5. Łuski

568 50 2
                                    


Czuł, że serce wyskoczy mu z piersi. Sytuacja była w pewnym stopniu groteskowa, bo zwykły człowiek nie był w stanie tak przytrzymać trytona.
Żaden śmiertelnik nie zna naszego języka. Coraz trudniej było mu sobie cokolwiek wytłumaczyć.
Również się uśmiechnął do pirata, nie był to jednak szczery uśmiech.
-Oczywiście, będę już uległy, panie kapitanie-gdy uścisk się poluźnił, to wziął głębszy oddech.
Przestała mu się podobać ta sytuacja. Liczył, że trafi na zwykłych piratów, a nie na kogoś takiego jak kapitan... Co prawda nie obawiał się reszty załogi, bo piraci się go bali.

- Bardzo ładna odpowiedź. Wiesz, co lubię. - pochwalił Wright i puścił trytona zupełnie, znów zajęty pykaniem z fajki.

Wytarł mokrą rękę o płaszcz, a ta zyskała swój normalny wygląd; łuski, które odrobinę przypominały węża morskiego, zniknęły. Pojawiła się czysta skóra. Tryton zaczął rozmasowywać swoją szyję na której już się pojawiły czerwone ślady po palcach.

Kapitan odwrócony do Thaumasa tyłem, kontynuował mówienie

- Podsumowując. Ty będziesz miły dla mnie, ja będę miły dla ciebie. Ty będziesz nadprogramowo miły dla mnie, na przykład informując mnie o tym, kto tym razem zechce poderżnąć mi gardło w nocy, ja będę nadprogramowo miły dla ciebię i sypnę ci błyskotkami. Jeśli jednak nie będziesz miły, nasza współpraca może się zakończyć pewnym wyschniętym trytonem powieszonym na drzewie, a tego z pewnością byś nie chciał. - dosadna groźba dobrze działała na wyobraźnię. 


Thaumas wysłuchał uważnie co miał pirat do powiedzenia.
-Wisienie na drzewie nie brzmi zbyt ciekawie-uśmiechnął się krzywo pod nosem, chociaż kapitan nie mógł tego zobaczyć.

Kapitan, z powagą, odwrócił się do Thaumasa.

- To, co tu robimy, może być najbardziej przełomową chwilą w dziejach morza. Kiedy zdobędę Trójząb, okiełznam morze i zaprowadzę ład na świecie.

-Nie musisz zdobywać Trójzębu, żeby mieć władzę nade mną-uśmiechnął się lubieżnie tryton.
Nie potrafił inaczej, znaczy potrafił, ale nie lubił się hamować w szczególności, gdy ktoś mu się podobał lub był dla niego interesujący.

Alexander nie przepadał za nadużywaniem siły, której miał przecież pod dostatkiem. Ale zbyt łatwo się niecierpliwił i wybuchał gniewem, w dużej mierze przez swoją klątwę.

- Skoro już znamy zasady znajomości, przepraszam cię za swój wybuch. Mam nadzieję, że nie zrobiłem ci krzywdy.- powiedział w końcu. - Jestem rozdrażniony, gdy znajduję się daleko od morza.

Przyjął przeprosiny i spojrzał mu prosto w oczy. Wymownie zaczął gładzić swoją szyję w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była dłoń kapitana.
-Bycie daleko od morza nie służy żadnemu z nas-nie był co prawda rozdrażniony, ale czuł się słabiej niż zazwyczaj.

- Zdecydowanie... nie służy. - przyznał kapitan. A potem i na jego ustach pojawił się zbereźny uśmieszek.

Thaumas mógł być pewien, że Kapitan miał już wcześniej doświadczenia z innymi trytonami.
Kiedy tryton dotknął swojej szyi, Alexander położył z wolna dłoń na jego głowie.

- Żeby mieć władzę nad tobą, wystarczy, że wyjmę cię z wody. - zauważył z nutą rozbawienia pirat. Bardzo powoli i spokojnie pogładził go po włosach, można powiedzieć, że z delikatnością, choć w bardzo pewnym geście. - Chociaż... w wodzie również bym ją miał, zapewniam cię. - jego głos w bardzo dziwny sposób niósł ze sobą nie chełpienie się, lecz ledwo wyczuwalną propozycję, wręcz zachętę.


-Czyli trzymasz mnie w tej trumnie po to, żeby nikt nie mógł mnie podziwiać w mojej ludzkiej postaci?-spytał lekko zadziornie tryton.

- Żeby nikt nie mógł cię zerżnąć w twojej ludzkiej postaci. - uściślił szczerze rozbawiony sytuacją Alexander. - Poza tym, żebyś nie przesuszył skóry.

Chwilę trwali w ciszy.

- Bardziej zainteresowałeś mnie tym, że za błyskotki potrafisz być wierny. Coś wątpię. Potrafisz, czy mnie wkręcasz? U twojej rasy nie jest to zwyczajne.
Cofnął rękę. Tym razem nie chciał robić mu krzywdy.

Tryton mógł zacząć się domyślać, dlaczego kapitan zrobił taki raban o zbliżanie się do akwarium.
Miał Thaumasa wyłącznie za wyłącznie swój łup. 

Po tym małym pokazie siły zdawał sobie sprawę, że kapitan mówi prawdę i najprawdopodobniej mógłby z nim zrobić to co chciał, ale nie mógł się ugryźć w język, musiał zaczepić. Był w końcu trochę zadziorny.

-Błyskotki to za mało by być wiernym na dłużej niż noc. W końcu oddałbym swoją wolność, ale istnieją sposoby, żeby zatrzymać trytona czy syrenę przy sobie-machał swoim ogonem delikatnie i poprawił przy okazji swoje długie włosy.-Musiałby się trafić ktoś interesujący, niesamowity, z dużymiiii zdolnościami-mruczał nachylając się do kapitana. 


Na wzmiankę o udowadnianiu, uniósł tylko brew.

- Tak tu i teraz, w tej wodzie? To nie byłoby zbyt wygodne.

Kiedy tryton zaczął się bardziej do niego łasić, Wright wyraźnie spuścił z tonu. Mógł sobie pozwolić na chwilę rozrywki. Kto jak kto, ale on mógł, w przeciwieństwie do jego podwładnych.

- Nie wiem, czy przypadkiem nie przerosłyby cię nieco te moje zdolności - podjął gierkę kapitan niemal w przekomarzającym się tonie - Może zademonstruję ci, co mam teraz na myśli...

Dłoń, która chwilę wcześniej trzymała trytona w niemal stalowym uścisku, teraz pogładziła z wyczuciem jego policzek zaledwie końcówkami palców, a potem zniżyła się, błądząc po zarysie szczęki, najpierw na grdykę, a potem na mostek trytona, zagłębiając się powoli w wodzie. Wright w bardzo subtelnym dotyku, trzymał po prostu rękę w wodzie nieco dłużej niż wcześniej. Po prostu ją trzymał, a ta, pod wpływem słonej wody, zaczęła się wyraźnie zmieniać.

Najpierw były gadzie łuski, potem pojawiły się szpony. Jego łapa, bo już trudno to było nazwać dłonią, wyraźnie zwiększyła rozmiar, a łuski stwardniały na zewnętrznej części ręki, zyskując wyraźną fakturę.

Wright, w wodzie, wyraźnie przybierał na masie. W przeciwieństwie do trytonów, które po opuszczeniu wody, malały i traciły na wadze.

Nadal, ten sam dotyk, był całkowicie delikatny i Alexander uważał, żeby nie skaleczyć istoty, jednak po chwili wyjął dłoń.

- Wracam do obowiązków, kiedyś jeszcze utniemy sobie pogawędkę, jak sądzę.

Wright dołączył do kompanów, zaś Ross, nie zdradzając się z tym, że zna trytona, kiwnął mu z wolna głową, kiedy Alexander zajął się rozkazami.

**

Thaumas dostał kilka ryb wyłowionych w pobliskim strumieniu, reszta piratów piekła dziczyznę. Potem ruszyli dalej. Alexander czasami rzucał trytonowi rozbawione spojrzenie, a Ross był na końcu pochodu, pilnując tyłów od ataku.

**

Nastała noc. Kiedy większość piratów spała, włącznie z kapitanem, jeden z nich usiadł powoli i popatrzył w zaciekawieniu na Thaumasa.
Najmłodszy z grupy, może dziewiętnastoletni, podszedł do akwarium i kucnął obok trytona.
- Ojciec mówił, że nie wolno się do ciebie zbliżać, ale ja sądzę, że przesadza. - oznajmił ściszonym głosem. - Jesteście silni w grupie, ale na lądzie mocno słabniecie.

Bosman załogi, młodszy Wright, usiadł i wsparł głowę o rękę.

- Wiem, że mnie rozumiesz. Słyszałem twoją rozmowę z kapitanem. Część. - poprawił się - Nie daj mu się zauroczyć, on wykorzystuje takich jak ty.

Mermaid and pirates-yaoi - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz