12.

395 22 4
                                    

Perspektywa Tonego

Coraz bardziej zaczynałem się zastanawiać, czy nie zostawienie Petera samego było dobrym pomysłem. O czym ja w ogóle myślę? Oczywiście, że nie!
Mogę się założyć, że już zdążył kogoś obrazić, zwyzywać albo co najgorsze pobić.

Rozumiałem zachowanie pepper, chciała przedstawić młodego bohaterom. Lecz jeżeli to by był zwykły dzieciak to by mógł przeżyć jakiś szok. Ale czy na pewno, dopuścił bym zwykłego dzieciaka do swojej wieży? Najpewniej nie.
Nie mogę powiedzieć pepper, kim jest nastolatek. Jest inteligentna, więc mogę tylko podejrzewać czy już się domyśliła.

Pracując z księżniczką shuri nad nowym repulsorem z vibranium coś nam się zaczęło palić więc młodsza wysłała akurat mnie po gaśnice.
Niosąc ją do laboratorium, zauważyłem, że drzwi są otwarte a dymu już za bardzo w pomieszczeniu nie ma.
To zadowalającego. Wszedłem do środka pomieszczenia. Księżniczka Shuri stała na środku i żywo dyskutowała z kimś.
Tą osobę szybko poznałem. Odłożyłem gaśnice widząc, iż mały płomień już jest zgaszony. A więc niepotrzebnie przynosiłem to cholerstwo.
Potrzedłem do towarzyszy od tyłu.

– Kate, co tu robisz? - spytałem nastolatki o czarnych włosach która natychmiastowo podskoczyła i spojrzała na mnie. Jej zaskoczenie i żywy uśmiech czasem doprowadzały mnie do szału. Ale to czasem. Więc inaczej, przez większość czasu gdy nie byłem pijany.

– Wiesz starkusiu, ty to masz słabe zabezpieczenia w tej swojej pseudo bazie- powiedziała z kpiną i cwaniaczkim uśmieszkiem shuri przybijając piątkę dziewczynie obok niej. Zmarszczyłem brwi dopiero teraz dostrzegając, że moje ruchome krzesło stoi tuż przy dziewczynach.

Kate chwyciła krzesło i podkręciła nim tak, iż osoba która na nim siedziała była odwrócona do nas przodem.
Tą osobą był Peter. Nieprzytomny, związany liną Peter.
Zaniemówiłem. Nie zareagowałem.
– Boże - szepnąłem. Co miałem zrobić?
Nakrzyczeć na nie? Nie mogłem, najpewniej był agresywny i się tylko broniły. Pochwalić? Nie ma takiej opcji. Są dwa powody. Numer jeden, moje ego. Numer dwa, to mój dzieciak został ogłoszony. Cóż mógłbym zrobić w takiej niepewnej sytuacji? Może i jestem geniuszem, ale nie jestem ojcem.
Nigdy nie byłem gotowy na ojcostwo. A tym bardziej na to, że mój adoptowany wychowanek będzie związany ciasno liną siedząc nieprzytomnym w przed chwilą zapalonym pomieszczenia z dwiema dziewczynami które nie mają pojęcia iż ten dzieciak to poniekąd złoczyńca.

Jak ja nienawidzę takich cholernie niezrozumiałych i bezsensownych sytuacji.

– rozwiążcie go. - poleciłem im po dłuższej chwili milczenia. Napotkałem się z ich aroganckim i nie zadowolonym wzrokiem ale nie przejąłem się tym ani trochę. Uśmiechnąłem się aż za bardzo sztucznie, co można by było uznać za nie miłe. Potrzedłem do swojego biurka i zauważyłem dwa przedmioty których wcześniej tam nie było, i być nie powinno.

Co najciekawsze, te przedmioty nie były z vibranium. Wyglądały jak webshotery na jakąś dziwną ciecz. Wziąłem jedną bransoletę do rąk. Nie były idealne, lecz strukturę jak i pomysł na wykonanie był całkiem niezły. Przyjrzałem się im dokładnie. Musiały należeć do pająka, więc Peter ma przy sobie strój. Trzeba będzie go mu zabrać. Nie mogę przecież pozwolić na to by mi uciekł.

Dziewczyny go rozwiązały przy czym prawie sprawiły, że upadł na ziemię. Denerwowała mnie ich dziecinność, ale nie mogę być na nie zły tylko dla tego, że są dziećmi. Że są dziećmi i tak się zachowuje. Poprosiłem shuri do siebie gestem ręki na co ona do mnie podeszła, razem z nią Kate która najwyraźniej chciała się przypatrywać.

