25

100 14 2
                                    

"Ile nam z wolności, kiedy nie mamy niczego, no czym nam zależy? Po co niezależność gdy należąc do siebie samego, odczuwamy jedynie jeszcze większą pustkę?"

Katarzyna Żwirełko

Jeszcze nie zagojone rany znów się otworzy, mocząc sterylny i nieskazitelnie biały opatrunek krwią, która nie długo później znalazła się również na koszulce. Śmierdział potem, a mięśnie paliły grożąc rozerwaniem pod skórą. 

Bił się z myślami, wkurwiony na to co miało miejsce w Bostonie. Nie, nie obwiniał się, jak można by pomyśleć. Zresztą gdyby tak było nie mógłby pozbyć się ze swojej okolicy natrętnego blondyna. Podczas gdy opatrywał jego rany tamtej nocy, co robił z niezwykła delikatność że praktycznie nie czuł jego dotyku na skórze. Tyle razy powtórzył wówczas że to nie jego wina, wymyślając sobie samemu co mógł zrobić lepiej, że aż uszy więdły. Nie było więc szans aby choćby tak pomyślał.

Było w tym jednak coś uroczego, co wywoływało szybsze bicie serca i przyjemnie ciepłe uczucie gdzieś tam w środku. Chyba nawet matka tak bardzo nie dbała by czuł się dobrze.  

Zły humor się go trzymał bo, po raz kolejny, znów nie mieli kompletnie nic. A teraz z pewnością Shukaku będzie ostrożniejszy w doborze ludzi i nowej kryjówki. Co za tym idzie, znalezienie go będzie jeszcze trudniejsze, wręcz zakrawało o jebany cud. On nie miał czasu by na niego czekać. Niemniej nie ważne jak długo kopał wśród wszystkiego co już mieli, nie potrafił nic zleźć. 

Dlatego ćwiczył, wyciskał z siebie siódme poty, choć powinien siedzieć grzecznie, aby rany mu się zagoiły. W wyobraźni już widział jak Naruto kolejny raz robi mu na temat wykład, a później zajmuje się nałożeniem opatrunków. Jego uwaga, niezwykle mu schlebiała.

Odetchnął, wypuszczając powietrze przez usta, po zrobieniu kolejnego brzuszka położył się na panelach, teraz nieznacznie wilgotnych i brudnych. Nie wiedział ile czasu spędził w dziwnym zawieszeniu ze spojrzeniem wbitym w sufit. I nawet nie liczył na nim żadnych plam, nierówności, zwyczajnie przyglądał się jego bieli. 

Dopiero telefon, wydający buczący dźwięk wibrując gdzieś na szafce gdzie go pozostawił. Kpiący uśmiech zagościł na jego ustach, nie musiał słyszeć dzwonka ani widzieć ekrany by wiedzieć kto to. Podniósł się sprawnie, krzywiąc się z niesmakiem na widok stanu paneli. 

- Halo? - Ruszył do kuchni, gdzie wyjmując z szafki wysoką szklankę nalał sobie zimne wody z kranu. 

- Sasuke? Mogę do ciebie wpaść? Chyba wiem....jak rozwiązać nasz problem, a przynajmniej jak się do tego zabrać. - Uniósł brew w zaintrygowaniu, dobrze wiedząc że rozmówca tego nie widzi. 

- Jasne, jestem w mieszkaniu.  

Nie wiedział ile dokładnie ma czasu na ogarnięcie się, dlatego od razu zabrał się za posprzątanie i wywietrzenie kwaśnego zapachu poty wymieszanym z tym metaliczny krwi. Zastanawiając się przy tym co takiego chce mu powiedzieć Uzumaki. Przez ich krótkiej wymianie zdań, zdawał się być spięty, jakby się czymś stresując. Co do "problemu", łatwo było się domyśleć o co chodzi, tylko co mogłoby być tego rozwiązaniem, cały czas rozważał w głowie to pytanie. 

Aż w końcu ten, który miał odpowiedzi nie zapukał do drzwi. Właśnie wyszedł z pod prysznica, nie kłopocząc się z ubraniem, owinięty białym ręcznikiem wokoło bioder skierował się do drzwi. Z zaintrygowaniem przyglądał się jak niebieskie spojrzenie sunie z jego twarzy w dół, błądząc po umięśnionym ciele. Na taką reakcje jego kpiący uśmiech jeszcze bardziej się powiększył. 

- Draniu, znowu ćwiczyłeś? W takim tempie twoje rany nigdy się nie zagoją. - I czar prysł, choć wciąż patrzył na niego z uniesioną brwią. 

Ciepły palec dotknął go delikatnie wpychając do środka. Blondyn posłał mu niezadowolone spojrzenie, niemal karcące. Niemal bo wciąż widoczny był po nim niemy zachwyt, reakcja na ciało przed sobą. 

Serce na celowniku - SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz