Rozdział 11

282 4 0
                                    

Głowa mnie bolał niemiłosiernie, zresztą jak reszta ciała. Chciałam przetrzeć twarz dłonią jednak nie mogłam jej podnieść. Momentalnie oprzytomniałam i rozejrzałam się dookoła. Na dworze wciąż było ciemno, a ja sama znajdowałam się w jakieś hali. Nagle moje spojrzenie spoczęło na przerażonych twarzach Mel i Sofii. Później przeszły mnie ciarki gdy usłyszałam ten ohydny głos Andersona.

- No wreszcie, wszystkie śpiące królewny się obudziły. - Powiedział zadowolony z siebie mężczyzna. - Ile w im to trzymaliście przy twarzach? Mówiłem wam chyba idioci, że wystarczy kilka sekund.- Powiedział zwracając się do pozostałych mężczyzn w pomieszczeniu.

Nagle zdałam sobie z czegoś sprawę i natychmiast się spięłam. Razem z dziewczynami byłyśmy same, pozbawione jakiejkolwiek formy obrony, a na dodatek byłyśmy nieprzytomne w pomieszczeniu pełnym mężczyzn. Nie można mnie winić, że w tą stronę poszły moje myśli skoro tyle się słyszy o takich sytuacjach. Liam jakby czytając mi w myślach powiedział.

- Spokojnie nie jestem pozbawiony wszelkiej moralności i nic wam nie zrobiłem. Tak samo jak moi ludzie.

- Jesteś naprawdę popierdolonym człowiekiem skoro myślisz, że pozbawiając nas przytomności i porywając nic nam nie zrobiłeś. - Wycedziłam przez zęby. - Po jakiego chuja jesteśmy ci potrzebne?

- Potrzebuje rewanżu z twoim chłopakiem. A to jedyny sposób by się zgodził.

- Ty jesteś naprawdę głupi. Przecież to oczywiste, że on się nie zgodzi.

- Tu się mylisz bo zgodził się bez zastanowienia. Szczerze jakby się nie zgodził nie rozpaczał bym. Od tamtych baranów wyciągnąłbym gruby hajs za uwolnienie ich ukochanych, a z tobą bym się zabawił. - Na te słowa zebrało mi się na wymioty. Chciałam wstać i mu przypierdolić czymś ciężkim w ten jego pusty łeb, ale nie miałam jak się ruszyć... Choć w sumie możliwe, że miałam szansę. Przypomniałam sobie o prezencie od Holly, którym była bransoletka z ukrytym ostrzem.

- Pierdol się. - Wiem to nie był nic wyszukanego, ale musiałam jakoś odwrócić jego uwagę gdy otwierałam biżuterię i zaczęłam przecinać trytytkę.

Na zewnątrz rozległ się wystrzał, co ewidentnie zaniepokoiło Andersona. Mężczyzna wyciągnął broń po czym kazał jednemu że swoich ludzi nas pilnować, a resztę zabrał ze sobą i udali się na zewnątrz. Te strzały mocno mnie zaniepokoiły, ale nie mogłam zmarnować takiej szansy na ucieczkę. Po chwilowej szarpaninie z trytytką udało mi się ją rozerwać. Po cichu wstałam biorąc krzesło, na którym siedziałam i podeszłam do mężczyzny, który miał nas pilnować i wkładając całą moją siłę uderzyłam go roztrzaskując krzesło na jego głowie. Nie wierzyłam w to, co robię, jednak nie miałam czasu na rozmyślania. Podbiegłam do moich towarzyszek i również je uwolniłam. Gdy byłyśmy już wszystkie wolne. Musiałyśmy jakoś stąd uciec. Jednak nasze planowanie ucieczki przerwały kroki, które niebezpiecznie szybko się do nas zbliżały.

- Ukryjcie się. - Szepnęłam do Sofii i Mel, a one bez słowa sprzeciwu to zrobiły. Ja sama chwyciłam jedno z krzeseł i stanęłam tak by biegnąca osoba mnie nie zauważyła i gdy mnie minie móc ją znokałtować. Jednak mój plan wziął w łeb gdy ta osoba się zatrzymała widząc ciało nieprzytomnego mężczyzny.

Cholera powinnam je ukryć.

Zaczęłam rozważać naprawdę mnóstwo możliwości wyjścia z tej sytuacji, ale nagle usłyszałam znajomy głos.

- Lawan! Kochanie jesteś tu!- Wyszłam z cienia i powiedziałam ze łzami w oczach.

- Percy? - Gdy mnie dostrzegł podbiegł do mnie i mnie mocno przytulił, a ja już nie powstrzymywałam łez. - Tak strasznie się bałam. Nie wiedziałam, co zrobić. Czy ja.... Czy... Zabiłam go? - Zapytałam wskazując na nieprzytomnego mężczyznę.

MY WIN [Pierwsza Część Dylogii WIN]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz