14. Przepraszam

128 7 6
                                    

Perspektywa Rainbow Dash

- Kurwa, coś ty jej zrobiła?

To były ostatnie słowa, które jakkolwiek do mnie dochodziły, potem pamiętam wszystko jak przez mgłę. Do mojej głowy nie napływało nic oprócz bólu w okolicy żebra, który był nie do wytrzymania.

Bardzo cicho i niewyraźnie słyszałam krzyki i płacz Applejack, bardzo chciałam coś zrobić, ale nie byłam w stanie się nawet ruszyć, gdy próbowałam od razu słyszałam rozkaz Mileny, abym się nie ruszała.

W pewnym momencie, poczułam się tak, jakbym zasnęła. Gdy się obudziłam spanikowałam, bo nigdzie nie widziałam ukochanej.

- Kurwa. - powiedziałam sama do siebie, bo nie mogłam wstać, a kolejna moja próba skończyła się spadnięciem z kanapy. - Applejack! - krzyknęłam, a z kuchni wybiegła od razu spanikowana blondynka.

- O rany słoneczko, już cię podnoszę. - podbiegła do mnie.

- Dziękuję, wszystko w porządku skarbie? - zapytałam przejęta. - Posłuchaj Applejack... - zaczęłam.

- Csii... - położyła palec na moje usta. - Potem porozmawiamy na spokojnie kochanie, nie ruszaj się za bardzo... Rozdarłaś szwy. - powiedziała ponuro. - Milena, chodź bo rozdarła szwy. - zawołała blondynkę.

- Rany, śniło mi się, że w naszym salonie stał James Hetfield, to pewnie przez tą gitarę. - oznajmiam, a blondynka się zaśmiała. - Będę musiała się dowiedzieć skąd Milena wstrząsnęła tą gi... - ucięłam w połowie słowa, ponieważ z kuchni wyszedł James Hetfield?!

-A.. E? - spojrzałam pytająco na obie blondynki.

- Skarbie, podaj mi apteczkę. - zwróciła się starsza do mężczyzny.

- O kurwa. - pomyślałam, chciałam się podnieść, gdy zaszyła mnie z powrotem, bo chciałam się przedstawić, jednak zanim zdążyłam to zrobić mężczyzna się odezwał.

- Dash, lepiej się nie ruszaj. - położył dłoń na moim ramieniu, abym nie próbowała wstać.

- Jebaniutki, zna moje nazwisko, zostałam wyprzedzona. Nadal nie dowierzam, że gwiazda Metallicy stoi obok mnie. - nadal rozmyślałam.

Kiedy przestałam skupiać się na mężczyźnie mój wzrok powędrował na kowbojkę, siedziała na fotelu wpatrując się w podłogę, nie mam pojęcia co może siedzieć jej teraz w głowie, ale pewne jest to, że się czymś zamartwia.

- Zostawicie nas na chwilę? - zapytałam parę stojąca obok kanapy.

- Tak, jasne. Będziemy w kuchni. - odparła szybko Milena i po chwili zniknęli za drzwiami pomieszczenia.

- Applejack. - patrzyłam cały czas na dziewczynę, jednak ona nadal nie podnosiła wzroku z podłogi. - Mała! - podniosłam delikatnie głos i dziewczyna aż podskoczyła. - Podejdź proszę. - wystawiłam do niej dłoń, która chwyciła i przysiadła na podłodze obok kanapy.

- Potrzebujesz czegoś? - zapytała.

- Nie, ale czas na wyjaśnienia. - oznajmiłam, a ona tylko pokiwała twierdząco głową.

- Jak już wiesz... - zaczęłam powoli drążyć temat.

Blondynka pomimo zmęczenia była bardzo uważna i słuchała mnie dokładnie, jej mina zdecydowanie pokazywała szok i zdziwienie, ale pomimo tego wysłuchała wszystkiego co miałam jej do powiedzenia.

- A więc, stąd wiedziałaś, że Spitfire mnie obserwuje. - powiedziała.

- Tak słodka, tylko dlatego tak długi czas zwlekałam z powrotem. Byłam kilka razy w Canterlot, może to zabrzmi dziwnie, ale gdy byłaś na zakupach zdarzało mi się patrzeć na ciebie, ale z odpowiedniej odległości, abyś mnie nie zauważyła. - wyjaśniłam.

- Kurczę, tak naprawdę bardzo się zmieniłyśmy obie przez ten cały czas. Musimy to wszystko nadrobić. Od teraz żadnych tajemnic. - pogłaskała mnie po policzku, a następnie przybliżyła się i złożyła na moich ustach delikatny pocałunek.

Po chwili przytulanek ponownie zaczęłam mówić.

- Ejejej! Ale to jest naprawdę Hetfield?! - szepnęłam do niej.

- Tak słoneczko, we własnej osobie. Są parą coś około roku. - powiedziała.

- O kurde, ale różnica wieku jest spora. - dziwiło mnie to trochę, ale najważniejsze, że są szczęśliwi.

No Milena ma 28, a James 56,więc masz rację jest różnica. - zaśmiała się.

-Skarbie, idź się połóż, jesteś zmęczona i wycieńczona. Odpocznij proszę. - spojrzałam na nią smutno.

- No dobrze, zadzwonie do Rarity, aby przyszła w razie gdybyś czegoś potrzebowała, bo zakochani zaraz wychodzą. - uśmiechnęła się i poszła w kierunku sypialni.

Stwierdziłam, że skoro i tak nie mam nic do robienia to się jeszcze zdrzemnę, czułam się strasznie osłabiona.

Gdy się obudziłam czuwała nademną fioletowo włosa. Poprosiłam ją o coś do picia i jedzenia, bo niestety nadal nie miałam siły się podnieść.

- Podano do stolu. - postawiła kanapki i herbatę na stoliku.

- Dzięki Rar, pomożesz mi się podnieść? - zapytałam.

- Och, jasne skarbie. - oznajmiła i delikatnie uniosła mnie z kanapy.

*kilka dni później*

Byłam nadal obolała, ale już mogłam normalnie funkcjonować, jednakże muszę się oszczędzać, bo Applejack by mnie chyba zabiła, gdybym teraz zaczęła chociażby ćwiczyć na gitarze, czy poszła pobiegać. Muszę uważać, aby nie rozerwać rany, która jest nadal świeża, jestem wdzięczna dziewczyną, że mnie uratowały, myślałam, że to mój koniec.

W pewnym momencie do kuchni wbiegła spanikowana Applejack, od razu wiedziałam, że to początek kolejnych problemów...

AppleDash... nowy początek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz