Rozdział dwudziesty Pov Rzesza

85 4 6
                                    

Wyszedłem z gabinetu z opuszczoną głową. Ostatnio w jego obecności czułem się niepewnie i dziwnie. Każdy jego ruch zdawał się skierowany tylko w moją stronę. Każde głośniej wypowiadane słowo działało na mnie niczym obelga. Czerwona wykładzina łagodziło stukot moich ciężkich czarnych, skórzanych i podbitych butów. Usłyszałem jednak kroki mojego podwładnego, co spowodowało natychmiastową zmianę w moim wyglądzie. Wyprostowałem się, a podbródek uniosłem wysoko. Poza kogoś takiego jak ja, nie mogła sugerować tego, że mam jakiekolwiek emocje albo co gorsza okazuję słabość. Twarz kamienna, a plecy sztywne. Wtedy zadałem sobie to jedno, konkretne pytanie - "Dlaczego przy nim taki nie jesteś?". Okazało się, że nie potrafiłem sobie na nie odpowiedzieć. Odrzuciłem je gdzieś do podświadomości, tak jak inne niewygodne pytania kłębiące się w głównej części umysłu. Może nie chciałem na nie odpowiadać albo... bałem się tego jaka odpowiedź tak naprawdę jest poprawna. Obrzuciłem mężczyznę idącego w stronę biura zimnym spojrzeniem, jakim chciałem obrzucać wszystkich, którzy mi towarzyszyli, on natomiast uniósł rękę w krótkim pozdrowieniu, a ja odpowiedziałem mu tym samym. Tak należało zrobić. Wyjrzałem za okno i spojrzałem na powiewające na budynkach moje flagi. Byłem dumny. Dumny z siebie. Tak naprawdę, nie miałem pojęcia do czego był mi potrzebny Rosjanin. Sam poradziłem sobie ze wszystkim, a on wpadł tylko na gotowe. Teraz czułem się tak, jakby był dla mnie konkurencją i tak w przyszłym roku miałem konkretne plany dalej na Zachód. Francja, Belgia, Holandia, Luksemburg i kto wie... Dania i Norwegia? Marzył mi się również atak na Wielką Brytanię, a tym planem, nie zamierzałem się dzielić z ZSRR. I tak sprawiłby pewnie o wiele więcej problemów. Znów usłyszałem stukot butów na korytarzu, ale ten był delikatny i ledwo słyszalny w przeciwieństwie do tego moich i moich podwładnych. Na schodach stanął NRD. Spojrzałem na niego karcąco i przybrałem skwaszoną minę. 

- NRD, mówiłem abyś nie chodził po biurowej części bez mojego pozwolenia.

- Nie jestem dzieckiem. - warknął, czego po nim zupełnie się nie spodziewałem. Zawsze był ułożonym i uprzejmym dzieckiem, a od początku września wstąpiło w niego coś, czego nie umiem nawet opisać, ale wiem, że się zmienił i nie była to kwestia młodzieńczego buntu

- Jeszcze jesteś, a jestem twoim ojcem.

- Wydaje mi się, jakbym ostatnio był sierotą. - doskonale wymierzył cios w mój czuły punkt

- O co ci chodzi chłopcze?

- Uważasz mnie za kogoś głupiego? Kogoś kto nie ma pojęcia o świecie?

- Sugerujesz się tylko tym fragmentem mojego monologu, o którym nie masz pojęcia? - parsknąłem cicho, aby dodać moim słowom wesołego brzmienia, ale na chłopaka podziałały one jak płachta na byka

- MYŚLISZ, ŻE NIE WIEM CO ROBISZ?! - w jego oczach zajaśniały łzy - Doskonale wiem co robisz po nocach i prawie każdego dnia, ale za żadne skarby nie mam pojęcia DLACZEGO to robisz. - czułem, że on dorasta i możliwe, że nigdy nie usłyszałem od niego aż takiej szczerości - A teraz przepraszam, ale szukam pana ZSRR, zanim jego syn doprowadzi do kompletnego zniszczenia bawialnię mojego brata. - chwyciłem go mocno za ramię

- On jest w biurze. 

- To co za problem, abyś mnie do niego zaprowadził?!

- JA go do was przyprowadzę. - mruknąłem zmęczony oskarżeniami syna i szybko zawróciłem w stronę swojego gabinetu

SS-man, którego mijałem chwilę temu, stał za rogiem, ale kiedy mnie zobaczył, natychmiast ruszył w kierunku drzwi po drugiej stronie korytarza, leżących naprzeciwko moich.

- OTTO! ILE RAZY MAM POWTARZAĆ, ŻE MOJE ROZMOWY Z RODZINĄ, CIEBIE I INNYCH NIE DOTYCZĄ! - krzyknąłem na niego

Szybkim krokiem wpadłem do gabinetu i chwyciłem mężczyznę w uszance za ramię.

- Nie wiem, po jaką cholerę przyjeżdżałeś z tymi swoimi bachorami, ale masz je w tej chwili ogarnąć, bo zdemolują pokój moich dzieci! - wygarnąłem

- Jasne, już to robię. - uśmiechnął się szeroko

Usłyszałem jego śmiech, choć osobiście, nie widziałem w tej sytuacji nic do śmiechu, a chwilę potem zniknął na schodach. Znów zostałem sam i westchnąłem głęboko. Coś w jego postawie mnie irytowało, ale sam nie miałem pojęcia co to było...


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Kolejny rozdział! Wiem, kto na pewno się ucieszy, że jest już kolejny ;>. Miłego dnia/nocy!

~Brychcio~

NiemożliweOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz