Rozdział 7

660 11 4
                                    

Tak bardzo nie chciało mi się wstać mogłabym długo tak leżeć. Wzięłam telefon, by sprawdzić jaka jest godzina. Już 9:00!!

Wyczołgałam się i Wzięłam szybki prysznic, który ani trochę nie pobudził mnie do jakiegokolwiek działania. Dzisiaj jestem w stanie wybić 5 kaw espresso może to, by mnie pobudziło. Stanęłam przed szafa, w której jak zawsze, było wszystko i nic. Postawiłam na luz i na elegancję.

Wybrałam dwie kategorie, które jest mi ciężko połączyć. Siedziałam na podłodze przed szafą dobierając kolorystycznie ubrania. Zajęło mi to chyba pół godziny, ale w końcu zrezygnowałam z elegancji. Jednak tego nie połączę. Zostańmy tylko przy luzie, tak będzie lepiej. Wybrałam czarny komplet dresów, spodnie dresowe oraz w miarę długa bluza, pod to ubrałam luźną, białą koszulkę z zodiakalnymi wzorami.

Włosy rozpuściłam, postawiłam na mocny makijaż, nawet podoklejałam kępki rzęs. Oko było w kolorach beżowych i brązowych a usta przygaszonych różach.

Gdy już się uszykowałam stwierdziłam, że idę się napić. Miałam wielką nadzieję, że nie napotkam Wiktora, który od wczoraj chodzi mi po głowie.

Uwierzcie mi nie chce psuć sobie humoru puki jest taki dobry. Założyłam na nogi bambosze w kształcie piesków chyba rasy maltańczyk oraz ruszyłam na poszukiwania picia.

Cały dom był z pięć razy większy niż moje mieszkanie, a ono nie było małe. Przechadzałam się długimi korytarzami, zgubiłam się. To jest jeden wielki labirynt. Co jakiś czas mijałam ciemne drzwi, aż w końcu moją cierpliwość znikła.

Znalazłam wejście do jakiegoś pokoju zapukałam i weszłam. Szlak trafił, że był to pokój moje go "szefa". Tragedia weszłam i ujrzałam Wiktora w spodniach, bez koszulki z mokrymi, przyklaśniętymi włosami.

- Oł... Yyy... Um....- zacięłam się, gdy zobaczyłam go w takiej postaci, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmieszkiem - Sorka, że tak weszłam, ale nie mogę znaleźć wejścia do kuchni- powiedziałam gestykulując oraz rozglądając się wszędzie po jego pokoju.

Był inny niż mój, ciemniejszy, większy. Zamiast wielkiej szafy była mała garderoba. Pomieszczenie nie było minimalistyczne. Górowało mnóstwo dodatków. Obrazki, rysunki, a ścianach, widziałam, że były rysowane odręcznie.

- Prosto, aż do końca potem w lewo i będziesz widziała salon kuchnia jest z aneksem więc ją od razu zauważasz- powiedział, wbijając we mnie swój wzrok, a ja kiwnęłam twierdząco głową. Starałam nie wchodzić w większą konwersację ani kontakt wzrokowy. Gdy chciałam wychodzić powiedział- O czternastej widzimy się na obiedzie, potem pogadamy o twojej pracy. Możesz już iść- powiedział i ruszył do garderoby, a ja szybko wyszłam z pokoju.

- Prosto...- powiedziałam do siebie, idąc korytarzem- Potem w lewo- skręciłam.

Miałam wrażenie, że już tędy szłam w milion razy i nic tu nie było. No i cud wyłonił się mój wyczekiwany salon. Stylem się je różnił od całego domu. Wielki telewizor, ogromna kanapa, dywan. Miejsce było połączone z jadalnią również i kuchnią, która była oddzielona aneksem oraz wyspą z szafek. Jednym słowem jedna wielka przestrzeń.

Zabrałam kubek i nalałam do niego wody. Zabrałam się za przeglądanie szafek kuchennych. W poszukiwaniu kluczy albo czegoś co mi potem ułatwi ucieczkę.

Jakieś ekskluzywnie szklanki, kubki, miski, miseczki, talerze, talerzyki. Kurwa, gdzie są sztućce.
Jak zwykle wszystko, ale nie to czego szukam. Serwetki i chusteczki. Jak na moje oko może dziesięć razy więcej niż u mnie. Ogólnie kuchnia była bardzo duże szafeczki były naokół całego pomieszczenia na samym środku wielką oraz funkcjonalna wyspa.

Nigdy Nie Mów NigdyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz