Pov: Madison
Następnego dnia wróciliśmy do Asgardu. Od razu razem z Lokim zaczęłam szukać informacji na temat tego, co mi się dzieje. Przez długie godziny szukaliśmy i nie mogliśmy nic znaleźć.
W końcu czarnowłosy zaproponował, abyśmy szukali mojego nazwiska, ponieważ kiedyś gdzieś je w tej bibliotece znalazł. Tak właśnie zrobiliśmy.
Gdy mieliśmy się już poddać, zielonooki nareszcie coś znalazł.
- Hestson! Jest! Mamy to! - Krzyknął.
Miał rację, że kiedyś znalazł tu moje nazwisko. Zdziwiło mnie to. Przecież jestem z Midgardu. A może jednak nie?...
- Nazwisko wszystkich osób z rodziny królewskiej zamieszkującej planetę Hest - zaczął czytać.- Ich planeta została zniszczona przez wrogów, którzy ich najechali. Nie zostało po niej nic. Zero ocalonych z katastrofy. Każdy członek z rodziny królewskiej nie żyje.
- To niemożliwe. Ja miałabym być "księżniczką"?
- A skąd to wiesz? W ogóle wiesz coś o swoim pochodzeniu, rodzicach?
- Nie wiem... Nikt mi nigdy takich rzeczach nie mówił.
- Właśnie, czyli nie możesz być pewna.
- I uważasz, że w moich "wizjach" jest pokazana planeta która nie istnieje?
- Tak.
Nie wierzyłam zbytnio tej książce. To nie mogła by być prawda. Było już późno, więc postanowiliśmy wziąść lekturę i iść spać.
Obudziwszy się następnego dnia, zauważyłam Lokiego czytającego właśnie tą książkę.
- Dowiedziałeś się czegoś ciekawego? - Powiedziałam zaspana.- Nie. Oprócz tego, że na połowieplanety była zawsze zima, a na drugiej wiosna lub lato. Obie te części się nie lubiły i jedynymi osobami, które powstrzymywały je przed wojną, byli królowie tej oto planety.
- Mhm... I tak nic to nam nie dało. Ta planeta nie istnieje.
- Właściwe, to może jednak istnieć. Czytałem wiele historii o różnych miejscach i ich historach lub legendach. Okazuje się, że rzekomi najeźdźcy znajdują się tylko w tej jednej książce. Podobno podbijali planety od dobrych miliardów lat, a ta informacja jest zawarta tylko tu. Nie wydaję Ci się to trochę dziwne?
- Nie wiem. Idę jeszcze spać, a ty pomyśl.
Jakieś dwie godziny później poszliśmy szukać większej ilości informacji. Znowu zielonooki miał rację.
Kilka dni później spakowaliśmy najpotrzebniejsze rzeczy, wzięliśmy dwa konie. Cavallo, który miał być dla mnie i innego karego, na którym miał jechać Loki.
Poprosiliśmy Heimdalla, aby został nas na miejsce, gdzie teoretycznie miała znajdować się planeta. Było wielkie prawdopodobieństwo, że wylądujemy w kosmosie. Wtedy złoty strażnik miał nas tu przenieść spowrotem.
Po "teleportacji", okazało się, że staliśmy na jakiejś planecie. Dookoła nas rozpościerał się cały spalony las. Ruszyliśmy i po kilku godzinach trasy, stwierdziliśmy, iż czas trochę odpocząć i iść spacy, ponieważ nadchodziła noc. Zatrzymaliśmy się na dawnej polanie. Rozłożyliśmy śpiwory i położyliśmy się spać.
- W moich "wizjach" to wszystko wyglądało inaczej. Nic spalonego nie widziałam - powiedziałam i chwilę po tym zasnęłam.
CZYTASZ
Nie jesteś zły, tak jak mówią inni
أدب الهواةOpowieść o młodej dziewczynie Madison, która zakochuje się w złoczyńcy.