Zaopatrzyłam się we wszystko, co miałam, a dopiero na końcu weszłam do supermarketu, żeby kupić to, czego tam nie mogłam. Włącznie z jedzeniem do psiaka i resztą rzeczy.

     Wróciłam, wzięłam prysznic i przebrałam się w legginsy oraz za dużą koszulkę Logana, w której on już nie chodził, ale ciągle potrafiłam wyczuć na niej jego zapach. Związałam włosy, włączyłam swoją playlistę i wzięłam się za przygotowywanie obiadu oraz szybkiego deseru, na który miałam ochotę. Specjalnie po to kupiłam waniliowe lody.

     Kiedy zrobiłam już każdy krok, planowałam położyć się i troszkę zdrzemnąć. Nie umówiłam się z Benjaminem na weekend, bo nie wiedziałam, czy ktoś niespodziewany nie raczy pojawić się w naszych drzwiach w sobotni poranek czy niedzielne popołudnie. Nie zdążyłam dojść do sypialni, ponieważ zadzwonił mój telefon. Myślałam, że to Logan.

     Ależ się zdziwiłam, widząc na ekranie imię teściowej. Ona nigdy do mnie nie dzwoniła, a mój numer to miała zapisany tylko dla picu. Ostrożnie przesunęłam palcem po szkle, odbierając.

     — Tak, słucham? — przywitałam się z Lisą.

     — Witaj, Milano — powiedziała matka Logana. — Jesteś przed pracą czy już po pracy?

     Miałam ochotę skłamać. Rozmowa przez telefon z tą kobietą wydawała mi się co najmniej dziwna. Odchrząknęłam, rzucając tęskne spojrzenie na drzwi od swojej sypialni.

     — Po pracy — wyznałam. — Dlaczego teściowa pyta?

     — Chciałabym się z tobą zobaczyć. Jeszcze dzisiaj.

     Potarłam brwi, a nagłe zmęczenie we mnie uderzyło. Nie miałam najmniejszej ochoty, aby wychodzić i spotykać się z Lisą. Jednak, była matką Logana i jeśli chciała się ze mną zobaczyć, musiała mieć dobry powód.

     — To nie może zaczekać do jutra? — spytałam mimo to.

     — Nie może. Kiedy możesz być u nas w domu?

     Zerknęłam na zegarek na swoim nadgarstku. Pokazywał drugą popołudniu.

     — Najprędzej za godzinę. Muszę się przebić przez całe miasto i to jeszcze w godzinie szczytu.

Beznadziejnie Zakochana [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz