10.

443 28 4
                                    

Perspektywa Petera

Dłonie miałem kurczowo zaciśnięte na ramiączku plecaka. Nie czułem się bezpiecznie, pomimo pocieszających słów pepper.

Jechaliśmy samochodem, do każdemu znanego budynku. Bałem się. Bałem się wszystkiego co mogło mnie napotkać.
Tych ludzi. Jak oni zareagują?
Przegranej. Nie mogę trafić za kratki.
Bałem się również siebie i swoich czynów.
Nie chcę niczego zniszczyć. Nie chcę przesadzić. Nie chcę krzywdzić, jestem bohaterem. Nie mogę dać się ponieść emocjom. Muszę pamiętać, że muszę działać racjonalnie i przewidywać każdy ruch wroga.

Ale jak mam to robić, gdy będę otoczy? Gdy będę na terenie wroga?
Mam ciągle być uważny? Gdzie będę spać? Czy to jest pułapka? Tak. To na pewno pułapka. Jestem pewny, że gdzieś tam już czeka na mnie nick fury który chce zobaczyć mój strach. Chce udowodnić, że nie jestem aż taki silny. Że jest ponad to. Chcę mi udowodnić, że jestem tylko dzieckiem a następnie mnie zamknąć gdzieś w ciemnej, chłodnej celi. Będzie śmiał mi się w twarz, wszyscy będą śmiali mi się w twarz. Będą sobie żartować z mojej przegranej. Lecz ja wiem, że nie przegram.
Wygram z nimi wszystkimi. Że to ja będę się śmiać. Wiem, że avengersi padną przede mną na kolana.
Muszę tylko się postarać.

Znów się zamyśliłem. Mam z tym problem. Muszę być bardziej uważny. Rozejrzałem się wyrywając swoją uwagę od niekończących się niepotrzebnych myśli które jak chmury z szkła przelatują przez moją głowę i ranią moją twarz nacinając ją i przecinając by uwolnić strużki krwi mojego strachu.
Obok mnie siedziała panna Potts która usilnie starała się coś do mnie mówić.
Pocieszające słówka. Zapewnienia miłości i tego, że mnie nie zostawią.
Szepty i kłamstwa o tym, że wie, że jest mi trudno. Że to może być problematyczne. Że chce mi pomóc. Że będzie przy mnie i mnie nie zostawi.
Biedna panna Potts. Nawet jeszcze nie wie, że zniszczę jej męża od środka.
Że będę się śmiać głośno z jego bolesnej przegranej.
Że udowodnię światu, że Avengers to nie bohaterowie.

Dojechaliśmy pod ogromny budynek, z również wielką literą A.
Sam ten widok przyprawił mnie o gęsią skórkę.
Widziałem pocieszający wzrok pepper, i lekceważący Starka. Sam zachowałem naturalną mimikę twarzy, nie mogę być zachwycony ale nie mogę od razu wyglądać na takiego który tego miejsca nie cierpi. Nie mogę sprawiać wrażenia, jakbym chciał spalić ten budynek. Zrównać z ziemią.

Pani Pepper złapała mnie lekko za dłoń posyłając mi prawie niewidoczny uśmiech i wyciągnęła mnie z samochodu jakbym sam tego nie mógł zrobić. Pan Stark wysiadł tuż po nas a samochód z kierowcą odjechał. Zaczęliśmy powoli wchodzić do budynku. Idąc do windy widziałem pytający wzrok ludzi w środku.
Bym się tym nie przejął, lecz czułem, że tu nie pasuje. Bo przecież, nie pasuje.

Weszliśmy do przestronnej windy, od razu oparłem się o ścianę i spojrzałem w lustro na przeciwko mnie. Pani Potts wybrała właściwe piętro. Pan Stark uważnie mi się przypatrywał, widziałem to, lecz nic nie mówiłem.
Postanowiłem milczeć. Milczeć, bo jak na razie tylko na to moja sytuacja mi pozwala.
{{{{Słowa od autora: plz serio chce już rozwinąć akcję ale muszę czymś zapchać ten rozdział by było sensownie}}}}

Spojrzałem w lustro. Nie widziałem siebie, a dzieciaka który od teraz, będzie zgrywał idealnego pomimo ciągłej walki. Pomimo tego, że dopiero co wyszło z sierocińca.
Dziecko, które zostało adoptowane przez Starka.
Szczęściarz, oszusta, kłamca, manipulator.
Naprawdę nie wiem, jak mam siebie już nazywać by nie skłamać.
Bo przecież, nie byłem dobrym dzieckiem. Popełniam błędy.
Ale jestem bohaterem, lecz czy teraz, mogę nazwać się prawdziwym herosem?

Z zamyśleń wyrwał mnie dzwoneczek w windzie który oznajmiał, że dotarliśmy na właściwe piętro. Drzwi się rozsunęły. Pierwsza wyszła kobieta a ja tuż za nią, jak piesek. Jak małe posłuszne zwierzątko. Lecz tylko ona nie wie, że to moja twarz skrywa się za maską pająka. Dlatego to właśnie ona będzie moją tarczą.

O dziwo, nie było tam nicka Furyego. Nie było agentów tarczy, Ani bohaterów z bronią. Schowałem się za Panną potts obserwując Avengers'ów w zwykłych dresach robiących codzienne rzeczy.

Pani Pepper się odezwała
– Drużyno, chciała bym wam kogoś przestawić - powiedziała głośno i donośnie. Większość ją usłyszała. Tony stanął obok niej. Ja nie byłem widoczny, to ja muszę mieć przewagę. Patrzyłem na Starka który mną gardził. Gardził bo mnie tu zabrał.
Gardził, bo nawet na mnie nie spojrzy.

Usłyszałem głos, tym razem męski.
– Pepper, ale my znamy już Tonego. Nie musisz go nam przedstawiać. - wyjrzałem lekko za panią kobietę widząc, że odezwał się łucznik. Cała grupa była zebrana.

Pepper się lekko uśmiechnęła i odsunęła lekko ujawniając bohaterom, że to ja jestem tym kimś.
– To jest Peter - powiedziała uradowana rudowłosa. Widziałem zaskoczone spojrzenia Avengers'ów.
Zauważyłem, iż pani Romanoff sięga do pasa. Natychmiastowo wyjmuje pistolet i zaczyna do mnie celować co spotyka się z zaskoczonym spojrzeniem mojej ,,opiekunki”

– Natasha. Co ty robisz? - spytała cicho kobieta.
– To ty nie wiesz, co to za dziecko? - powiedziała zirytowana dziewczyna z Bronią – Stark! Nie powiedziałeś jej o tym?! - wykrzyczała w stronę miliardera.

Spiąłem się, gdy zauważyłem jak łucznik zaczyna do mnie podchodzić. Stanął przede mną a ja przymknąłem oczy. Byłem iście przerażony. Może z Bartonem bym sobie poradził. Ale tu jest ruski zabójca celujący do mnie.

Dzięki swojemu ulepszonemu wzrokowi zauważyłem też, że znajdujący się w pomieszczeniu również Thor zacisnął dłoń na rączce swojego młota a szyja Doctora Bruce'a zaczyna zielenieć.
Pepper była na tyle zdezorientowana, że nie reagowała a Tony, on, bezduszny miliarder po prostu czekał.

– Clint, daj mu spokój. - powiedział spokojnie Stark kładąc dłoń na moim barku. To za dużo. To za dużo. Za dużo jak na mnie.
Westchnąłem zirytowany.
Chciałem już stracić dłoń tego dupka i kopnąć Bartona lecz stało się coś, czego najpewniej nikt by się nie spodziewał.

Poczułem silne ramiona otaczające mnie i... Przytulające? Tak, to był przytulas. Dotyk człowieka. Bohatera. Herosa. Avengersa. Spiąłem się i zacisnąłem dłonie w pięści słysząc słowa, które po chwili wypowiedział łucznik. Tak głośno, że wszyscy go usłyszeli. Wszyscy zrozumieli. Oni wszyscy już wiedzieli.

– Cieszę się, że już nie jesteś zły. Pajączku... -

~~~~~~~~~~~
Przepraszam, ale tak strasznie mnie kusiło by uciąć w tym momencie akcję.
Nooo poczekacie sobie troszkę na rozdział.

Ale przynajmniej udało mi się rozwinąć akcję, można się cieszyć.

Już się biorę za pisanie kolejnego rozdziału byście nie musieli czekać dwa dni ;**

6 dni do świąt, boże jak to szybko mija.
Iiii 1037 słów w rozdziale

make me be again | irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz