18. Ból i cierpienie

216 19 1
                                    

Gdy nastał poranek nic nie było takie samo. Szeregowi, zwykli piraci zaczynali coraz bardziej odczuwać, że w powietrzu wisi napięcie. Jakaś tajemnica, której odkrycie, zmieni bieg świata, a oni mieli być tego światkami. Carter niemalże obgryzał ołówek, kiedy głowił się nad kolejnymi krokami. Declan oraz Alexander niecierpliwili się, chociaż każdy z nich miał inny cel. Thaumas czuł się kompletnie brudny i okaleczony. Jego wolność i możliwość samostanowienia została pogwałcona. Odległość od morza, osłabienie fizyczne i rany psychiczne dawały mu się już we znaki, tak że zwątpił, że dotrze cało do Trójzębu Trytona. Ross planował jedynie zemstę. Wiedział, że gdy kapitan zdobędzie artefakt, to on już nic nie będzie mógł zrobić. 

Alexander po spełnieniu swoich potrzeb w nocy nie czuł już takiego zainteresowania trytonem. Wolał skupić się na istotniejszych rzeczach niż doczesne przyjemności. W końcu był już niedaleko największej potęgi jaką można osiągnąć. Podszedł do badacza podciągając spodnie i poprawiając pasek. 

-Weźże zobacz na rybkę czy da radę dalej, opatrz ją czy co tam robisz i niech nasz szkarada się nim zajmie-Carter tylko kiwnął głową i zaczął zwijać mapy- a na kiego ci te świstki przy nich? Zostaw mi to matole

Czy badacz był w szoku z powodu zachowania kapitana? Tak i to znacznym. Powoli przestawał poznawać swoje otoczenie. Docierało do niego, że to wszystko może zakończyć się katastrofą i bólem, jak nie śmiercią, wielu istnień. Podszedł do namiotu i zastanawiał się co powiedzieć.

-Jak rany? Trzymasz się? - miał ochotę sam się uderzyć w twarz za to co mówi, ale nie radził sobie społecznie. 

-A mam inne wyjście? Pozostaje mieć nadzieję, że szybko umrę na miejscu - Thaumas wgapiał się w tępo w swoje stopy. Uświadomił sobie właśnie jak bardzo tęskni za widokiem swoich płetw. Ogona nie widział już tak długo. Miał wrażenie, że to wieki, chociaż było to zaledwie kilka dni. 

-Pójdę po Rossa - Carter zwyczajnie stchórzył. Nie miał pojęcia co mówić i jak mówić. Było to dla niego za dużo. Czuł wstyd, gdy tryton został pojmany w sieć, a teraz sytuacja była o wiele gorsza, a on nie miał możliwości nic zrobić. 

Truchtem, który trochę przypominał świński trucht, podbiegł do Rossa. 

-Musisz się nim zająć. Opatrz mu rany, ja nie jestem w stanie. Po prostu kurwa nie - pirat aż szerzej otworzył oczy. Badacz nigdy nie przeklinał. NIGDY. Okaleczony pirat jedynie kiwnął głową. Zebrał się w sobie. Bardzo powolnym krokiem zaczął iść w stronę namiotu. Nie czuł się zbyt dobry w udzielaniu wsparcia czy pomocy komuś. Funkcjonował na innych zasadach, chociaż teraz zauważył u siebie zmiany.

Westchnął, przeżegnał się i wszedł do namiotu.

-A co to za piękna syrenka? - wykrzywił się w uśmiechu dość karykaturalnym. Starał się podejść optymistycznie, ale widok trytona napawał go bólem. Blady, mocno podkrążone oczy, kolejne rany.

-Nie kpij ze mnie, wyglądam jak gówno, a czuję się jeszcze gorzej - westchnął i nie patrzył nawet w stronę pirata. 

-Dobra, to coś z tym zrobimy. Może świeży opatrunek podkreśli twój kolor oczu? - Ross miał ochotę sam siebie uderzyć w twarz. Czuł się bardzo zażenowany i liczył, że nikt tego nie słyszał, bo spaliłby się ze wstydu. 

Thaumas ponownie westchnął, co spowodowało westchnięcie u pirata, którego sytuacja mocno przerastała. 

-Wiem, że jest beznadziejnie, ale już bliżej niż dalej. Jeszcze trochę i albo wszyscy zdechniemy, albo nic się nie wydarzy - aktualnie bycie optymistą nikomu nie wychodziło. - Dawaj dupsko, bo potrzebujesz nowych opatrunków

Tryton spojrzał na niego z lekkim niedowierzaniem, ale podniósł i przysunął się do niego.

-Obiecaj mi, że jeśli ten cham dojdzie do tego artefaktu, to mnie zabijesz - Thaumas patrzył na niego błagalnie. 

Pirat spojrzał na niego z pełnym zrozumieniem. 

-Oboje się zabijemy - uśmiechnął się do niego i poczochrał go po głowie. - A teraz skończ te płaczki, ktoś musi ci opatrzeć rzyć. 

~

Nie minęło wiele czasu, a cały korowód wyruszył w drogę. Thaumas co chwilę narzekał na ból. Chwilowe poprawy humoru bardzo szybko znikały. Widok kapitana dobijał trytona. Gdy mówił o śmierci był kompletnie poważny. Nie widział sensu w dalszym życiu. Carter nie wiedział czy te narzekania są wynikiem traumy, czy odległości od morza, czy obu. Nie chciał się wymądrzać, bo nie wiedział co powiedzieć. Ross co jakiś czas wrzucał słabe żarty byleby jego towarzysze niedoli myśleli o czymś innym. 

Po paru godzinach znaleźli się przy wejściu do jaskini. Kapitan zatrzymał wszystkich i kazał badaczowi sprawdzić mapy. Czuł się coraz bardziej podniecony wizją swojej potęgi. Gdy tylko dostał potwierdzenie, to kazał wszystkim przyspieszyć. 

-Jebany psi syn, kurwi syn... - Ross coraz lepszymi epitetami obrzucał kapitana pod nosem. Im głębiej, tym bardziej było ślisko. -Rybcio moja kochana, nie jesteś gruby, ale jesteś już dla mnie ciężki - Thaumas zaśmiał się cicho. Miał poczucie, że pirat specjalnie dla niego błaznuje, żeby mu poprawić humor. Wychodziło mu to całkiem nieźle. 

Niektórzy piraci się potykali i obijali o kamienie. Trasa była bardzo trudna i wymagająca. Kapitan ze synem szli jako pierwsi. Ich magiczne zdolności ułatwiały im poruszanie się, natomiast dla reszty śmiertelników było to wielkie wyzwanie. 

Badacz ledwo szedł, powłóczył nogami. Miał dość. Fizycznie nie czuł się zbyt dobrze. Łydki piekły go żywym ogniem, oddech stawał się płytki. 

Rozmyślania podróżników przerwał radosny okrzyk kapitana.

-Jesteśmy!

Mermaid and pirates-yaoi - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz