27

98 15 4
                                    

"Czy nasze życie nie jest ostatecznie sumą naszych pragnień i strategii, jakie stosujemy, by je zaspokoić bądź też, przeciwnie uciszyć?"

Bernard Minier 

W owianym ciemnością pomieszczeniu, gdzie przez ciemne zasłony nie przedarł się nawet promyk światła a też i żadne innego nie zakłócało czerni, pozwalając jej królować. Cisza również niezmoczona niczym, zdawała się wytwarzać jeszcze mroczniejszą atmosferę. 

Aż w końcu, telefon zawibrował na drewnianym stoliku, tuż obok czerwonego, owianego kurzem i zniszczonego przez czas fotela. Dźwięk powiadomienia echem rozniósł się po, niemal w zupełności pustej hali. 

Mężczyzna zajmująca honorowe miejsce na jej środku, rozwarł powieki. Chwilę temu zdawać się mogło że w ogóle go tam nie ma, lub że twardo śpi. Teraz oczywiste było że to jedynie wytworzone przez niego złudzeniem. Złote tęczówki były wyraźnie widoczne przy wytworzonym przez ekran świetle. Czarne włosy wkrótce również stały się widoczne, gdy szorstka dłoń pochwyciła urządzenie. 

Postać zdawał sobie nic nie robić z jasności jaka nagle padła na jej twarz, jedynie delikatnie zmrużył oczy. Sprawnie wpisał ciąg cyfr, klikając w powiadomienie o nowej wiadomości. Z uwagą odczytał na głos wytłuszczone słowa:

Nieznany numer:

Tak, pójdziemy do zoo aby zobaczyć lisa 

Zaraz po przeczytaniu ostatniego słowa zacisnęł mocno szczękę, drugą dłoń mocno zaciskając na podłokietniku. W ustach zmielił przekleństwo, z nieukrywaną nienawiścią przyglądając się tym siedmiu literą. Doskonale znając prawdziwą ich treść. 

Najstarszy brat i przy tym ten którego najbardziej ze wszystkich nie znosił - w gwoli ścisłości takich osób była jedynie garstka - pojawił się w kraju. Równoznaczne to był z tym że i reszta rodzinki już wie. 

Wyszedł z wiadomości, klikając w jedyny, wpisany numer. Niemal warczał oschłe słowa, swoją złością chcąc jeszcze bardziej podkreślić ich znaczenie. Rozłączył nawet nie czekając na odpowiedź, wydał rozkaz i wiedział że zostanie on spełniony. 

Telefon wylądował z hukiem na swoje poprzednie miejsce. 

***

Dobry humor trzymał się go, na zewnątrz widoczny tylko w spojrzeniu, będącym pogodne z tańczącymi iskierkami. W istocie nie wierzył że wszystko uda mu się załatwić tak szybko, przyjmował do świadomości że najwcześniej wróci dopiero jutro. Może robił to również po części, aby złudny entuzjazm nie przyćmił osądu. 

Kiedy nad tym rozmyślał nie znał też Kuramy, mężczyzna zdawał się nastawiony do nich bardziej pozytywnie niżeli negatywnie. Owszem w pierwszy odruchu chciał go zaatakować, niemniej w tamtym momencie przemawiał przez niego instynkt. Później ostrożność ta nieznacznie zmalała, zaczął co prawda darzyć starszego zaufaniem oraz sympatiom. 

Bowiem zdawał się on wiedzieć, był świadomy iż pragnie szybkiego powrotu i uszanował to, choć nawet nie zająkał się o tym słowem. I jedynie pokrzepiające spojrzenie jakie mu posłał gdy mówił że on już wszystko załatwić, skierowane wprost na niego znaczyło że, a i owszem był świadomy. 

Relacje jakie miał z Kushiną i Minato było jak przypieczętowanie tej znajomości. Umówili się już nawet na sparing. Sama myśl o nim sprawiała że serce biło z ekscytacji. 

Z założeń, tego co na wstępie ustalili wynikało że Włoch jeszcze przez kilka dni spędzi czas w Bostonie, by następnie przenieść się do Nowego Jorku stamtąd miał się już skontaktować z Fugaku. Podobno w obszernym szeregu swoich kontaktów, miał kogoś kto będzie wstanie go z nim umówić na rozmowę. 

Serce na celowniku - SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz