Dłużący się czas oczekiwania na zebranie Jo wypełniła prowadzeniem niezręcznej rozmowy z Molly, poznaniem jej męża i siedzeniem przy stole w kuchni, skubiąc wystające nitki z obrusu. Chciała jak najszybciej zniknąć z oczu Syriuszowi, Remusowi i w sumie to wszystkim. Nie czuła się ani trochę pewnie i była bardzo zaskoczona aż tak zimnym przyjęciem. Nie miała pojęcia, że naprawdę była jedną z niewielu osób z jej grona, która opuściła kraj po śmierci Potterów. I jeszcze, według większości, miała czelność wrócić i panoszyć się wśród nich. A to, że o powrót poprosił ją sam Albus Dumbledore, dolewało tylko oliwy do ognia. Molly rzuciła jej współczujące spojrzenie, gdy do jadalni wszedł Black i usiadł z leniwym uśmiechem na przeciwko niej. Nie mogło być już chyba gorzej.
Zbliżała się czwarta po południu, więc do Domu Blacków zaczęło przybywać coraz więcej osób. Z zaskoczeniem stwierdziła, że przy stole zasiadali starsi czarodzieje, tacy, których sama też kojarzyła z pierwszego składu. Myślała, że młodzież będzie pchała się do tego, żeby siedzieć tu z nimi.
Obok Syriusza usiadł Remus z Tonks, a Jo chciała zacząć uderzać głową w stół. Odwróciła wzrok w prawą stronę, skupiając swoją uwagę na Alastorze Moodym, udając, że nie czuje na sobie palącego spojrzenia blondyna. Starszy Auror przerwał swoją rozmowę z czarnoskórym mężczyzną obok niego, a jego sztuczne oko zakręciło się pełny obrót.
— Joanne O'neill! — powiedział głośno i z przekąsem. — Dumbledore musi być już chyba bardzo zdesperowany!
Ktoś zachichotał, a Syriusz prychnął głośno. Jo zacisnęła dłonie w pięści pod stołem.
— Desperacją nazywasz ponowną chęć wykorzystania moich zdolności? — zapytała głośno. — O których, jak sądzę, większość z was może tylko pomarzyć?
Alastor posłał jej szeroki, brzydki uśmiech, a blizny na jego twarzy poszerzyły się.
— Niech mnie diabli, nawet ja tęskniłem, O'neill! — Uderzył dłonią w stół. — Shacklebolt, jeśli kiedykolwiek będziesz chciał się z nią pojedynkować, to powiem ci już teraz, że nie chcesz!
Czarnoskóry mężczyzna, siedzący obok niego, spojrzał na nią przenikliwie, na co uśmiechnęła się niewinnie.
— Joanne O'neill. — Wyciągnęła w jego stronę dłoń, a gdy ją ujął, poczuł, jak przez całe jego ciało przechodzi dreszcz.
Wzdrygnął się, na co Moody zarechotał głośno.
— Nigdy ci się to nie znudzi, dziewczyno?
— Nigdy! - powiedziała niepokornie.
— O'neill co prawda Aurorką nigdy nie została, ale wierzcie mi, kiedy powiem wam, że rozłożyłaby was wszystkich na łopatki! — powiedział głośno. — A nawet nie była taka świetna z Obrony! O'neill, zdradź swój sekret!
— Świetna odżywka do włosów i jedno jabłko dziennie — zażartowała, a czarnowłosa kobieta po jej lewej zachichotała cicho.
— Nigdy nie jesteś poważna! — Alastor wskazał na nią swoim grubym palcem.
— Jestem, ale nie, kiedy pytasz o moje sekrety! — Pochyliła się w jego stronę, mrugając.
— Powiesz, dlaczego Syriusz Black zabija cię wzorkiem? — szepnęła do niej ta sama czarownica, która zachichotała. Jo w końcu przypomniała sobie, że to Emmelina Vance.
— Kiedyś dałam mu kosza — powiedziała specjalnie trochę głośniej, a Remus wygiął usta w grymasie. — Dobrze cię widzieć, Emm.
— Już myślałam, że mnie nie poznajesz! — Uśmiechnęła się do niej szeroko. — Mam ochotę cię zlać, że wtedy tak uciekłaś...
CZYTASZ
WOMANLY
FanfictionJoanne O'neill lubi nosić ładne sukienki, nigdy nie miesza w biżuterii srebra ze złotem i właśnie wróciła do Anglii po czternastu latach nieobecności. Wie, co to znaczy tracić ludzi i zakochiwać się na nowo. A na barkach czuje ciężar całego świata...