Rozdział 7: Cerber, tojad i Ślimak

245 22 95
                                    

Witajcie, kochani!

Serdecznie zapraszam na kolejny rozdział, mam nadzieję, że przypadnie Wam do gustu. :)

Ostatnim czasem moje opowiadanie dotarło do nowych czytelników, którym z tego miejsca chciałam bardzo gorąco przywitać oraz podziękować za poświęcony czas! Jest mi niezwykle miło, że tutaj jesteście. <3

Jeśli chcecie wymienić spostrzeżenia na temat rozdziału, komentarze pozostają do Waszej dyspozycji.

Miłej lektury!

*****

Wraz z nadejściem weekendu ciężkie, stalowe niebo rozdarło się w połowie, zalewając pobliskie tereny zimnym, rzęsistym deszczem. Jesień zadomowiła się na dobre, sprawiając, że wspomnienie wakacji zdawało się dalekim, nierealnym snem. Jednak nawet przygnębiająca aura, która wręcz przyzywała do zajęcia wygodnego fotela przy rozpalonym kominku w pokoju wspólnym, nie powstrzymała gryfońskiej drużyny przed ich pierwszym wspólnym treningiem.

Tymczasem w opozycji do pogody na zewnątrz, w ciele Dorcas rozkwitała świeża wiosna. Krążyła po pustej szatni dziewcząt w rytm kropli deszczu dudniących o dachówkę, czując się, jak gdyby serce miało zaraz z niej wyfrunąć, niczym uwolniony z klatki kanarek. Próbowała ujarzmić rozkołysane emocje poprzez głębokie, wolne oddechy, jednak gdy tylko jej wzrok wędrował w stronę wiszącej nowiusieńkiej, idealnie skrojonej szaty do quidditcha, jej głowę zalewała fala ekscytacji.

Podreptała w miejscu, zduszając okrzyk radości. Wciąż trudno było jej uwierzyć, że to wszystko działo się naprawdę. Jeszcze kilka tygodni temu, gdyby ktoś jej powiedział, że złamie wieloletnie słowo dane ojcu i zostanie członkinią gryfońskiej drużyny, wyśmiałaby to głośno, sugerując wizytę w szpitalu św. Munga. A jednak – jej życiowe fundamenty zdawały się wykonać w ostatnim czasie nagłego fikołka, wywracając jej codzienność do góry nogami.

Po raz kolejny sięgnęła po materiał szkarłatnej szaty, czyniąc to z taką subtelnością, jak gdyby wykonana była z królewskiego atłasu. Najdelikatniej jak potrafiła, zdjęła ją z wieszaka, a następnie drżącymi z emocji palcami pogłaskała najważniejszą część, starannie wyszytą złotą nitką – jej nazwisko.

Pieszczotliwie przycisnęła ubranie do piersi, walcząc z rosnącą w gardle bolesną gulą wzruszenia. Wiedziała, że igranie z wolą ojca było istnym szaleństwem i pogodzenie się z tym będzie długim procesem. Ale to cholerne, tak długo wyczekiwane przez nią uczucie samospełnienia było tego warte. I chyba nigdy wcześniej nie czuła się szczęśliwsza.

Gdy tylko zdążyła przebrać się w szatę, podniosłość tej chwili przerwało ciche, jednak energiczne pukanie do drzwi. Chwiejnym krokiem, jak gdyby emocje doprowadziły ją do stanu upojenia, podeszła do wejścia i wychylając się przez lufcik w drzwiach, skierowała podekscytowane spojrzenie na przybysza.

Przed wejściem czekał na nią Syriusz, który widząc jej rozpromienioną, zaróżowioną z emocji twarz, wykrzywił usta w ironicznym uśmieszku.

– Moja ukochana, z taką gorączką nie będziesz grała – powiedział na przywitanie, po czym przybliżył się do dziewczyny, aby złożyć na jej policzku szybki pocałunek. – Ała, aż mnie wargi parzą!

Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, który spowodował, że kanarek w jej piersi zatrzepotał skrzydełkami. Mimo to zmusiła się do posłania w stronę Syriusza spojrzenia pełnego politowania.

– Nie mam żadnej gorączki, głupku – żachnęła się.

– Nie jestem przekonany, musisz mi się cała pokazać – stwierdził stanowczo, po czym pociągnął ją lekko za rękę.

Death's decade • JILY • HUNCWOCI •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz