Rozdział 13

1.2K 52 1
                                    

5 lat później...

W pomieszczeniu rozległ dźwięk dzwonka. Chelsea, siedząca za biurkiem w biurze w swojej własnej firmie, którą udało jej się założyć dwa lata temu, zerknęła na ekran. Widząc imię przyjaciółki, od razu sięgnęła po komórkę, by odebrać połączenie.

- Hej, co tam? - włączyła na głośnik, by w międzyczasie pracować na laptopie.

- Masz czas się spotkać? - zapytała bez ogródek. Chelsea się zdziwiła tym nagłym pytaniem.

- Coś się stało? - spojrzała na ekran swojej komórki, jakby chciała zobaczyć w niej twarz przyjaciółki.

- Nie. Nie mogę chcieć odwiedzić przyjaciółkę, której nie widziałam od dwóch miesięcy? - zapytała z wyrzutem. Chelsea westchnęła i zamknąwszy klapę laptopa, wzięła komórkę do ręki.

- Przepraszam, Trace. Ostatnio mam straszny zamęt w firmie. Zbliżają się święta, teraz tym bardziej mamy więcej zamówień. - wyjaśniła Chelsea.

- Spoko, nie musisz mi się tłumaczyć pod warunkiem że znajdziesz dla mnie czas choć na chwilę. Jestem akurat w tej kawiarni przy twojej firmie.

- Już wychodzę. - poinformowała Chelsea, jak z automatu po czym rozłączywszy połączenie, wstała z miejsca. Założyła na ramiona płaszcz a na szyję zawinęła szal, po czym opuściła biuro.

Chelsea wreszcie udało się założyć własną firmę. Od lat już chciała prowadzić sklep stacjonarny i internetowy z butami. Projektowała je, choć nigdy nikomu nie pokazywała swoich prac. Dopiero jej ojcu udało się ją przekonać, że powinna była sama projektować obuwie i je sprzedawać. W ten sposób powstał sklep: Meyer Shoes.

Chelsea weszła do kawiarni. Jej przyjaciółka już z końca machała ręką i krzyczała, zwracając tym uwagę klientów.

- Hej, Chels. - przywitały się buziakiem w policzek.

- Nie mam dużo czasu, ale doceń to, że znalazłam go dla ciebie. - rzekła poważnym tonem głosu Chelsea, ale przyjaciółka wiedziała, że blondynka mówiła to w żartach.

- Naprawdę to doceniam, szefowo. - zaśmiała się Tracy, wypowiadając ostatnie słowo z udawaną powagą.

- Och, przestań. Ciągle się ze mnie nabijasz.

- Nie ja, tylko twoja rodzinka. - wybroniła się Tracy. Chelsea się zaśmiała, przyznając przyjaciółce rację. - A tak w ogóle nadal nie zatrudniłaś opiekunki, tylko podrzucasz Daisy sąsiadce?

- Dzień dobry, co dla pań? - ich rozmowę przerwała uprzejma kelnerka.

- Dla mnie americano. - rzekła Tracy.

- Dla mnie Latte Macchiato. - kiedy kelnerka odeszła z ich zamówieniem, mogły kontynuować rozmowę. - Nie podrzucam, bo moja córka nie jest śmieciem, tylko nie chcę wydawać pieniędzy niepotrzebnie na jakąś obcą babę. A Susan ufał mój ojciec, więc i ja mogę jej zaufać. - wyjaśniła Chelsea.

- Muszę ci powiedzieć, że wyprowadzka do Los Angeles bardzo mi się przysłużyła. W zasadzie nam obu, ty założyłaś firmę, a ja znalazłam faceta. - uśmiechnęła się Tracy szczęśliwie. - Kto by pomyślał, że taka nimfomanka jak ja może się zakochać. - zaśmiała się, ale zauważyła, że jej przyjaciółka posmutniała momentalnie. - Ej, co się stało?

- Właśnie sobie uświadomiłam, że gdyby nie pieniądze taty, nie byłoby tej firmy. - westchnęła, opierając głowę na dłoni. - Nawet nie wiesz, jak mi go brakuje. - Tracy pogładziła knykcie dłoni Chelsea, chcąc dodać jej otuchy, której właśnie potrzebowała.

Święta z nieznajomymOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz