rozdział *7*

151 3 8
                                    

POV HAYLEY

Siedzieliśmy w szpitalu przed salą w której leżał Theo mój brat obiecywał mi że mnie nie zostawi kurwa mać czemu on to zrobił czemu, nie chce go stracić nie przeżyje kolejnej śmierci kogoś mi bliskiego to już będzie za dużo nie potrafię usiedzieć tutaj ojciec jest załamany Natan musiał wyjść a sam Rodrigo próbuje pocieszyć mojego ojca.

Nie wiele myśląc wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Rafe potrzebuje teraz kogoś przy sobie. Dylan i Tyler przyjadą za godzinę bo mają rodzinne problemy po jednym sygnale usłyszałam głos Rafe co mnie trochę uspokoiło.

- co się stało - usłyszałam w słuchawce ale nie potrafiłam nic z siebie wydusić prócz płaczu  - Hayley kurwa co się stało odpowiedz mi - słychać było przerażenie w jego głosie 

Wzięłam oddech by móc się normalnie odezwać.

- Rafe proszę przyjedź tu - wydusiłam z siebie.

- słuchaj już jadę tylko powiedz mi...czy tu chodzi o Theo - bał się że jego przyjaciel może odejść najgorsze jest to że nawet jeśli odejdzie to nikt z nas nie miał szansy się z nim pożegnać.

- nie wiemy jeszcze po prostu potrzebuje cię tu Theo tak samo - bolała mnie niewiedza co jest z Theo. Powiedział że zaraz będzie i się rozłączył.

Siedziałam na podłodze pod ścianą skulona nogi miałam przy klatce piersiowej ręce na głowie a palce we włosach ciągnąc się za nie z  płaczem moje łzy smutku bólu i strachu mieszały się z tuszem do rzęs spływając po moich policzkach łza za łzą.

Nie wiem ile tak siedziałam ale najwidoczniej na tyle by Rafe tu przyjechał. Biegł korytarzem gdy w końcu mnie zobaczył podszedł do mnie usiadł obok i przytulił do siebie i głaskał po głowie co jakiś czas całując w głowę i mówiąc że będzie dobrze. Słyszałam niepewność w jego głosie tak jak by sam chciał się przekonać do tego że Theo z tego wyjdzie złapałam go za rękę i splotłam nasze palce dla otuchy.

Siedzieliśmy tak i siedzieliśmy raz wyszedł lekarz mówiąc że są pewne komplikacje nie wiem czemu tak długo im to zajmuje. W pewnym momencie po prostu siedziałam na kolanach Rafe wtulona w niego dalej ze splecionymi naszymi dłońmi miałam już dośc czekania. 

Na nasze szczęście wyszedł do nas ponownie lekarz wstaliśmy od razu znajdując się przy nim i stresowaliśmy się co nam powie liczyłam że to będą dobre wieści. 

- Co jest z moim synem? - spytał się zrozpaczony tata.

- Pański syn Theo były pewne komplikacje ale jego stan już jest stabilny - uśmiechnął się.

Nie wiele myśląc po prostu z radości rzuciłam się na Rafe z przytulasem popłakałam się tym razem ze szczęścia chłopak oddał uścisk również był szczęśliwy. Akurat dołączyli do nas Dylan z Tylerem tata przekazał im wiadomość na którą obydwaj odetchneli z ulgą i uśmiechami.

- Kiedy będę mogła wejść do brata? - spytałam odrywając się od blondwłosego.

- stracił dość dużo krwi jak narazie się nie budzi..myśle że tak za dwa trzy dni będzie można już go odwiedzać - odpowiedział i odszedł.

Wyszliśmy ze szpitala trochę z trudem bo ja nie chciałam zostawić Theo samego tam. Pojechałam z tatą do domu po wejściu od razu poszłam do pokoju wziełam piżame poszłam wziąść prysznic po którym się wytarłam ubrałam w piżame weszłam do pokoju sięgnełam po perfumy mamy psiknełam dwa razy by czuć jej zapach. Położyłam się na łóżku i zamknęłam oczy próbując zasnąć.

*************

Koniec. Ogólnie tak wiem długo nie pisałam bardzo dlugo i przepraszam jeśli to kogoś obchodzi po prostu nie było weny ale aktualnie i tak chora jestem to stwierdziłam że zaczne ponownie pisac dlatege też postaram sie wstawiać w miare regularnie rozdziały. 💜🐻



Co to jest miłość? - JJ MaybankOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz