Epilog

89 15 0
                                    

"Jedni ludzie rodzą się, by rządzić, inny by być rządzonymi"

Katarzyna Grabowska

   Siedział w zadymionym pokoju w dłoni już ściskając kolejnego papierosa, śmierdział fajkami od których paczki walały się po podłodze. Czuć było od niego alkohol, ciemne cienie wybijały się na tle jasnej skóry a kilkudniowy zarost swędział. 

  Zaciągnął się po same płuca, czując przy tym przyjemne pieczenie, wypuścił kolejną dawkę dymu, podrażniając już i tak zaczerwienione oczy. Na dużym ekranie pojawiła się prezentera, chwilę później zdjęcia palącego się budynku. Sięgnął w bok po pilota, pogłaśniając.

- Kilka kilometrów za miastem, miał miejsce pożar. Są podejrzenia że winę ponosi dziurawy bak paliwa we wraku śmigłowca. To jednak tylko przypuszczenia, technicy wciąż pracują. 

  Prychnął, spoglądając z nienawiścią na brunetkę, jakby to ona była winna wszystkiemu co ostatnio go spotkało. 

- Ogień zniszczył większość budynku, gaszony przez prawie piętnaście godzin. Na szczęście obyło się bez wielu ofiar. Jest znana tylko jedna, Noah Taylor przykładny student ekonomii, dobry sąsiad, uzdolniony młody człowiek. Nigdy nie miał nawet mandatu. Nie wiadomo co robił w miejscu pożaru, oddalonego od jego uczelni i miejsca zamieszkania. 

   Gdy na ekranie pojawiła się uśmiechnięta twarz, rzucił w wyświetlane zdjęcie wciąż trzymanym pilotem. Telewizor umilkł a na czarnym ekranie widoczne było stłuczenie. Targało nim wiele emocji naraz, ale najmocniej krzyczało poczucie zdrady. 

  Żałośnie tęsknił za ciepłymi dłońmi na ciele, za śmiechem odbijającym od ścian, za malinowymi ustami, nawet jeśli miały posmak kawy. Inna jego część pragnęła zemsty. Chciał zrobić z nim to samo co on zrobił z nim, pobawić się a następnie wyrzucić jak wykorzystaną zabawkę. 

  Był cholernie naiwny. Zwłaszcza w momentach gdy czuł że jest wstanie mu wszystko wybaczyć, byle wrócił. Zacisnął mocno pięść wbijając paznokcie w skórę. Był żałosny. Żałosny i cholernie słaby.  

  Wyrzucił niedopałek na podłogę, przygniatając go klapkiem gdy wstawał. Otworzył na oścież wszystkie okna, wpuszczając do środka mroźne powietrze. Śnieg znów sypał, tak jak w dzień kiedy pojechał za miasto do palącego budynku. 

  Zmielił w ustach przekleństwo, bo nawet pieprzony śnieg mu o nim przypomniał. Chwiał się na nogach, pijany w sztok zmęczony nawiedzającymi jego sny koszmarami, nie dającymi szansę odpocząć. Tam też go widział. 

  Wiedział, cholera wiedział że to pieprzone ciało nie należało do Naruto. On na to za sprytny, zbyt silny i cwany niczym najprawdziwszy lis. Tak może i Noah Taylor zginął tamtej nocy, ale Naruto Uzumaki żył. Choć już nie w Nowym Yorku. 

  Przeszedł do sypialni, rzucając plackiem na nie zaścielone łóżko. Ostatnio nie miał jakoś siły, aby jak zawsze dbać o porządek. Nie miał tu czego szukać, to miasto stało się dla niego tak samo obce jak na samym początku. 

  Od jutra nie będzie już Michaela Smith'a, nie będzie ameryki, zadymionego i zaśmieconego mieszkania. Zamiast tego będzie Anglia, dokładniej Londyn. Wróci do rezydencji Uchiha po nieowocnej misji, zatraci się w misjach oraz treningach. Tylko to mogło pomóc. 

  Ale to jutro. Teraz tylko przysunął do twarzy materiał fioletowej bluzy wciąż pachnącej brzoskwinią. Zapadł w kolejny sen, mając nadzieje na spokojny odpoczynek. A dobrze przecież wiedział; nadzieja jest matką głupich. 

*** 

  Odłożył telefon na blat biurka, wcześniej naciskając czerwoną słuchawkę. Spojrzał w zmartwione oczy żony, opierającej się o brzeg mebla. Wiedział że musiał wyglądając teraz podobnie do niej. 

- Naruto...myślisz że....

- Kochanie ja nic nie myślę, wiem że sobie z tym poradzi. To przecież nas syn. 

  Wstał z obrotowego fotela, przyciągając czerwonowłosą do piersi. Palce wplótł w mięknie kosmyki, delikatnie je przeczesując. 

- Jeszcze nigdy nie brzmiał na tak bardzo załamanego Minato. Nawet jak zdechła jego rybka bo zapomniał zmienić wody w akwarium. Nie sądzisz że powinniśmy do niego jechać? Teraz...teraz..kiedy on...

  Kushina wybuchnęła płaczem w ramionach męża. Zielony fartuch jeszcze bardziej zaczął się marszczył. Ściskała niebieską koszulkę, jakby był to ratunek na wszystko. Dopiero kilka minut później trochę się uspokoiła, czując głaskania na plecach i we włosach. Słysząc uspokajające słowa, szeptanie do ucha. 

- Naruto sobie poradzi. Nie z takich opresji już wychodził, zmiana otoczenia dobrze mu zrobi, towarzystwo Kuramy i reszty jego rodzeństwa też. 

- Nie sądzisz że powinniśmy znaleźć tego chłopaka? 

- Masz na myśli Sasuke? - Pokręcił głową na boki - Nasz syn podjął decyzje i musimy ją uszanować. Nawet jeśli oboje przez to cierpią. 

- Ale.... 

- I tak pewnie wróci teraz do Anglii, sądzę że nasza tajemnica jest bezpieczna. Fugaku nie dowie się o nas jeszcze teraz. W końcu jednak przyjdzie taki dzień. 

- Myślisz że oni, to zrobią? Zakończą ten konflikt, połączą rodziny?

- Tak podpowiada mi intuicja, ale póki co możemy tylko czekać na rozwój wydarzeń. 

  Gdzieś za oknem słuchać było głośny grzmot, zaraz po nim, śnieg znów zaczął padać.

______

Krótki bo krótki, jednak nie wiedziałam co więcej tu napisać żeby nie zdradzać za dużo. Do zobaczenia, mam nadzieje że w następnej części. 

Serce na celowniku - SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz