we gotta dance with the devil on a river to beat the stream

360 18 63
                                    

Joanne zapięła guziki przy mankiecie grafitowej, długiej sukienki. Przyjrzała się dokładnie swojemu odbiciu w lustrze. Włosy miała spięte w niskiego kucyka aksamitną, czarną gumką. Delikatny materiał opinał jej ciało, rękawy były wykończone białą koronką, a dół spódnicy lśnił w świetle lamp. Czuła się poważnie w takim wydaniu. Poprawiła srebrne kolczyki i sygnet na palcu, patrząc na ogród. Po wczorajszej burzy wyszło słońce. Wiatr delikatnie poruszał liśćmi wysokich drzew, a ona stąd słyszała śpiewny świergot ptaków. Złapała różdżkę z łóżka i wyszła z pokoju. Obcasy stukały o podłogę przy każdym jej kroku, odbijając się echem po holu. Celia czekała na nią jak zawsze na dole schodów. Dzisiaj przypatrywała się jej z większym niepokojem niż zazwyczaj. Jo stanęła obok niej, uśmiechając się spokojnie. Ciotka podała jej małą kopertówkę, w której znajdował się obiekt tego całego zamieszania. List od Malfoy'ów nie pozwolił jej zmrużyć tej nocy oka.

— Pięknie wyglądasz — powiedziała cicho Celia. — Pasuje ci ten kolor.

— Dziękuję. To sukienka mamy, potrzebowałam tego dzisiaj.

Ciotka złapała ją za nadgarstek, przyciągając bliżej siebie. Ujęła jej twarz dłońmi, zmuszając Jo do popatrzenia jej w oczy.

— Nie daj im się. Nie zrobiłaś nic złego. Nie pozwól, żeby weszli ci do głowy.

Joanne wyplątała się z jej uścisku. Jej emocje były sprzeczne. Jakby jakieś dziwne poczucie winy kiełkowało w niej coraz silniej.

— Opowiem ci wszystko, kiedy wrócę.

Na dworze poczuła, że pogoda wcale nie była taka idylliczna jak jej się wydawało. Zimny wietrzyk sprawił, że zadrżała. Szybko więc z cichym trzaskiem zniknęła spod domu.

Celia obserwowała ją z okna, dopóki nie straciła jej z oczy.

                                                                                           ꧁꧂


Siedząc przy stole na zebraniu, Jo czuła się nieobecna. Kodowała tylko poszczególne informacje, ale nawet i one nie zostawały w jej pamięci na długo. W rozkojarzeniu nie zdawała sobie sprawy z badawczego spojrzenia Remusa, który obserwował ją uważnie. Emmelina obok niej również jakby wyczuwała dziwną atmosferę i kręciła się niespokojnie na krześle. Syriusz nie mógł oderwać wzroku od czarnej kopertówki, jakby wiedział, że może być jak puszka Pandory, gdy tylko otworzy się jej srebrne zapięcie.

— Severusie, przecież to musi być jakiś nieśmieszny żart! Malfoy'owie nie organizowali kotylionów od kilkunastu lat! Kompletnie nieudane imprezy... — powiedziała zniesmaczona Tonks.

— Skąd ty możesz to wiedzieć, dziewczyno... — mruknął Snape. — Nawet nie było cię wtedy na świecie. A zapewne i tak nie byłabyś zaproszona.

— Słyszałam historie... — Tonks zaczerwieniła się i założyła ramiona na piersi. Remus przesunął się bliżej niej, zakładając ramię na oparcie jej krzesła.

Jo wyprostowała się na dźwięk imienia wspomnianej rodziny. Przełożyła kucyk na ramię, pozwalając włosom opaść na jej pierś. Prawą dłoń instynktownie położyła na małej torebce na stole. Światło świec obijało się od jej pomalowanych na czarno paznokci.

— Jeśli o to chodzi... — odchrząknęła, słysząc, że łamie jej się głos. — Normalnie pewnie bym to zignorowała, ale żyjemy w takich czasach, że nie jestem pewna, co może nas zabić a co nie...

— Jo? — Zaniepokojny głos Remusa sprawił, że zawiesiła na nim swój wzrok.

— Kotylion Malfoy'ów. — Otworzyła kopertówkę i położyła list na środek stołu. — Dostałam zaproszenie.

WOMANLYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz