Mimo upływu lat, Joanne wydawało się, że Fabiola Zabini nic się nie zmieniła. Nadal tak samo upinała włosy, na twarzy nie przybyło jej żadnej zmarszczki, a wzrokiem ciągle potrafiła wprawić ją w tak samo duży dyskomfort jak kiedyś. Kobieta nie zdawała sobie sprawy, że może zatęsknić za jej małymi gestami- jak to, w jaki sposób brała w dłonie filiżankę, podtrzymując małym palcem spód albo jak zagina palce, gdy siedzi bez butów.
— Muszę być z siebie dumna — odezwała się Fabiola. — Dzięki Merlinowi, że nauczyłam cię dobierać biżuterię, wyglądasz wspaniale, Joanne. Srebro do srebra, nawet koronka pasuje do splotów na sygnecie.
Jo nie mogła powstrzymać uśmiechu.
— Naprawdę nienawidziłam twojego przyspieszonego kursu. Który, koniec końców, do niczego mi się nie przydał!
— W takim razie szukałaś pośród złych mężczyzn! Każdy szanujący się doceniłby taką piękność i mądrość, gdy tylko by ją ujrzał – powiedziała poważnie. — Ale też w sercu miałaś kogoś innego...
— Fabiola... — jęknęła, zatapiając się w fotelu.
— Joanne, uczuć nie oszukasz. Kto wie, co by z wami było, gdyby nie twój wyjazd.
— Doskonale wiem, co by z nami było. — Założyła ręce na piersi. — On za bardzo by się obwiniał, a ja nie wytrzymałabym presji ciągłego pocieszania.
— Widocznie obie nie mamy szczęścia do mężczyzn... — westchnęła przeciągle, na co Jo zachichotała.
— No oczywiście, ty nie masz go kompletnie, najbogatsza kobieto w towarzystwie.
Fabiola uśmiechnęła się wrednie i podciągnęła nogi pod siebie. Wysunęła długą wsuwkę z koka, a czarne loki rozsypały się na jej ramiona. Wyglądała przepięknie, zrelaksowana i pełna blasku. Jo czuła spokój dzięki samemu patrzeniu na nią.
— Jeśli dają się wykorzystać, ja nie będę oponować.
— Ale Guillaume to akurat lubiłam! Pisał ci takie przepiękne wiersze... — podparła się na łokciach, uśmiechając szeroko.
— Nie wierzę, że pozwoliłam ci wtedy poprowadzić mnie do ołtarza! — Fabiola wybuchła prawie szaleńczym śmiechem, uderzając dłonią o udo.
— Chyba jeszcze nigdy nie byłyśmy tak pijane jak wtedy! — Jo delikatnie wytarła łzy z kącików oczu.
— Dobrze, że zaraz umarł...
— FABIOLA! — krzyknęła Jo, prawie się krztusząc.
— Oj, przepraszam, ale dobrze wiesz, że gdyby nie moi rodzice żyłabym spokojnie z Zabinim. Tylko nie spodobało im się to, że...
— Że był za dobry. — uśmiechnęła się smutno, kończąc za nią.
— No właśnie... To, i że miałam szesnaście lat, gdy pojawił się Blaise.
— Skrzywdziłaś go tym imieniem!
— Na szczęście on sam chyba nie wie, co znaczy. No i teraz już się nie jąka, więc wszystko skończyło się dobrze.
— Czekaj, naprawdę się jąkał? — Joanne zrobiła wielkie oczy. — Merlinie, Fabiola, a ja naprawdę nie wierzyłam w twoją moc...
— Nigdy nie słuchałaś, kiedy mówiłam ci, że wszystko jest zapisane w gwiazdach.
— Jaki jest teraz? Podobny do ojca?
Fabiola popatrzyła na nią smutno, a Jo automatycznie wyprostowała się w fotelu.
CZYTASZ
WOMANLY
FanfictionJoanne O'neill lubi nosić ładne sukienki, nigdy nie miesza w biżuterii srebra ze złotem i właśnie wróciła do Anglii po czternastu latach nieobecności. Wie, co to znaczy tracić ludzi i zakochiwać się na nowo. A na barkach czuje ciężar całego świata...