Zaczęliśmy pracować nad repulsorem. Musieliśmy tworzyć wszystko od nowa, tym razem zabraliśmy się za pracę uważniej niż poprzednio by mieć pewność, że kolejnych godzin nie spowiję płomień.

Gdy kończyliśmy pierwszy silnik usłyszałem szmer. Popatrzyłem na Shuri i Kate które też zdawały się to słyszeć. Odwróciliśmy się jak w zegarku zauważając Petera który w dziwnej pozycji leżał na ziemii, obok jego lewej nogi było obrotowe krzesło a przed nim pistolet którego usilnie nastolatek starał się dosięgnąć.

– Peter. - powiedziałem stanowczo na co chłopak na mnie popatrzył. – Zostaw. - dodałem podchodząc do nastolatka i zabierając mu broń tuż sprzed nosa.
Shuri parsknęła głośnym śmiechem widząc, że jej plan na upadek nastolatka się udał.

Złapałem Petera za przed ramię który nieudolnie próbował się podnieść. Położyłem go na ziemii odwiązując linę od jego lewej kostki. Ten szybko wstał gdy uświadomił sobie to, że jest już wolny i obrzucił mnie sarkastycznym spojrzeniem.

– Te wariatki chciały mnie zabić. - powiedział z odrazą na co wywróciłem oczami – I kim one są? Porwałeś sobie więcej dzieci? - zaczął dopytywać patrząc na mnie z nienawiścią. W tedy Kate i Shuri nie wytrzymały, no cóż, ja również.
Po pomieszczeniu rozbrzmiały się śmiechy dziewczyn, a ja zrozumiałem, że nienawidzę dzieci.

– Jestem Shuri, księżniczka wakandy. - powiedziała ciemno skóra pochodząc do Petera. – A to, Kate bishop, współpracownica hawkeya - dziewczyny uśmiechnęły się szeroko.
– A ty, kim jesteś? Na pewno nie jesteś tu przypadkiem. No chyba, że cię tony serio porwał - zagadała go czarno włosa. On nie odpowiadał, nie chciał rozmowy. Chciał jej uniknąć, wiedziałem to. Bo ja sam, chciałem uniknąć tego by Peter którąś z nich zaatakował. Nie było by mi to na rękę. Złapałem Petera za nadgarstek – Wiesz co młody, chyba cię potrzebuję. Teraz. Zostawiłeś żelazko na ogniu. - pociągnąłem nastolatka w swoją stronę by wyciągnąć go od niezręcznej i bezsensownej sytuacji.

Wyszliśmy z warsztatu, napotkałem się z niezadowolonym spojrzeniem dzieciaka.
– Co ci? - spytałem młodego a ten milczał chwilę ale w końcu zdecydował się na odpowiedź. – Oddaj moje wyrzutnie sieci- wyrwał swój nadgarstek z mojego uścisku lecz się ode mnie nie odsunął.
– Jak ci zaufam, i będę mieć pewność, że nie uciekniesz - odpowiedziałem a jego wyraz twarzy zmienił się na bardzo zły. Odsunął się ode mnie i się zatrzymał. Ja również się zatrzymałem nie rozumiejąc jego zachowania.

Nastolatek założył ręce na klatkę piersiową, wiedząc, że nic nie ugra i... Usiadł na ziemii jak rozpieszczone dziecko któremu nie chcę się kupić zabawki.
Tak, to wyglądało identycznie.

– Peter.. - chciałem coś powiedzieć a ktoś lub może coś mi przerwało. Zamilkłem słuchając robotycznego głosu Jarvisa
– Sir, pan Rogers prosi Pana o rozmowę. zdradził iż spotkał się z czymś, czemu musi sir zaradzić. Poinformować pana Rogersa o odpowiedzi? - zakomunikowała sztuczna inteligencja a ja odmówiłem –Sam do niego pójdę - odpowiedziałem i spojrzałem przelotnie na Petera
– Nie zepsuj nic. Poproś Jarvisa by ci pokazał drogę do pokoju- powiedziałem nastolatkowi klepiąc go lekko po głowie.
Tak przecież robią dorośli. Prawda?
Westchnąłem ciężko i poszedłem do salonu mając szczerą nadzieję, że to ważne coś nie będzie moim kolejnym problemem.

Och, jak strasznie byłem głupi.
Och, jak strasznie się pomyliłem.
Gdybym tylko wiedział.

No i kolejny rozdział, wyszedł chujowo i nie jestem z niego absolutnie dumny.

Zastanawiam się czy nie dodać wątek hydry do fabuły, co o tym myślicie?

5 dni do świąt i 1081 słów w rozdziale

make me be again | irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz