Rozdział 30

1.4K 46 17
                                    

<***>

     Czas mijał nieubłaganie. Zanim zdążyłam się obejrzeć, data w kalendarzu wyznaczyła początek astronomicznej jesieni, która w Bostonie zaczęła się obfitymi deszczami, wiatrami i mgłami. Jako prezenterka pogody oraz osoba pracująca z meteorologami nie modliłam się o słońce, ponieważ wiedziałam z wyprzedzeniem, jakiej aury możemy sie spodziewać. Niedługo miało się rozpogodzić, a w mieście zawitać słoneczne dni. Wyczekiwałam tego.

     Wraz z tym zbliżała się data zamążpójścia Tori. Nie starałam się wykupować najlepszych kreacji, więc poszłam do średniej klasy butiku i tam wybrałam dla siebie ładną sukienkę w błękitnym kolorze, która podkreślała barwę moich oczu.

     Była środa – trzy dni przed ślubem – kiedy dostałam niespodziewany telefon od siostry Hayesa, która koniecznie chciała się ze mną spotkać. Zaintrygowana jej zachowaniem, umówiłam się z nią następnego dnia na brunch.

     W czwartek cierpliwie na nią czekałam. Poczułam się dziwnie nie na miejscu, kiedy ona przyszła wystrojona w sukienkę i przepiękny płaszcz, a ja pofatygowałam się w ubranie dresów, zwykłego T-shirtu i bluzy.

     Zwróciłam uwagę, że Tori promieniała szczęściem, a radością wręcz zarażała innych ludzi. Uśmiechała się cały czas, szczebiotała i od czasu do czasu kładła dłoń na brzuchu w opiekuńczym geście.

— O czym chciałaś ze mną porozmawiać? — zagaiłam po pewnym czasie.

— Po pierwsze chciałam ci pogratulować mistrzowskiego posunięcia związanego z tą intercyzą — odparła. — I zapytać, czy naprawdę planujesz się rozwieść z Loganem, żeby zabrać nam majątek?

Westchnęłam ciężko.

— Nasza umowa małżeńska nie przewiduje rozwodów w ciągu kolejnych ośmiu lat. Zagwarantowałam dziesięć lat razem.

— A potem?

— Intercyzę możemy spisać w dowolnym momencie małżeństwa, więc jeśli będziemy się rozwodzić, Logan zapewne upewni się, że nie oskubię z go pieniędzy. — Mój głos był zirytowany. — Czy to wszystko, co chciałaś wiedzieć?

— Wybacz te pytania, ale matka zmusiła mnie do przeprowadzenia wywiadu z tobą. — Uśmiechnęła się niepewnie. — Ale nie powiem jej ani słowa. Zapewnię, że nie planujesz podpisywać kolejnej intercyzy ani się rozwodzić.

— Możesz jej przekazać moje pozdrowienia. Lisa wolałaby Logana z Blanche, ale niestety ja jestem jej synową.

— I dzięki Bogu, bo ta Francuzka jest nie do zniesienia. — Victoria zachichotała zza swojej filiżanki z herbatą. — Jak wam się układa? Tobie i Loganowi.

— Bez zmian — odpowiedziałam, marszcząc brwi. — Dlaczego?

— Nic takiego.

— Victorio.

— Po prostu od dłuższego czasu chodził cały zgorzkniały, a kiedy przejeżdżał do ojca do domu, nie odzywał się ani słowem, a jak już, to burczał na mnie. Niedawno dopiero znów zaczął się uśmiechać i przysięgam, że kilka razy słyszałam go pogwizdującego pod nosem. — Uśmiech rozjaśnił jej twarz. — Założyłam, że pokłóciliście się i teraz pogodziliście, dlatego pytam.

— Nie kłóciliśmy się. Zachowywaliśmy się tak, jak zwykle.

— Cokolwiek sprawiło, że Logan czuł się w ten sposób, zniknęło.

— Kiedy mniej więcej zaczął się zachowywać inaczej?

— Tydzień. Tydzień i parę dni.

Moje serce mocniej zabiło. Dokładnie w sobotę tydzień temu na jaw wyszła prawda o Benjaminie i zdeklarowałam później Loganowi, że nie zamierzam z nikim sypiać. Czyżby to miało wpływ na jego doskonały humor?

Beznadziejnie Zakochana [zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz