11.

407 26 1
                                    

Perspektywa Petera

Wystszeszczyłem oczy i odepchnąłem od siebie łucznika.
Jak on mógł!? Jakie on miał prawo mnie dotknąć!?

– Nie dotykaj mnie - powiedziałem cicho i ostro. Stark mnie również puścił. Patrzyłem jak łucznik upada na ziemię od siły mojego pchnięcia.
Pepper jeszcze bardziej się zdziwiła. Pewnie nie rozumiała tej sytuacji. Zabawne, jak ona może być taka głupiutka.

Natasha odbezpieczyla broń
– Słuchaj dzieciaku, nie wiem w co pogrywasz ale natychmiast się poddaj - syknęła z jadem w głosie będąc gotowa do mnie strzelić. Rosyjski zabójca.
Morderca zawsze zostanie mordercą i to się już nie zmieni. 

Podszedłem powoli do kobiety. Będąc blisko jej na tyle, że lufa jej broni była przystawiona prosto do mojego czoła. Z bliska mogłem zauważyć z każdą sekundą narastającą na jej twarzy niepewność.
– No dalej - szepnąłem spokojnie.
– Strzelaj. W końcu zabójca zawsze zostanie zabójcą. - powiedziałem o wiele głośniej a na jej twarzy zrodziła się istna nienawiść. Nie mówiła nic. Jej strach na to jej nie pozwala.
– Tak właśnie. - odsunąłem się od byłej agentki – Właśnie tak avengersi boją się własnej przeszłości - mówiłem nie wzruszony całą sytuacją. Wyrwałem broń kobiecie.

– Słuchaj, dzieciaku. Masz natychmia..- Dotąd milczący Bóg zaczął mówić ale Pan Stark przerwał mu gestem ręki.
– Peter. - powiedział ostrzegawczo a ja spojrzałem na niego z wyższością.
– Jak myślisz, co by twoja ciocia na to powiedziała? - spytał spokojnie a na natychmiastowo puściłem broń trzymaną w rękach. Opuściłem głowę i zagryzłem wargę. To był cios poniżej pasa. Zbyt bolesny.
– Nie masz prawa o niej wspominać. - powiedziałem lodowato z furią w głosie.
Słyszałem to jego parsknięcie śmiechem.
Takie przepełnione wyższością, chce mi uświadomić, że pomimo tego, ze mnie adoptował. To dalej jestem bezwartościowym śmieciem.
On tylko chce mi udowodnić, że nie jestem bohaterem.
– odejdźcie. - powiedział lekceważąco do grupy która jeszcze parę chwil tak stała ale w końcu wypełniła jego polecenie. W ten potrzedł do mnie i położył dłoń na moim barku.
– Dzieciaku, spójrz na mnie - obarczyłem go wzrokiem – Pójdę ci przygotować pokój. Nie sprawiaj problemów, pająku.
Dobrze wiesz gdzie jesteś. - puścił mnie i chciał się oddalić ale złapałem go mocno za nadgarstek. Spojrzał na mnie zaskoczony a ja szepnąłem – Gardzę tobą. Tobą i tymi jednostkami. Nie jesteście bohaterami. Dobrze o tym wiecie. - na jego twarzy pojawił się mały usmiech. – Wiem o tym - powiedział równie cicho. Wyrwał swój nadgarstek z mojego uścisku i odszedł.

Zostałem całkiem sam w obcym miejscu. W okół złych ludzi nazywających siebie bohaterami tylko czekającymi na to, aż popełnię jaki kolwiek nawet najmniejszy błąd.
Skierowałem się do przestronnego salonu i usiadłem na kanapie. Byłem tu sam, do póki nie usiadł obok mnie Clint, którego nastawienie co do mnie się nieco zmieniło.
Lecz pasowało mi to. Zacząłem badać wzrokiem jego postawę. Jaka kolwiek oznaka nienawiści lub chęci zaatakowania mnie. Nic takiego nie okazywał. Po prostu popijał kawę patrząc w telewizor.
Nawet nie zauważyłem, że ten jest włączony. i... Tak, nigdy bym się nie spodziewał, że którykolwiek z Avengers'ów mógłby oglądać bajki dla dzieci i to jeszcze z anielskim skupieniem wymalowanym na twarzy.

Parsknąłem śmiechem na głupotę ludzką. Bohaterowie ludzkości. Herosi. Nadzieja ludzka. Lecz jednak tacy głupi.
Zauważyłem wzrok Clinta na sobie. Spojrzałem na niego z mordem w oczach.
– No co? - spytałem sucho a ten nie odpowiedział i znów patrzył w telewizor. Dopiero się zorientowałem, że w jego kubku z kawą pływają płatki czekoladowe.

Coraz bardziej zaczynam wątpić w ludzi.
Ludzi którzy myślą, że avengersi to bohaterowie. Że to nie są kłamcy. Że oni ich uratują. Lecz gdyby avengersom zależało na ludziach, uratowali by moją ciocię. A tego pożaru by nie było. Wszystko było by zupełnie inaczej. I mnie by tu nie było. W tedy, tylko k wyłącznie w tedy oni mogli by się nazwać bohaterami.
Ratują dla sławy, a nie dla ludzkiego życia.

Znów się zamyśliłem. Krzyk. Słyszę krzyk, głośny i przeraźliwy. Popatrzyłem na pana Bartona. Wydawało by się, że on tego nie słyszy. Wciąż oglądał telewizję. Chciałem się już o coś spytać lecz zrezygnowałem z tego pomysłu. Ten krzyk, osoba która go wydaje jest gdzieś niedaleko. Na tym piętrze.

Wstałem z kanapy i potrzedłem do ściany pod którą leżał mój plecak. Wyjąłem webshotery i założyłem na swoje nadgarstki. Czułem na sobie wzrok. Odwróciłem się w stronę pana Clinta, miałem przeczucie, że to on na mnie patrzy i się nie myliłem.

– Co ty robisz? - spytał podejrzliwie a ja westchnąłem.
– Zaradzam czemuś, o czym nawet ty nie wiesz. Nie jesteś bohaterem. - wyszedłem z salonu idąc za głośnym przeraźliwym krzykiem który wciąż odbijał się w mojej głowie i nie dawał mi spokoju. Stanąłem przed drzwiami na korytarzu przy których pisk był najgłośniejszy jak i najwyraźniejszy. Do krzyku doszedł zapach spalenizny. Otworzyłem drzwi a moim oczom ukazał się dym w całym pomieszczeniu. Wszedłem do środka zostawiając drzwi otwarte by dym mógł ulecieć.

Nie było słychać już krzyku
– halo? Ktoś tu jest? - zapytałem głośno.
Nagle poczułem pajęczy dreszczyk.
Odwróciłem się i złapałem dziewczynę która na mnie naskoczyła. Zauważyłem w jej dłoniach ostrze. Wcisnąłem jej nadgarstek a nóż wypadł jej z ręki.

– A ty to kto? - spytała ciemnoskóra dziewczyna podejrzliwie.
– To ja powinienem zadać to pytanie. - szepnąłem spokojnie lecz sucho. Nagle
Poczułem ostry ból głowy i natychmiastowa ciemność ogarniającą wszystko. Zamknąłem oczy i niczego nie świadomy straciłem przytomność.

Yayyy, kolejny rozdziaaał!
870 słów

Nie wiem jaki dać opis do tego ;-;
Co sądzicie? Jak myślicie kim jest ta dziewczyna? 

make me be again | irondadOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz