Prolog

1K 53 3
                                    

Wyszedłem z mieszkania sprawdzając czy dobrze zamknąłem drzwi. Schowałem klucz do kieszeni i powolnym krokiem zacząłem iść w stronę najbliższego sklepu.
Zimny podmuch wiatru musnął moją twarz sprawiając, że przez moje ciało przeszedł dreszcz.
Zacząłem iść chodnikiem, widząc już przed sobą sklep.
Szybko sobie powtórzyłem w głowie co mam kupić, wszedłem do monopolowego i zacząłem zbierać potrzebne produkty z półek.

Gdy miałem zacząć się zbierać do kasy, usłyszałem czyiś donośny głos. Głos osoby która nie była mile nastawiona do sprzedawcy. Odłożyłem szybko swoje zakupy na ziemię i schyliłem się. Wyjrzałem zza regału przy którym byłem.
Moje podejrzenia się sprawdziły.

Jakiś napakowany mężczyzna celował z pistoletu do sprzedawcy. Szybko się rozejrzałem. Nasza trójka była sama w sklepie. Bandyta pewnie myślał, że nikogo oprócz ich nie będzie więc wkroczył do realizowania swojego iście okrutnego planu obrabowania biednego sprzedawcy z pieniędzy.

Westchnąłem zirytowany tym jaki ten świat jest nie sprawiedliwy. Spojrzałem na sufit, brak kamer. Przycisnąłem guzik na zegarku, przez którego na moim ciele pojawił się strój Spidermana. Nanotechnologia to coś niesamowitego!  Założyłem na twarz maskę i starając się chodzić jak najsciszej stanąłem za sprawcą tego całego zamieszania.
Udało mi się nie uświadomić go o tym, że on i sprzedawca nie są jedynymi ludźmi w pomieszczeniu.

– ej no chyba nie myślisz, o kradzieży w ten piękny grudniowy wieczór!– powiedziałem uradowany od razu przykuwając uwagę i sprzedawcy i przestępcy. Ten zdezorientowany odwrócił się niemal nie uderzając mnie bronią w głowę. Wystrzeliłem pajęczynę w pistolet i przyciągnąłem go do siebie wytrącając go z dłoni mężczyzny. – O! Jaka fajna zabaweczka, mogę sobie pożyczyć? – znów rzuciłem żartem.

Podrzuciłem broń, wypuściłem pajęczynę z nadgarstka przyczepiając spluwę do ściany trzy metry ode mnie.
Złodziej się jakby otrząsnął. Wziął zamach i spróbował mnie zaatakować. Niestety mu się to udało. Mimo iż mężczyzna miał rękawiczki poczułem, że na dłoniach miał jakieś pierścionki co tylko spotęgowało ból. Złapałem się za policzek, szybko schyliłem i podciąłem nogi oprawcy. Uśmiechnąłem się zwycięsko pomimo tego, że kompletnie nikt nie mógł tego zobaczyć.

Zakliłem nadgarstki i kostki przestępcy pajęczyną. Byłem z siebie naprawdę dumny. Podszedłem do sprzedawcy i położyłem dłoń na blacie z czystego przyzwyczajenia

– wszystko w porządku?- spytałem martwiąc się, czy moje wkroczenie do akcji nie spodobało niepotrzebnych urazów u cywila.

– Nie! Oczywiście, że nie. Dziękuję za ratunek! Czy mógłbym jakoś się odwdzięczyć?- powiedział uradowany pewnie dalej zaskoczony sprzedawca uśmiechając się, jakby wygrał w totka.

Zastanawiałem się chwilę pod czujnym okiem nie wiele starszego ode mnie mężczyzny. – poprosił bym paczkę papierosów, Malboro białe- powiedziałem niepewnie – jasne, na koszt sklepu- znów wyszczerzył się sprzedawca. – palisz, Dlaczego? Brzmisz jak nastolatek -
Lekko się speszyłem, na jego wypowiedź.

Fakt, byłem nastolatkiem. Fakt, nie powinienem palić. Lecz nie zbyt mnie to interesowało. Westchnąłem i odebrałem paczuszkę od sprzedawcy – to nie dla mnie, kupuję to dla przyjaciółki-
Skłamałem. I nie czuję się z tym dobrze.

Bez zbędnych słów spojrzałem tylko na przyczepionego na ziemi mężczyznę
– niech pan lepiej zadzwoni na policję, i im wszystko wytłumaczy- ten tylko potwierdził, że tak zrobi.

Wyszedłem pospiesznie z sklepu. Westchnąłem ziroywany przypominając sobie, że nie wziąłem zakupów. Po tej sytuacji ciężko było by mi tam wrócić. Nie lubiłem kłamać, nigdy i nikomu. Ale jak na swego rodzaju bohatera musiałem robić to nadzwyczaj często.

Zacząłem chodzić pomiędzy ciemnymi uliczkami. W końcu się zatrzymałem. Wspiąłem się na jeden z wyższych dachów. Słońce już zachodziło, miałem idealny widok na wieżę Avengers'ów.
Zdjąłem pośpiesznie maskę z twarzy, usiadłem na krawędzi by moje nogi mogły swobodnie zwisać. Położyłem maskę obok siebie nie martwiąc się czy spadnie. Wyjąłem z kieszeni paczkę papierosów, następnie zapalniczkę i zaciągnąłem się jedną sztuką. Czułem jak trujący dym napełniał moje płuca, było w tym coś niesamowitego.

Mój pajęczy zmysł się wyciszył a wszystkie myśli zostały zastąpione ciszą i spokojem.
Usłyszałem nagle donośny dźwięk silnika. Nie przejąłem się tym do póki do moich uszu nie dotarł dźwięk kroków. Szybko się odwróciłem dalej mając papierosa w ustach. Nikogo nie było. Wypuściłem dym nosem czując się obserwowanym.

Znów się zaciągnąłem by uspokoić swoje nerwy i wyciszyć to uczucie niepokoju.
Przymknąłem oczy. Spokój trwał zaledwie parę minut. Wyjąłem papierosa z ust wypuszczając dym tkwiący w moich ustach.

Nagle trzask.
– po co ci palenie, dzieciaku?- usłyszałem dosyć znajomy głos, szybko się odwróciłem i podniosłem brwi zaskoczony.

~~~
Tak o to po iście długiej przerwie powróciłem. (Najpewniej większość z was mnie nie zna XD)
Napisałem pierwszy rozdział? Napisałem.
Czy mam ochotę kontynuować go? Mam.
Czy to zrobię? Nie. :D

make me be again | irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz