7

122 13 0
                                    

"Ludzie są gotowi wierzyć we wszystko, tylko nie w prawdę."

Carlos Ruiz Zafón 

Otworzył wreszcie oczy wlepiając czujne spojrzenie w sufit, pukanie ponowie się ponowiło. Przelotnie zerknął na elektryczny zegarek na szafce nocnej, wskazywał godzinę czwartą, przymknął na jeszcze jeden moment oczy zduszając narastającą irytacje w zarodku. 

Następnym razem gdy spojrzał na świat, czarne oczy były całkowicie spokojne, ale nie pozbawione ostrości i uważności. Czyżby został odnaleziony? Nie, na pewno nie, napastnik raczej by nie pukał do drzwi wystawiając się na czujne uszy sąsiadów. Choć ściany w tym budynku, z tego co wiedział były w miarę grube. Więc żart jakiegoś dzieciaka który myśli że jest zabawny? Z jego gardła wydobyło się coś co brzmiało jak warknięcie, jeśli to rzeczywiście tylko dzieciak da mu lekcje życia. Raz dwa oduczy się głupkowatych zachowań. 

Miał nadzieje że w praktyce może być to jedynie jakiś bezdomny który wkradł się do klatki prosić o ciepły posiłek, szklankę wody a tego bardziej hojnego o przenocowanie. Intruz jednak nie odpuszczał, odgłosy pukania nasiliły się. Dłonią po omacku przejechał po pościeli sięgając po naładowany pistolet z pod poduszki. Jednym zdecydowanie pozbył się ciepłego okrycia narażając się powiewy chłodnego nocnego wiatru z niezmienionej klimatyzacji. 

Ruszył do drzwi poruszając się bezszelestnie po panelach, w dłoni mocno ściskając broń. Nie znał intencji przybysza, był pewien że nikt nie śledził go gdy wracał z rekonesansu mieszkania. Mimo to wciąż istnieje szansa iż to on nie zauważył nikogo podejrzanego. A jeśli ta opcja jest tą prawidłową, nasłał na niego zabójców uzbrojonych po zęby przy założeniu że wiedzą również z kim mają do czynienia. Dotarł do ciemnych drzwi, szczelnie zamkniętych na cztery spusty. Podszedł jeszcze bliżej, by zajrzeć przez wizjer wolał się przygotować, w końcu nie wiedział czy któryś z wysnutych przez własny umysł scenariuszy się spełnił, mogło być to też coś czego nie uwzględnił. Lepiej jednak by nie wyskakiwał na dziecko, bezdomnego czy pijanego sąsiada który pomylił drzwi z wycelowaną w ich kierunku bronią. 

Kiedy jednak wyjrzał przez małe szkiełko w drzwiach, odetchnął ni to z ulgi ni to z irytacji. Włączył światło w korytarzu, klikając w pobliski włącznik. Dłoń wciąż zaciskał na broni, pomimo że ta opuszczona była luźno przy tułowiu. Przekręcił zamek, otwierając drzwi na oścież. 

Niczym widma, dwie zakapturzone postacie weszły do środka ciągnąc za sobą każdy swoją walizkę oraz torbę podróżną. Drzwi za nimi zamknęły się cicho. Oparł się o ścianę obserwując jak ściągają wilgotne od delikatnej mżawki na zewnątrz, odkładają buty nim wreszcie zwracają całą swoją uwagę na jego osobę. 

- Co wy tutaj robicie, nie mieliście przypadkiem być w laboratorium na Grenlandii? - Jedna brew uniosła się delikatnie do góry, na bladej twarzy nie było więcej oznak zdenerwowania czy chociażby zaskoczenia. Zupełnie jakby spodziewał się wszystkiego. 

- Byliśmy tam jeszcze dziesięć godzin temu, Fugaku chce jednak bym zastąpił jednego z głównych naukowców od amfetaminy w Londynie. Poprzednik przedawkował własny towar, mamy zastąpić braki w kadrze dopóki nie znajdzie zastępstwa. Nie może pozwolić sobie na opóźnienia bo klient na dużą skalę już zaczyna się niecierpliwić. - Skrzętnie wytłumaczył, wężo-podobny mężczyzna. Nadal miał na sobie biały kitel z pod którego przebijała się zielona koszulka. 

- Ale co robicie dokładnie tutaj, w moim mieszkaniu na czas wykonanie zadania? - W pamięci notuje słowa Orochimaru, zazwyczaj trzyma się od narkotykowego tematu z daleka. Niemniej nigdy nie wiadomo czy ta informacja w odpowiednim czasie nie okaże się być przydatna. 

Serce na celowniku - SasunaruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz