Przyszedłem, aby przekazać mu cudną informację, a ten mnie obmacuje. Choć... przy nim... traciłem całkowitą kontrolę. Czemu tak było? Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie. Czy mogłem się nazywać idiotą? Wróciłem do domu. Choć miałem wiele pracy, to dziś jednak zrezygnowałem. Ostatnimi czasy miewałem migreny, zawroty głowy i zasypiałem w najmniej oczekiwanych momentach. Zrzuciłem to wszystko na przemęczenie. Przekroczyłem próg domu. Był nadzwyczaj pusty. Dzieci w szkole i przedszkolu. Siadłem za stołem w kuchni. Do teraz pamiętam wzrok mojego syna, kiedy wszedł tutaj, a ja toczyłem monolg sam ze sobą. Nie odpowiedziałem na jego pytania. Siedziałem naburmuszony za stołem. Nadchodziła fala senności. No nie... znów to samo. Załamałem się lekko. Ziewnąłem szeroko. Oczy zaczynały się kleić. Strzeliłem kostkami w palcach. Skrzywiłem się lekko z bólu. Wygiąłem się na krześle. Kręgosłup trzeszczał jak drewniana posadzka w moim domu. Czyli to miał na myśli ZSRR kiedy mówił, że jestem sztywnym palem, gdy byliśmy młodzi. Miałem 32 lata, a ciało jakiegoś dziada. Wstałem i zrobiłem kawę. Czarna, mocna, bez grama cukru. Rozmasowałem bolącą głowę. Ręka zaczęła drżeć. Czułem jak bezwładnie telepie się na mojej skroni. Siadłem na parapecie. Wrześniowe dni były w tym roku naprawdę ciepłe, a zdarzało się to bardzo rzadko. Przynajmniej za czasów, kiedy byłem dzieckiem. Lekko uchyliłem okno. Świeże powietrze omiotło moją twarz. Piłem kawę powoli. Bez pośpiechu. Wpatrywanie się w nieruchomy ogród... odprężyło mnie. Popatrzyłem na kuchnię. Panował tu lekki nieład. Niezmyte naczynia leżały przy zlewie. Dawno nie zamiatałem, a okna już nie błyszczały. Wszystko przez mój brak czasu. Westchnąłem głęboko. Znów poczułem falę zmęczenia. Przecież piłem kawę! Dokładnie trzymam w ręce kubek z napojem, albo raczej filiżankę. Oparłem się o zimną szybę. Przed oczyma pojawiły się mroczki, poczułem się słabo, a w głowie zakołowało. Mruknąłem coś pod nosem. Ostatnie co zrobiłem to osunąłem się po parapecie. Teraz było o wiele gorzej. Zemdlałem.
***
Obudziłem się na kanapie w moim salonie. Ktoś nade mną wisiał. Dopiero po paru minutach świadomości dobiegały do mnie pojedyńcze słowa. Mróżyłem oczy raz po raz, pod wpływem światła. Wiedziałem tylko, że żyję i na tym się wszystko kończyło. Poczułem, że postać przykłada rękę do mojego czoła. Podniosłem się lekko na łokciu.
- W-włochy... - wyszeptałem
- Nie wysilaj się... nie powinieneś. Masz chyba gorączkę.
-Tak... nagle? - zapytałem
- Jak widzisz... - otarł moje czoło szmatką. Położył mnie znów i przykrył
Usiadł obok mnie. Zastanawiało mnie jak on wszedł do mojego domu. Byłem zbyt zmęczony, aby pytać o cokolwiek. Słyszałem mój nierówny oddech. Postarałem się wstać.
- Rzesza leż!
- Nie jestem psem.
Wstałem z kanapy i chwiejnym krokiem ruszyłem w stronę kuchni. Mój przyjaciel pobiegł za mną. Policzki paliły mnie od temperatury. Oparłem się na stole i zacząłem oddychać szybko.
- Już dobrze... - zapewniłem
- No chyba nie... - zatroskał się Włoch
Podał mi kubek herbaty z cytryną. Drżącą ręką upiłem łyk.
- Już wyszedłeś ze szpitala? - zadałem oczywiste pytanie
- Tak. Chciałem cię odwiedzić i pogadać o tym bankiecie.
- Jak tu wszedłeś?
- Drzwi były otwarte. - teraz zaległa cisza - Lepiej?
- Nie wiem... - mruknąłem - Która godzina?
- 15.20. - stwierdził
- Muszę jechać po RFN... - westchnąłem
- Na pewno nie w tym stanie! - zaprotestował
- Musisz już iść...
- Rzesza...
- MUSISZ JUŻ IŚĆ! - nacisnąłem
Westchnął. Wstał, rzucił mi pożegnanie i wyszedł z domu. Szybko poprawiłem swój wygląd i pobiegłem do samochodu. Włochy odjechał swoją limuzyną do domu, a ja swoim mercedesem po mojego młodszego syna.***
Wróciłem z nim do domu.
- Tato... wszystko dobrze?
- Tak. Wszystko gra.
Młody pobiegł do bawialni. Wszedłem do kuchni i zacząłem robić obiad. Parę chwil potem do domu wrócił NRD.
- Cześć! - zawołałem
Tamten tylko pobiegł na górę. Czyli dalej pamiętał to co wydarzyło się 3 dni temu. Mój wywód. Zaczął mnie unikać i nie dało się tego nie zauważyć. Popatrzyłem na gotujące się ziemniaki. Wziąłem głęboki wdech. Poszedłem powoli na górę. Zapukałem w otwarte drzwi.
- NRD? - chłopak siedział na łóżku i bawił się palcami
- Myślałeś, że się nie dowiem?! - pokazał na mnie oskarżycielko palcem
Już wiedziałem o co chodzi...~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
POWRACAM! Postanowiłam się wziąść za tą książkę. Milego dnua/nocy!
~Brychcio~
CZYTASZ
Niemożliwe
Historical FictionCzy przyjaźń z lat szkolnych ma prawo przetrwać aż do dorosłości? Czy pomimo zerwania kontaktów i wbicia noża w plecy ma prawo powstać miłość? Jak można kochać osobę, której zarazem się nienawidzi? Wydaje się to niemożliwe... może jednak zdarzają si...