PODKREŚLAM! ROZDZIAŁ NIE JEST PRZEZNACZONY DLA MŁODSZYCH CZYTELNIKÓW ZE WZGLĘDU NA DRASTYCZNE I NIESMACZNE TEMATY. CZYTASZ NA WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ!
POV: Karon
Mruknąłem przewracając się na twardym i niewygodnym łóżku.
Chwila, twardym?
Otworzyłem ospałe oczy i podniosłem się do siadu, zahaczając głowę o metalowe rury.
- Sss!- - syknąłem na nieoczekiwany ból. W moim łóżku są deski...
Moje oczy oślepiła biel wypełniając pomieszczenie. Czysta, krystaliczna biel, która była tak rażąca jak samo słońce. Zmarszczyłem brwi i zrzuciłem nogi z... pryczy. Rozejrzałem się w prawo i w lewo. Pokój był całkowicie biały, nieskazitelnie czysty. Do uszu zaś docierało ciągłe, jak i nieurywane szumy. Jakby w... Tym miejscu.
Zerwałem się na równe nogi i od razu poczułem jak upadam prosto na twarz. Moje pole widzenia stało się ciemne, czarne i pozbawione kształtu. W pewnym momencie poczułem twardą ziemię.
Tylko czemu upadałem tak długo?
Podniosłem się i zerknąłem w tył. Byłem w tym samym miejscu, ale już nie takim czystym. Materac był rozerwany a podłodze było mnóstwo rozpaćkanej krwi. Moje kostki skute łączącym je łańcuchem. Poczułem jak mój oddech przyspiesza. Ręce też. Skute. Spróbowałem się podnieść z łokci. Panikowałem.
Ręce - całe we krwi.
Szyja - Starta od noszonej na niej ciasnej, szorstkiej opaski.
Kolana - Stłuczone i posiniaczone.
Usta - Suche i chropowate od schodzącej z nich skóry.
Paznokcie - Poobgryzane do krwi.
Kurwa. Znowu tu jestem.
- K-Karon?
Kurwa. Ten głos... Ten czysty na swój sposób, pełen nadziei głos.
- E-Ej... Już dobrze... P-Po wszystkim, tak? Na razie m-mamy spokój... A potem...
Nie potrafiłem podnieść na niego mojego roztrzepanego wzroku. Czułem jak oczy się szklą, a w gardle rośnie wielka gula. Knykcie robią się białe, od zaciskanej pięści. Ciało całe drży.
To zawsze była moja wina.
- Max proszę... - zacząłem mówić ledwo słyszalnym głosem. Struny głosowe traciły swoje właściwości. Od suchości w gardle... Od stresu... Winy...
- N-Nie Karon... Jest okej. - odparł cicho.
Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Ten kurewski ból... Ten ton w jego głosie, którego nigdy nie słyszałem. Ton pozbawiony tego uczucia, którym ratował nas wszystkich.
Ton pozbawiony nadziei na coś więcej.
- Teraz będzie już okej, tylko podaj mi to, dobrze?...
Moje serce momentalnie stanęło. Zobaczyłem jak moja dłoń mimowolnie sięga po naprostowany kawałek sprężyny. Posiniaczona, posłuszna dłoń. Ale komu posłuszna?
- Nie! Nie! Nie! P-Przestań! - zacząłem krzyczeć, moje gardło powoli traciło zdolność wydobywania dźwięku. - Nie bierz tego ścierwa! Cholera!... S-Stój... B-Błagam, P-proszę...
Z moich oczu pociekły łzy. Nie mogłem mrugnąć, zatrzymać tego. Twarze takie realistyczne... Każdy pierdolony detal na skórze... Emocje w oczach... Brzmienie głosu...
CZYTASZ
Karon x Serban: Teddy Bear (FANFICTION)
Fiksi PenggemarDODAJĄC NA SAMYM POCZĄTKU! W CZASIE, W KTÓRYM DZIEJE SIE FAN FIC SERBAN I KARON MAJĄ OKOŁO 20 LAT, A KAŻDA INNA POSTAĆ MA NIEZGODNY Z PRAWDĄ PRZEDZIAŁ WIEKOWY! Zaczyna się ostatni rok liceum. Karon wraca z dość... Intensywnego odwyku, co wpływa na j...