7.

551 39 1
                                    

Chciałbym zadedykować ten rozdział każdemu, kto nie potrafi zaakceptować siebie. Temu komu każdego ranka brakuje sił by wstać. Wiem, że jesteście silni, a gorsze chwilę się zdążają i to jest normalne. Nie bójcie się prosić o pomoc.

Perspektywa Petera

Zaskakując z dachu budynku miałem miliard myśli w głowie które przelatywały albo zostawały na dłużej.
Nie obchodziły mnie one, nad żadną z tych myśli długo się nie zastanawiałem. Nie były one dla mnie ważne.

Wylądowałem miękko na ziemii i zacząłem iść. Nawet się nie zorientowałem o tym, że zaczął padać deszcz. Założyłem maskę na twarz.

Czułem się jak głupiec, Stark mógł mnie złapać. Mógł, lecz tego nie zrobił. Nie traktuje mnie jako wyzwania, okazuje mi litość której nie potrzebuję.
Stark myli się nie traktując mnie jako przeciwnika. Chcę mnie złapać, lecz nie potrafi tego zrobić. Coś mu w tym przeszkadza, okazuje słabość którą jest przepełniony.
Nie może się nazywać bohaterem.

Doszedłem do monopolowego, światło wydostające się przez szklane drzwi tworzyło w okół sklepu przyjemny klimat.
Klimat który jest mi bliski.
Aura oznaczająca chłód, kontrolę nad sytuację i mimowolną nadzieję.

Nadzieję na to, że wszystko wróci do normy. Do normy, której przyjemność można zapamiętać aż po kres.

Perspektywa trzecioosobowa

Jest siedemnasty grudnia, godzina dwudziesta druga dwadzieścia osiem.
Mały chłopiec z butelką alkoholu w ręce, siedzi na ławce w parku. Przez jego ulepszony kod genetyczny, nie może paść ofiarą stracenia kontroli przez ilość procentów w krwi.

Ciało nastolatka zaczęło przeszywać zimno, gdyż chłopca nie stać na ciepłe ubrania. Musi oszczędzać, jakby miała nastąpić tragedia. Czarna godzina.
Jego rozpalona skóra zaczęła przybierać czerwonych odcieni przez chłód wkraczający na jego twarz.

Pogoda się zmieniła, zamiast chłodnych kropel deszczu na niebie pojawiły się zimne płatki śniegu powoli opadające na ziemię. Zbliżała się śnieżyca a Peter coraz bardziej zaczynał martwić się o to, gdzie spędzi potencjalny kryzys pogodowy.

Znów zaczął się zamyślać starając się wymyśleć jakieś miejsce, gdzie w jakikolwiek sposób mógłby się ogrzać.
Zorientował się, że ktoś się do niego przysiadł. Objął wzrokiem mężczyznę którego od razu rozpoznał. Mężczyzna który go zaczepiał i do tego zrobił mu zdjęcie. Peter wzdygnął się mimowolnie na widok tajemniczego mężczyzny.

– Widzimy się znowu, Pajęczaku - Nieznajomy próbował zacząć rozmowę.
– Co tu robisz, czemu nie jesteś u mamusi, Pajączku? Zgubiłeś swoje stado?- kontynuował mężczyzna w masce.

Peter postanowił ją ściągnąć wiedząc, że i tak osoba obok niego widziała już jego twarz. – Nie wspominaj o mojej matce, pool. - odpowiedział mu szorstko nastolatek.

– Hmm, to może mi powiesz co tu robisz?- mężczyzna towarzyszący Parkerowi zaczął przypatrywać się młodszemu od niego chłopakowi. Widząc butelkę w jego dłoni zmarszczył brwi, mimo iż młodszy nie mógł tego zauważyć.

– To samo co ty - nastolatek odpowiedział kpiąca czując coraz to więcej płatków śniegu na twarzy przez co chłód zaczął rozchodzić się po całym jego ciele.

– Wydaje mi się, że jesteś za młody by pić - zagaił mężczyzna zabierając z dłoni Petera butelkę która okazała się pusta.
– Wydaję mi się, że jesteś za stary by żyć- odgryzł się Peter z cwaniackim uśmiechem na twarzy.

Deadpool wywrócił oczami chcąc rzucić już jakimś sprośnym żartem ale zrezygnował z tego pomysłu z niewiadomych przyczyn.

– Mamy zamiar siedzieć tak na mrozie? - spytał mężczyzna chcąc zaproponować pójście do baru, by chłopak nie musiał by pić w samotności.

– Od kiedy ,,my”? I tak, ja mam zamiar tak siedzieć. - Peter westchnął spoglądając na wade'a – Typie, wyglądasz jakbyś chciałbyś mnie zabić - dopowiedział Peter parskając śmiechem co również zrobił Wilson orientując się, że wpatrywał się w młodszego jak w porcelanową lalkę.

