i hold my breath a little bit longer

204 16 9
                                    

— Czy wy sobie ze mnie żartujecie?!

W związku z weekendowym wybrykiem Harry'ego i artykułem, który pojawił się na łamach Żonglera, dyrektor zarządził nagłe zebranie Zakonu Feniksa. Jo siedziała na końcu stołu, starając się nie brać za bardzo udziału w dyskusji. Czuła ogromne wyrzuty sumienia, że nie przypilnowała zbyt dobrze chłopaka, a teraz ten znowu był na świeczniku. Syriusz wpatrywał się w nią ze złością, cały blady, a dłonie zacisnął w pięści. Milczał, choć to było dla niej gorsze niż gdyby zaczął krzyczeć. Za to Remus dawał upust swojemu rozgoryczeniu. Skwitował już działania dyrektora, profesor McGonagall, gdy nagle zwrócił się w jej stronę.

— A ty... — Chyba jeszcze nigdy nie widziała takiego zawodu w jego oczach. — A gdzie ty byłaś, Jo? Czemu spuściłaś go z oczu?

— Ja... — zająknęła się. — Przepraszam, to... Naprawdę, przepraszam.

— Gdzie byłaś, Jo? — zapytał zimno Syriusz.

— Syriuszu, proszę... — szepnęła, patrząc na niego błagalnie.

— Byłaś z nim? Opuściłaś mojego Harry'ego, żeby spędzić czas z nim?

Remus patrzył na nią ze zmarszczonymi brwiami, a Black wstał z krzesła, opierając dłonie na stole.

— Jeśli naprawdę byłaś wtedy z nim... Lepiej nic nie mów, Joanne.

Zwilżyła usta i odwróciła głowę w stronę kominka. Usłyszała tylko głośne prychnięcie Remusa.

— Kim on jest, że postawiłaś go ponad Harry'ego Pottera? Kim, do cholery, skoro nie potrafiłaś tego zrobić, kiedy byłaś ze...

Tonks nie dała mu dokończyć, bo ze złością trzasnęła drzwiami, wybiegając z pomieszczenia.

— To nie jest ważne — odpowiedziała cicho, mając nadzieję, że zaraz stanie się coś, co uratuje ją z tej sytuacji.

— Dla mnie jest — powiedział z mocą Remus, a Dumbledore niespodziewanie wyszedł z pomieszczenia.

— Co mam ci powiedzieć, Remusie?  — zaśmiała się histerycznie.  —Że jest osobą, dzięki której czuję, że żyję? Że nie zostawił mnie w najgorszym momencie mojego życia? Że nie czuje się ze sobą tak źle, że przekłada to na mnie, jak ty to robiłeś?

— Jo... — mruknął ostrzegawczo Syriusz, gdy zerwała się ze swojego krzesła i obeszła stół, stając przed mężczyzną.

— Wy wszyscy chcecie być tak bardzo nieszczęśliwi, żeby znajdować powody dla swoich błędów i móc się tym wybielać. Ja nigdy się na to nie godziłam. Mam dość tego, że próbujesz mi wmówić, że zrobiłam coś niewyobrażalnie okropnego, kiedy to ty ciągle wywoływałeś kłótnie i zamykałeś się na nas wszystkich. Mogłam pójść za tobą na koniec świata, Remusie, ale ty wybrałeś samotność i swoją durną sztukę umierania nawet za życia. Dlatego teraz nie miej do mnie pretensji, że mam się dobrze.

Nawet nie wiedziała, w którym momencie do pomieszczenia weszli Dilion i Dumbledore. Westchnęła cicho, gdy poczuła dłoń na swoim ramieniu. Usiadła na wolnym krześle, a mężczyzna jak zwykle stanął za nią i położył łokcie na drewnianym oparciu.

— Kim on jest? — Syriusz cicho powtórzył pytanie.

— Dilion jest moim mężem.

Jo machnęła dłonią nad serdecznym palcem swojej lewej dłoni, a przed wszystkimi odsłoniła się biała blizna, która go oplatała. Syriusz wciągnął głośno powietrze, a Remus nie mógł oderwać wzroku od jej dłoni.

— Mężem? Kurwa, O'neil...

— Kim on w ogóle jest? Skąd ty go wytrzasnęłaś? Czy ty jesteś poważna?!

WOMANLYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz