Rozdział 2

777 17 4
                                    

Obudził mnie budzik na 5:00 rano. Tak bardzo nie chciało mi się wstać. Ale końcu po 2 drzemce udało mi się wstać. Poszłam i ubrałam krótką czarną spódnice oraz czarną koszule. Zrobiłam delikatny make-up. Głowa mnie bolała jak nigdy po alkoholu. Zabrałam może dwie tabletki przeciw bólowe Jak wspominałam nie znoszę jeździć po tym mieście.

Z tamtej nocy pamiętałam mało. Posiedziałam jeszcze na telefonie by znowu nie przegapić takich hitów. Nasza część Chicago pomimo tego, że była mała to miała duże korki.

Musiałam wyjść o 6:25. A prace miałam o 7:00! No to jest czysta tragedia. Korki były bardzo długie już myślałam, że nie zdążę dojechać.

Kawiarnia nie była duża. W kolorach beżowych jedna ścianę w białe róże. Stoliki były czarne matowe a krzesła były puchowe również w kolorach czerni. Podłoga była z kafelek które wyglądały jak panele, taka jodełkę miejsce pomimo nowoczesnego wyglądu bardzo przytulne. Weszłam i od razu na oczy padła mi sylwetka innej dziewczyny.

- Hej! - powiedziałam do innej pracownicy.

To Alicja pracuję z nią na jednej zmianie jest chyba najlepsza z tych wszystkich dziewczyna jakie tu pracowały. Nie które to bym nazwała jako takie Ala dziunie. Które tu nie są dla pieniędzy tyko może dla szefa. Pan Brown był przystojny, ale nie mój typ człowieka. Dziś wyjątkowo było dużo osób co chwile ktoś wchodził. Szybko zabierałam i podawałam zamówienia. po chwili zabrakło już miejsc.

- Ali podaj zamówienie do stolika 7 - powiedziałam do kobiety, która stała za jadą

- Dobra już. Lilii dawno nie widziałam tyłu klientów- stwierdziła i zabrałam szmatkę do stolików i płyń dezynfekujący.

- No ja też chyba ostatni raz to na dzień dziecka dwa lata temu- zaśmiałam się.

To prawda od dawna nie było tyłu ludzi. Upiekłam dziś ciasto na "danie dnia". Mniam. Dzisiaj moje ulubione sernik z owocami leśnymi na ciemnym spodzie z czekoladowych herbatników. Stwierdziłam ze pójdę po inne wypieki. Ciastka, ciasta, pączki i tak dalej. Wracałam z zaplecza a tu nagle.

- Wstać ręce do góry- Do kawiarni wkroczyło trzech mężczyzn ubranych na czarno w maskach i kapturach.

- Ty kurwa ponad głowę a nie tak delikatnie - powiedział jeden z nich podchodząc do klientów- Pod ścianę! Tą z kwiatami- rozkazał i pilnował już ich przez resztę czasu.

- Zadzwoń na policje i spróbuj wyprowadzić wszystkich z kawiarni- powiedziałam ze strachem i odwagą.

- Nie zostawię cię tu samej- powiedziała zdesperowana zabierając swój telefon i wybierając numer do policji.

- Nie gadaj tylko rob co to mowie- rozkazałam- Czasu tu nie ma na pogaduszki

Alicja szybko poszła a ja zabrałam do jednej ręki widelec a do drugiej nóż. Spojrzałam na klientów który byli przerażeni sytuacją. W sumie nie dziwię się im. Zostali wszyscy sprowadzeni pod ścianę i nie mieli żadnej drogi ucieczki. A ja skierowałam nóż w jego stronę by nie podchodził bliżej

- Odłóż ten nóż - podszedł jeden z nich do lady i skierował to do mnie - Teraz - krzyknął i kazał jakiemuś pilnować drzwi by nikt nie wyszedł. -To ktoś wyjdzie może wszyscy

Nie widziałam jego twarzy. Ale oczy tak ciemnie, że naprawdę czarne może to soczewki a może nie. Chciałam jak najbardziej się mu przyjrzeć by mieć jakikolwiek rysopis jego postaci

- Już! Albo wszyscy zginiecie twój wybór! - załadował broń i przejechał po wszystkich ludziach, którzy tu byli. Odłożyłam nóż na blat obok bo nie miałam innego wyboru - Grzeczna dziewczyna

Nigdy Nie Mów NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz