Perspektywa Petera
Biologia, kartkówka. Nie tak źle. Jak na razie.
Wyrwałem kartkę z zeszytu i byłem gotowy już pisać. Oczywiście, że nic nie umiałem. Po wieczornym patrolu który skończył się paroma silnikami byłem zbyt zmęczony by powtórzyć materiał, szczerze miałem nadzieję, że będę mógł to poprawić.Pukanie do drzwi które zwrócili uwagę klasy jak i nauczyciela. Po chwili wszedł dyrektor, nic nie mówił. Uczniowie zaczęli się sobie przyglądać chcąc się dowiedzieć o co chodzi.
Dyrektor podszedł do mojej ławki, nie spoglądał nawet na nauczyciela
- Spakuj się, peter- powiedział spokojnie a ja się od razu zacząłem stresować.
Wykonałem jego polecenie zakładając plecak na ramię. Zaczął iść gestem ręki pokazując mi bym podążał za nim. Zrobiłem to, bo nic innego mi nie pozostało.Wyszliśmy z sali pod czujnym okiem nauczyciela i reszty uczniów która mimo wszystko szybko straciła nami zainteresowanie.
- Przykro mi, peter, z powodu tego co się stało - powiedział dyrektor patrząc na mnie. On już wie? Boże, jaki ja jestem głupi! Oczywiście, że wie. - Domyślam się, że musi ci być ciężko - ciągnął dalej swoją wypowiedź. Nic nie odpowiadałem.Zaprowadził mnie do swojego biura. Wszedłem do środka, od razu rzucili mi się w oczy dwóch policjantów i dwie panie. Poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić. Podali mi rękę przedstawiając się, ja również im powiedziałem jak mam na imię. Bałem się, co teraz ze mną będzie.
- Jesteśmy z opieki społecznej- powiedziała jedna z pań o imieniu Emily.
- Doszły nas słuchy co się stało, trafisz do miejsca, w którym będziesz się wychowywać. Dobrze Peter? - powiedziała pani paula. Zestresowałem się.Zaczęli mnie prowadzić. Znów zacząłem odpływać myślami, mimo iż moje ciało się poruszało. Czułem się tak strasznie.
Co mnie teraz czeka? Dom dziecka?Usłyszałem, że pani Emily próbuje mnie zagadać. Nie chciałem jej odpowiadać. Więc tego nie zrobiłem. Wsiadaliśmy do samochodu policyjnego. Czułem się jakby mieli mnie zamknąć i nigdy nie wypuścić.
Zaczęliśmy jechać, policjanci chcąc poprawić mi humor włączyli alarm i puścili muzykę. Nie reagowałem na praktycznie żadne bodźce więc zrezygnowali z tego pomysłu.
Cały mój świat się zawalił.
Time skip
Dojechaliśmy pod średniej wielkości dom. Nawet nie mam przy sobie swoich rzeczy.
Wyrwałem się z zamyśleń. Policjanci wysiedli z auta a ja tuż za nimi. Zacząłem podążać za panią Emily. Weszliśmy do pomieszczenia, odłożyłem plecak pod ścianę i natychmiastowo poczułem zapach leków i soku pomarańczowego. To strasznie dziwne połączenie, i nie zbyt dobrze się z tym czułem. Nie wiedziałem co to za miejsce, i najpewniej wiedzieć nie chciałem.
Zacząłem się rozglądać i iść przed siebie a natychmiast podbiegł do mnie wyższy ode mnie chłopak. Miał ciemniejszy kolor skóry i prawie czarne włosy. Był ubrany dość luźno, nie wiem jak opisać to uczucie ale chyba jego styl ubioru po prostu mi się spodobał.- Jestem Miles, a ty? Jak tu trafiłeś? Za co tu trafiłeś? Ile masz lat? - od razu zaczął mnie zagadywać, nie zbyt mi się to spodobało. Bo nie byłem zbyt rozmowną osobą. Wziąłem wdech i spojrzałem na niego, chciałem już coś odpowiedzieć ale podeszła do mnie pani Emily.
- Będziemy już jechać, skarbie, trzymaj się - powiedziała miło i odeszła ode mnie. Poczułem się dziwnie, tak jakbym został zostawiony jak stara zabawka.Spojrzałem na Milesa któremu mimo wszystko uśmiech nie zszedł z twarzy.
- Jestem Peter- powiedziałem w końcu przedstawiając się. Ten szybko złapał mnie za rękę i zaczął mnie gdzieś prowadzić.
Czy dzisiaj naprawdę wszyscy muszą mnie traktować jak szmacianą lalkę?
Pomyślałem nieco zirytowany
- Pani Magda kazała mi cię oprowadzić, bo jesteś nowy. Weszliśmy do pokoju w którym były dwa łóżka piętrowe - to twój pokój, niesamowite! Będziemy mieszkać razem! - niemal wykrzyczał entuzjastycznie. Ciekawe skąd w nim ta energia. Rozejrzałem się po pokoju i odpowiedziałem bez emocji
- Jasne, świetnie - spojrzałem na jego twarz która wyrażała zdumienie, naprawdę chce wiedzieć co on zażywa.
- Dlaczego tu trafiłeś? Popełniłeś jakąś zbrodnie i przywiozła cię policja!? Odlotowo! - zaśmiał się puszczając mą dłoń
- Nie, ciocia mi zmarła. - powiedziałem spokojnie, nie chciałem atencji. Nie chciałem aktorsko udawać przygnębionego.
- Och, przykro mi, stary- poklepał mnie po ramieniu, znamy się parę minut a on już mi okazuje współczucie. Co z nim jest nie tak?Perspektywa Starka
Damskie dłonie powoli i dokładnie maskowały mój kark sprawiając mi rozkosz oraz przyjemność.
- Tony, skarbie - powiedziała pepper a ja mruknąłem na znak, że ją słucham.
- wpadłam na taki pomysł, może byśmy mieli dziecko? Jesteśmy już małżeństwem od paru lat. - powiedziała spokojnie. Otworzyłem do tej pory przymknięte oczy i spojrzałem na jej twarz na której znajdował się lekko uśmiech.Nie miałem na sobie koszulki co wykorzystała i zaczęła błądzić dłońmi po mojej klatce piersiowej. Musiałem się zastanowić. Nie lubiłem dzieci.
- Ale ty przecież jesteś, wiesz. - zasugerowałem nie chcąc wypowiadać tego słowa by jej jakoś nie urazić.
Ta zeszła z moich ud i usiadła koło mnie na kanapie. Położyła dłoń na moim policzku, doskonale wiedziała, co zrobić by mnie uszczęśliwić.
- Adoptujemy- odpowiedziała. Złożyła całusa na moich ustach - Zastanów się nad tym, dobrze skarbie? - pokiwałem potwierdzająco głową, wstała i wyszła już bez żadnego słowa. Nie chciałem dziecka, nie chciałem mieć żadnych zobowiązań do nikogo prócz pepper.
Ale i tak moje uczucia co do niej zaczynają powoli zanikać.Założyłem na siebie spowrotem koszulkę i wstałem z kanapy. Podszedłem do biurka spoglądając na plany nowej zbroi iron Mana. Będzie czekało mnie ciężkie popołudnie. Lecz będzie warto.
Mam nadzieję, że do tej pory pepper się rozmyśli i powie, że to dziecko to tylko jej durna zachcianka której nie muszę spełniać.Znów dłuższy rozdział, akcja się trochę potoczyła do przodu i rozwinąłem akcje u Tonego.
Biedny Peterek może już nie zaznać szczęścia :'(
(Tak dla jasności nie sprawdzam tych rozdziałów, więc byłbym wdzięczny gdybym był informowany o wszelkich błędach. Postarałbym się je jak najszybciej poprawić)
15 dni do świąt c:
CZYTASZ
make me be again | irondad
FanficPoczułem zimny podmuch wiatru na swojej twarzy. Nie zniechęciło mnie to. Byłł grudniowy wieczór. Słońce już zaszło pomimo godziny osiemnastej. Zacząłem się przechadzać po okolicy mojego nowego miejsca zamieszkania. pod ubraniem miałem strój bohater...