fading into madness

191 14 4
                                    

Nastroje w zamku po akcji Freda i George'a były co najmniej dziwne. Żaden z nauczycieli nie pomógł w pozbyciu się bagna, które nadal tkwiło na korytarzu, czyniąc go niezdatnym do użytku. Irytek dawał się we znaki jeszcze bardziej niż zwykle, ale było to jakoś dziwnie tolerowane nawet przez tych, których na co dzień doprowadzał do szewskiej pasji. Uczniowie, uzbrojeni w zakupione wcześniej produkty Weasley'ów, korzystali z nich na każdych zajęciach z Dolores Umbridge, wywołując zarówno popłoch jak i ogromną wesołość. Joanne tolerowała niektóre wybryki, które przynosili również na jej lekcje, dopóki Ślizgoni nie zaczęli pojawiać się na nich w znacznie pomniejszonym składzie. Kiedy na początku maja o wyznaczonej godzinie na spotkaniu zjawiły się dosłownie cztery osoby— Blaise, Teodor, Draco i Milicenta, wiedziała, że coś się wydarzyło.

— Mam dość, gdzie jest reszta?

Chłopcy byli niechętni do odpowiedzi, a Nott mruknął tylko:

— Pansy nas zabije...

Jo założyła ręce na piersi i uniosła brwi.

— Pansy siedzi w dormitorium — wypaliła dziewczyna. — Ma problem z... włosami.

— Włosami?

— No tak jakby, coś się w nie zaplątało.

— Wystarczy, idziemy do waszego Pokoju Wspólnego.

Milicenta prowadziła ich dziwny korowód, a chłopcy niepewnie kroczyli obok Jo.

— Wie Pani, odkąd jesteśmy w Brygadzie, może daliśmy się ponieść władzy... — Kiedy Malfoy to powiedział, rzuciła mu tylko zimne spojrzenie. — Ale to, co zrobili Pansy, to po prostu przesada.

—Ale co dokładnie się stało? I czemu akurat Pansy?

— Zawsze staramy się, żeby chociaż jeden z nas z nią był, kiedy wracamy z zajęć, ale tylko ona wybrała Numerologię i we wtorki po południu już się nie widzimy. Kiedy nie przyszła na kolację, wiedzieliśmy, że coś jest nie tak...

Weszli do Salonu Ślizgonów, a zdziwieni uczniowie zaczęli się z nią witać. Milicenta zaprowadziła ją pod drzwi dormitorium.

— Dziękuję, kochana, tu już sobie poradzę sama.

Poczekała, aż dziewczyna odejdzie trochę dalej i delikatnie zapukała do drzwi.

— Powiedziałam ci, że masz mnie zostawić w spokoju, Draco! — Głos Pansy był zachrypnięty i doskonale było słychać, że płakała.

—To nie Draco — powiedziała delikatnie Joanne. — Mogę wejść, Pansy?

— Niech Pani odejdzie, proszę. Ja się niedługo ogarnę, obiecuję, ale...

— Pansy, co się stało?

Po jej pytaniu zapadła cisza. Chwilę czekała na jakikolwiek znak od dziewczyny, gdy nagle drzwi lekko się uchyliły. Widziała tylko jej bardzo zaczerwienione oczy i pomięty mundurek.

— Ale niech Pani nie otwiera szeroko drzwi, proszę...

Jo weszła szybko do pomieszczenia. Gdy obróciła się do dziewczyny, zamarła. Z jej głowy wyrastało całe jelenie poroże, wplątane w jej włosy. Wciągnęła głośno powietrze i zakryła dłonią usta. Pansy rozpłakała się jeszcze bardziej.

—Nie, przepraszam, proszę, nie płacz! — zreflektowała się. — Czy mogę dotknąć...

Kiedy pokiwała głową, delikatnie przejechała palcami po białej kości. Pansy skrzywiła się okropnie.

— To tak okropnie boli —wyszeptała. — Jakby było częścią mnie.

— Mówiłaś komuś?

— Przez dwa dni stąd nie wychodziłam. — Usiadła zrezygnowana na łóżku. — Wczoraj Promfey zamknęła Skrzydło Szpitalne na noc bo za często wszystkich odwiedzaliśmy, a dzisiaj... Nie chcę, żeby na mnie patrzyli i mi współczuli.

WOMANLYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz