Kominek w Buscott Park zajarzył się zielonym ogniem, gdy Jo pojawiła się w domu.
Wyszła z niego zgrabnie i rozejrzała się po salonie, który nadal wyglądał tak samo jak dwanaście lat temu, kiedy była tu po raz ostatni. Te same skórzane, kremowe kanapy, ogromne, szklane okna i błyszcząca, jasna podłoga. Dwór O'neillów różnił się od innych posiadłości czystokrwistych rodzin, które wybierały bardziej... mrocznie wyglądające wnętrza. Joanne zawsze z domem kojarzyła się wszechobecna jasność. Jej mama bardzo zwracała uwagę na to, by otaczała się wyrazistymi, ciepłymi kolorami, które miałyby odrywać ją od rozpaczy świata poza domem. Jo nigdy nie doceniała tego tak bardzo jak w tej chwili.
Słońce przebijało się pięknie przez szyby, które ciągnęły się od podłogi aż po sufit. Promienie zostawiały jasne smugi na panelach i odbijały się wesoło od kolekcji porcelany w gablotkach. Nawet książki na półkach były ułożone w ten sam sposób, jaki zapamiętała. Nic nie było zakurzone albo zaniedbane- salon wyglądał zupełnie tak, jakby jej rodzice zaraz mieli do niego wejść i spędzić w nim miły poranek, zanim oboje wyruszą do pracy. Taka myśl kuła Jo w serce, bo dobrze wiedziała, że już nigdy ich nie zobaczy.
— Moja malutka Jo!
Ciotka Celia ruszyła do niej szybkim krokiem, obejmując ją ciasno ramionami i całując w czoło. Nadal wyglądała jak żeńska wersja jej taty. Sukienka jak zawsze ciasno opinała wąską sylwetkę, a wysokie, ciemne buty kontrastowały z jasną podłogą.
— Celia... — westchnęła wzruszona kobieta. — Nic się nie zmieniłaś!
— To po prostu dobra farba do włosów i dieta — powiedziała wesoło. — Twoje bagaże dotarły tu dosłownie chwilę temu, ale skrzaty nie mogły ich podnieść.
— Taką rolę pełnią moje zaklęcia, cioteczko. Mają być tak silne, żebyś nawet ty nie potrafiła ich rozbroić — powiedziała z przekąsem. — W sumie to w szczególności ty...
— Jesteś okropna! Jak możesz, przecież ja nigdy nie naruszyłabym twojej prywatności! — Celia z udawanym oburzeniem położyła dłoń na klatce piersiowej, a Jo rzuciła jej powątpiewające spojrzenie.
— Nie wiem, kogo bardziej próbujesz oszukać, mnie czy siebie — rzuciła Jo i ruszyła powoli do przodu.
Ciotka Celia wzięła ją pod ramię i westchnęła cicho.
— Nawet nie wiesz, jak dobrze mieć cię w domu. Przez cały czas jest tu tak pusto i cicho... I nie można nie myśleć o tym, co się tu wydarzyło.
— Wprowadziłaś się tu? — Jo zmarszczyła brwi.
— Uznałam, że to najlepsze wyjście. Swoje mieszkanie sprzedałam, bo przez bardzo długi czas i tak spałam tylko tutaj, a później co dwa dni kursowałam między Londynem a Buscott Park, co było kompletną stratą czasu.
— Zazdroszczę ci odwagi... Ja nadal nie wiem, jak będę w stanie pogodzić się z tym, że znowu tu jestem.
Celia spojrzała na nią smutno.
— Nie da się z tym pogodzić. Ja widzę ich twarze codziennie przy najbardziej banalnych czynnościach. I nadal nie mogę zejść do piwnic, tym zajmują się skrzaty.
W ciszy przeszły przez korytarz do jadalni. Gdy tylko przekroczyły jej próg, ulubiona skrzatka ciotki- Stokrotka, pojawiła się przed nimi, dygając delikatnie, trzymając chude dłonie splecione za plecami.
— Pani Celio, drugie śniadanie już czeka! A rzeczy panienki nadal są w przedpokoju.
Jo nie była fanką konkursów ciotki na skrzaty, w których wybierała te najbardziej zadbane i pasujące do domu, ale musiała przyznać, że nawet głos Stokrotki był tak delikatny jak jej postura. Było to dość niesamowite, bo ze skrzatami zawsze kojarzył jej się niemiły dla uszu skrzek i zniszczone ubranie.

CZYTASZ
WOMANLY
FanfictionJoanne O'neill lubi nosić ładne sukienki, nigdy nie miesza w biżuterii srebra ze złotem i właśnie wróciła do Anglii po czternastu latach nieobecności. Wie, co to znaczy tracić ludzi i zakochiwać się na nowo. A na barkach czuje ciężar całego świata...