Deadpool położył delikatnie dłoń na barku Spidermana.
– Może pójdziemy do baru? Picie samemu w zimnie jest słabe - zaproponował mężczyzna, Peter ochoczo pokiwał głowo potwierdzająco.

Oboje wstali z ławki, młodszy zarzucił czerwony plecak na jedno ramię i zaczęli iść powolnym krokiem w stronę najbliższego baru.

Perspektywa Petera

Gdy weszliśmy do Baru do moich uszu doszła głośna muzyka, a do nosa zapach alkoholu i potu. Pomieszczenie było duże, pełne stolików i lamp.
Klimat tego miejsca nie był mi znany, więc czułem się trochę przytłoczony.

Pool pchnął mnie do przodu bym się nie zatrzymywał, zacząłem iść pewnym krokiem przed siebie. Aż poczułem szarpnięcie w tył za kaptur. Podskoczyłem z zaskoczenia, zauważyłem wadea który zaczął mnie gdzieś ciągnąć. Zacząłem iść za nim. Doprowadził mnie do pustego stolika i pchnął na kanapę, usiadłem zdejmując z siebie plecak.
– Poczekaj tu, pójdę po coś do picia. - powiedział mężczyzna zwracając uwagę na pierwszą część zdania. Super. Nie mogę nigdzie iść.

Mimo to nie zwróciłem mu uwagi na to co powiedział. Odprowadziłem go wzrokiem do póki nie zgubiłem go z swojego pola widzenia. Westchnąłem i oparłem głowę o rękę. Zacząłem przypatrywać się pomieszczeniu miętoląc w dłoni maskę bohatera.

Zauważyłem jak dwóch mężczyzn się siłuje na rękę. Zacząłem im się przypatrywać, świetnie się bawili. Ja również chciałbym się posiłować i sprawdzić swoje umiejętności.

Pod wpływem chwili uwagi wstałem z miejsca chowając maskę do plecaka i podszedłem do stołka w którym działy się jakieś ,,zawody” na siłowanie na rękę.

– Mogę również? - zapytałem większego od siebie mężczyzny widząc, że jedno miejsce się zwolniło po jednej rundzie.
Mężczyzna popatrzył na mnie chcąc mnie wyśmiać lecz jego najwyraźniej przyjaciel odezwał się do mnie – Jasne, że tak. A masz za co zagrać? - speszyłem się na to pytanie. Wyjąłem z kieszeni osiemdziesiąt dolarów, spojrzałem pytającym wzrokiem na mężczyznę a ten uśmiechnął się przekonany. – Łatwa kasa. - wyjął taką samą kwotę z kieszeni i położył ją na stół. Postąpiłem tak samo, i usiadłem przy wolnym miejscu.

Starszy położył prawą dłoń na stole, zrobiłem tak samo. Nie byłem do końca pewny swoich możliwości, ale nie mogłem teraz się odwrócić. Westchnąłem i popatrzyłem na dwa razy większego od siebie mężczyznę. Jego przyjaciel złapał nas za dłonie i złączył.
Zacisnął na naszym uścisku rękę i zaczął odliczać. Gdy doszedł do zera wykrzyczał ,,start” a mężczyzna który trzymał moją dłoń starał się ją zgiąć.

Na początku udawałem, że ciężko mi jakkolwiek ruszyć ręką. Po pięciu minutach nudnej zabawy po prostu użyłem swojej siły i przełożyłem rękę mojego przeciwnika ogłaszając swoje zwycięstwo.

Widziałem zdziwiony wzrok swojego przeciwnika, jak i jego przyjaciela. Do tego doszły też nie dowierzający inni mężczyźni którzy zaczęli się na przypatrywać.
Wziąłem pieniądze z stołu i schowałem do kieszeni.

– Cholera, Peter. - usłyszałem za sobą, przegryzłem wargę i odwróciłem się. Widziałem zszokowanego poola z dwoma kuflami piwa w dłoniach.
– Jesteś niesamowity spideyboy! - wykrzyczał uradowany mężczyzna. Uśmiechnąłem się, cóż, chyba po raz pierwszy naprawdę będąc szczęśliwym. Zarobiłem pieniądze, pokazałem swoją siłę i co najważniejsze, chyba znalazłem przyjaciela.

Jest Dobrze. Jak na mnie, jest aż za dobrze. Coś na pewno się spierdoli.
Ale jak na razie, nie mam zamiaru się tym przejmować.

No chyba nie jest tak źle?
Ale jednak mogło być lepiej.
Następne rozdziały będą miały ważną treść dla ogólnej fabuły. Postaram się napisać następny rozdział w ciągu 1/2 dni.
Zależy to od tego, czy moja wena nagle sobie nie spierdoli na wakacje ;-;

A więc, do następnego;)
(Ćsiiii, 11 dni do świąt)

make me be again | irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz