Rozdział dedykowany osobie o której często nie wspominam, lecz osobie, która pomogła mi w każdy możliwy sposób, gdy było ciężko. Osobie, która była przy mnie pomimo co się działo. Wiem, że nie mamy już kontaktu ale mam nadzieję, że ujrzysz kiedyś tą książkę, i nawet nie wiedząc, że to o tobie pisze, zrozumiesz jak ogromnie ważną rolę pełniłaś w moim życiu.
Do czytelników: mam nadzieję, że również posiadacie taką osobę, której możecie zaufać i powiedzieć wszystko.
Bez przedłużania, zapraszam do rozdziału.
Perspektywa PeteraW barze powoli zaczynało robić się jasno. Prawie wszystkie osoby, oprócz mnie i barmana były albo nieprzytomne albo pijane w trzy dupy.
Na siłowaniu się na ręce zarobiłem sporo pieniędzy, dzięki czemu mogłem się zaopatrzyć w dużą ilość papierosów.
Założyłem swój czerwony plecak na ramięNagle usłyszałem za sobą cichy szmer a zaraz po tym poczułem ciężką dłoń ładującą na moim ramieniu. Spiąłem się niezauważalnie pod wpływem nie chcianego i nieznajomego jak dotąd dotyku.
Spojrzałem przez ramię na osobę którą okazał się Wade. Nawet nie zauważyłem, kiedy wstał.– Dokądś się zbierasz, Pajęczaku? Nie powinieneś wracać do domu? - spytał mnie starszy przez co lekko się speszyłem. Nie wiedziałem jak odpowiedzieć na jego słowa. To było stresujące, bo nie miałem domu. Nie miałem gdzie wrócić. Nikt nie czekał na mnie i się nie martwił. Więc co mam mu odpowiedzieć?
Starszy widząc brak mojej relacji przysunął swoje usta do mojego ucha i wyszeptał słowa których się nie spodziewałem. Których nie chciałem usłyszeć. – Nie ładnie to tak uciekać z domu, sierotko. - powiedział to takim tonem, że przez mój kark aż przebiegł dreszcz. Spiąłem wszystkie swoje mięśnie i spojrzałem na wade'a którego twarz wyrażała spokój. Co on teraz zrobi? Nie chcę wracać do domu dziecka.
– J..ja. Nie. Nie wracam- zacząłem się jąkać lecz go to nie interesowało. Kompletnie go nie interesowały moje słowa. Złapał mnie za rękę mocno, lecz delikatnie jakby nie chciał mi zrobić krzywdy. Bo może naprawdę nie chciał?
Pomimo swojej siły, nie wyrywałem się. Nawet nie próbowałem, gdyż Stach sparaliżował moje ciało. Mogłem tylko myśleć. Nie mogłem się nawet odezwać, nie byłem do tego zdolny.Wade zaczął mnie ciągnąć za rękę. Przez bar, aż do wyjścia. Wyszliśmy z lokalu i zaczęliśmy iść w stronę miejsca do którego tak strasznie nie chciałem wracać. Do którego bałem się wrócić.
To nie rozsądek mną panował, a strach.
Strach przed tym, że stracę to co mi zostało. Ostatnią rzecz którą kocham.
Możliwość zemsty. Zemsty na tym, kto na nią zasłużył. Zasłużył, będąc głupcem. Głupcem z zbyt małym sercem, i ogromnym ego który przysłania mu zdrowy rozsądek.Przerażała mnie myśl, że możliwe, że najemnik wiedział o tym, że jestem sierotą. Wiedział, że uciekłem z domu dziecka. I wiedział, że jestem Spidermanem. Lecz, czy to naprawdę może być już tajemnica? Zbyt wiele osób wie, kim jestem. Więc nie wiem, czy moja tożsamość dalej należy do anonimowych.
Wszyscy moi wrogowie wiedzą kim jestem, ale nie wiedzą, jaki jestem.
Dlatego możliwe, że mam przewagę.Doszliśmy pod drewniane drzwi, małego budynku który samym wyglądem sprawia, że lepiej go omijać szerokim łukiem.
Deadpool zapukał sprawiając, że tylko bardziej się spiąłem.Drzwi się otworzyły, a ja zamarłem widząc twarz opiekunki.
Wyraz jej twarzy zmienił się w szybkim tempie. Z spokoju i szczęścia, w zdezorientowanie aż po nie zrozumienie i zawód.– Och, Peter - wyszeptała a ja zdziwiłem się na Ton jakim mnie obdarzyła. Otworzyła szerzej drzwi wpuszczając mnie do środka.
– Siedział w parku sam, więc z nim porozmawiałem. Młody naprawdę jest zawiedziony swoim zachowaniem. Jestem pewny, że żałuję ucieczki. - rzekł Wade również wchodząc do środka.
CZYTASZ
make me be again | irondad
FanfictionPoczułem zimny podmuch wiatru na swojej twarzy. Nie zniechęciło mnie to. Byłł grudniowy wieczór. Słońce już zaszło pomimo godziny osiemnastej. Zacząłem się przechadzać po okolicy mojego nowego miejsca zamieszkania. pod ubraniem miałem strój bohater...