Rozdział trzynasty Pov Królestwo Włoch

93 3 3
                                    

Od razu mówię, na Faszystowskie Włochy zawsze uczono mnie mówić Królestwo Włoch. To tyle z info i dziękuję.

Słowa docierały do mnie jakby z daleka. Otworzyłem oczy. Leżałem na drewnianej podłodze gabinetu.
- Włochy! - poczułem jak ktoś szarpie mnie za ramię.
Czułem jak ciepła krew spływa po mojej twarzy do ust. Łapczywie zaczerpnąłem powietrze ustami i aż zakrztusiłem się krwią. Podniosłem się na kolana i odkrztusiłem doś dużą ilość burgundowej cieczy. Drewno całe było w krwistych plamach. Zatrząsłem się lekko. Ból przeszył moje ciało. Wszytsko paliło mnie żywym ogniem. Obok mnie klęczała Japonia i głaskała lekko po plecach. Próbowała mnie przytulić. Pozwoliłem jej na wszystko. Pomogła mi wstać. Szybko padłem na krzesło. Nie miałem siły aby protestować.
- D-dzięki... - wykrztusiłem
- Ciiii... - zakrywa mi usta dłonią
Uspokoiłem oddech. Zacząłem wdychać jej zapach. Pachniała kwitnącą wiśnią. Co raz bardziej odzyskiwałem świadomość. Kiedy obraz przestał się rozmazywać przed oczami, uśmiechnąłem się do dziewczyny. Poczułem, że jej dłoń osówa się w dół po brodzie. Przejechała po mojej szyi, aż w końcu oderwała rękę.
- Trzeba czymś zatamować krwotok. - mruknęła
- Zajdź bo babpier - wybełkotałem z ustami pełnymi krwi, która cały czas sączyła się ze złamanego nosa
- Ciii... - starała się mnie znowu uspokoić
Głaskała mnie delikatnie po plecach. Byłem jej wdzięczny. Wiedziałem, że będzie mi wierna, albo inaczej... jest mnie warta. Odchyliła moją głowę do przodu. Krew znowu trysła wodospadem. Zaczęła kapać na krzesło i nogawki spodni mumduru. Ledwo się trzymałem. Słaby uśmiech dalej widniał na mej twarzy. Cesarstwo odeszła ode mnie na chwilę by wrócić z papierem. Jeden mokry kawałek położyła na moim karku, a drugi przyłożyła do nosa. Wzdrygnąłem się lekko. Bez przerwy głaskała mnie po plecach.

***

- Jak się czujesz? - zapytała mnie Japonia zanim wyszliśmy na salę balową w mojej willi
- Dobrze. - odpowiedziałem jej pewnie
Minęło parę dni odkąd Rzesza wyszedł wściekły z kancelarii. Od tej pory żadne z nas nie widziało go na oczy. Tak jak postanowiliśmy zorganizowaliśmy bankiet.
- Nadal uważasz, że zaproszenie go to dobry pomysł? - zapytała znowu
- To przyjaciel. - mruknąłem
- Ale pamiętasz jak zareagował na to, że odpuszczamy zebranie? To co dopiero na...
- Nasze zaręczyny... - dokończyłem za nią - Nie martw się. - uspokoiłem ją
Chwyciłem ją za policzek, a ta wtuliła się w dłoń
- Zapewniał, że będzie... - dodałem. Rzuciła się na mnie z pocałunkiem
- Uważaj... - ostrzegłem - Nos...
- Oh... racja. - spojrzałem za okno
- Goście się zbierają... - oznajmiłem
Stanęliśmy naprzeciwko siebie. Spojrzeliśmy sobie w oczy. Poprawiła mój krawat.
- Gotowy? - zapytała
Skinąłem głową. Chwyciłem klamkę i otworzyłem drzwi. Wziąłem ją pod ramię. Ostrożnie zeszliśmy po schodach. Podeszliśmy do drzwi frontowych. Zaczęliśmy witać wszystkich wchodzacych. No a Rzeszy jak nie było, tak nie ma. Na twarzy dziewczyny widniał smutek.
- Wystawił nas jak my jego... - powstrzymała łzy napływające jej do oczu
- To nie nasza wina słońce... - przytuliłem ją do siebie
- Jesteście tak durni... - odezwał się ktoś za nami - że myśleliście, że Wielki Trzecia Rzesza już nie przyjdzie? - oboje gwałtownie odwróciliśmy się
- Rzesza! - pisnęła dziewczyna i rzuciła się mężczyźnie na szyję
- No już, już... - uspokaja ją - Mieliście coś ogłosić...
- Wszystko w swoim czasie... - znowu dotykam jego ramienia

***

Dotknąłem mikrofonu. Ostatni raz spojrzałem na Cesarstwo. Ta skinęła lekko głową. Odchrząknąłem tylko jeszcze by gwar trochę ucichł.
- Moi drodzy... - zacząłem niepewnie. Nie za bardzo lubiłem publiczne wystąpienia - Ten bankiet organizujemy z pewnej... bardzo wyjątkowej okazji... - znów chwila ciszy - Zebraliśmy się tu wszyscy z okazji... - głęboki wdech ‐ Zaręczyn moich i Cesarstwa Japoni. - ozwały się gromkie brawa i wiwaty. Skupiłem się jednak tylko na Rzeszy. Stał z rozdziawionymi ustami. W końcu opamietał się i ruszył do łazienki - O nie... mruknąłem w stronę gdzie mikrofon tego nie złapie
Szybko zbiegłem z platformy i pobiegłem za przyjacielem. Przeciskałem się przez tłum. Parę osób gratulowało mi zaręczyn, ale teraz ich nie słuchałem. Dopadłem do drzwi łazienki. Rzesza stał nad umywalką i pułkał twarz. Usłyszał moje kroki i w jednej chwili się odwrócił.
- JAK MOGLIŚCIE MI TO ZROBIĆ?! - znowu wydarł się. Po raz kolejny chwycił mnie za poły mumduru. Przybił mnie do ściany - A już myślałem, że... a zresztą... - już się zdawało, że jego szał minął, ale w jednym momencie uderzył mnie pięścią w brzuch, oberwałem znowu w nos i zęby. Zgiąłem się w pół i jęknąłem z bólu - Masz to na co zasługujesz... - wyszedł z łazienki
I to było tyle z jego strony. Leżałem na zimnych kafelkach podłogowych. Tylko to łagodziło ból. Straciłem świadomość.


Heh... romanikto... wiecie co mi się tu kojarzy? AND YOUR FRIEND STEVE! Tak... odkleiłam się, ale jest taki rozdział. Myślicie, że ZSRR się już nie pojawi i nic się więcej nie wywinie? Otóż nie... wywinie się dużo. Dziękuję za uwagę! Miłego dnia/nocy.

~Brychcio~

NiemożliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz