13

108 14 0
                                    

„Bo w każdym z nas jest Chaos i ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba zapanować. Trzeba się tego nauczyć"

Andrzej Sapkowski

Pewnym siebie krokiem wkroczył na dobrze znane sobie korytarze, torba spoczywała luźno na jego ramieniu z każdym kolejnym krokiem uderzając go delikatnie w udo. Ręka stanowiąca zabezpieczenie, trzymała ciasno ciemny pasek.

Gdy spotykał kogoś znajomego witał się skinieniem głowy, przyjaznym wyciągnięciem do góry sporadycznie lekkim pomachaniem dłonią. Tych bardziej ciekawskich, zaciekawionych jego prawie dwutygodniową nieobecnością spławiał wyjaśnieniem o ostrej grypie jaką złapał podczas pobytu w domu rodzinnym. Spodziewał się że pewnie podobną historyjkę wymyślił Sasuke, tak było najłatwiej. Nikt nie odwiedziłby go w pustym mieszkaniu i nikt nie był na tyle nachalny by wpraszać się do rodzinnej posiadłość. Zresztą nikt z jego znajomych nie miał bladego pojęcia gdzie mieszkają jego rodzice.

To dodawało mu jakiejś pewności.

Misja o którą poprosił miała miejsce w Nowym Orleanie polegającą na zmasowanym ataku wraz z grupą szturmową na siedzibę wroga. Wreszcie nadarzyła się okazja by pozbyć się z drogi kolejnej, uwłaczającej przeszkody. Aż żal byłoby z takiej okazji nie skorzystać.

Nie wiedział, gdy dzwonił do Minato czy znajdzie się coś ciekawego, wartego uwagi i odbiegającego od tego co już robił na co dzień w rodzinny biznesie. O ile można to nazwać w ten sposób. W tamtej chwili potrzebował jedynie czegoś, dzięki czemu mógłby przestać bezustannie myśleć o czarnych oczach i ich właścicielu. Mogłoby to być wszystko, przesłuchania, tortury, uzupełnienie magazynu z bronią. Łutem szczęścia, mógł zając się tym w czym najlepiej ze wszystkiego się odnajdował. Działaniem w terenie.

Choć członkowie oddziału byli do niego sceptycznie nastawieni, nie chcieli zmieniać planów jakie planowali od kilku miesięcy a tym bardziej zmieniać dowódcę. Sam mężczyzna również nie wydawał się pocieszony z odebrania mu przywilejów, jawnie dało się to słyszeć w jego głosie. Sytuacja odwróciła się, gdy dowiedzieli się z kim przyszło im pracować. Nie często raczej można przeprowadzić operację z kimś kogo się podziwiało, postrachem podziemnego świata. Załapali dobry kontakt dzięki chęci działania, wzajemnemu szacunkowi oraz po części strachowi.

Kilka osób drżało gdy chociażby na nie zerkną kątem oka i tłumaczenia że nie ma złych zamiarów, o wspólnym celu i pytania na które bardziej lub mniej chętniej odpowiadał. Nie dał im żadnego znaku mogącego świadczyć o jego wrogości. Mimo to, znalazło się kilka osób które z westchnieniem ulgi przyjęło to że ich drogi się rozchodzą.

Sam głównodowodzący ciągle powtarzał jak to bardzo dobrze mu się z nim pracowało, jak żałował że to już koniec ich krótkiej, acz owocnej współpracy. Twierdził iż dzięki niemu uwinęli się ze wszystkim o wiele sprawnie i nawet mając nad nimi taką władze, nie wywyższał się, nie patrzył z góry. Znacząca część zdawało się podzielać to zdanie.

Dlatego właśnie, nie mogło obyć się bez imprezy pożegnalnej. Alkohol lał się strumieniami a zaróżowione policzki wstawionych mężczyzn z uwielbieniem spoglądających na nieliczne kobiety w ich gronie, były jedną z wielu reakcji na wypite procenty.

Parkiet był pełen i nawet jeśli żaden z nich talentu tanecznego nie miał, można było pośmiać się z nieudolnych starań, nikt nie miał nic przeciwko temu. Muzyka, głośna była jednak przyjemna dla ucha oraz na tyle cicha by móc porozmawiać bez przekrzykiwania się. Co osobiście uważał za duży plus.

Korzystając ze swoich pieniędzy, mężczyźni znikali gdzieś ze skąpo ubranymi paniami, wlewali w siebie na umór trunków i rozmaitych drinków jakie przyrządzał zatrudniony barman.

Serce na celowniku - SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz