• Rozdział dziewiętnasty •

40 7 99
                                    

ASTRO

Chyba zbyt często wychodził z pałacu. Gdyby chodził do pracy jak przyzwoity człowiek, zapewne zostałby wylany za ciągłe opuszczanie miejsca zatrudnienia w ciągu maksymalnie tygodnia.

Tej nocy poczuł coś dziwnego. Było to znajome uczucie jakby związane z kimś bliskim, a jednak zupełnie nowe i... nie jego. Zupełnie nie wiedział, jak powinien to opisać. Czuł coś podobnego w obecności smoków, ale przecież w Lumenie nie było żadnego smoka — prócz jednego.

Czas wyklucia się zbliżał, a on to wiedział. Być może były to tylko jego przeczucia, ale on po prostu wiedział, że coś się dzieje ze smoczątkiem. Tym, które pielęgnował od dwóch lat.

Ta myśl przeraziła go tak bardzo, jakby zaraz miało się urodzić jego dziecko. Choć... Smoczątko było jego dzieckiem. W pewnym sensie. Adoptowanym, ale wciąż.

Nie zabierał ze sobą nic oprócz miotły i torby z kilkoma książkami, w tym notatnika. Zapisywał w nim myśli i wnioski, do których dochodził. Wszystko w starolunarnym, aby utrudnić odczyt osobom, które mogły przypadkiem natknąć się na jego zapiski. W dodatku notatnik był małą i niepozorną książeczką.

Wychodził z pałacu już po zaćmieniu, z każdą chwilą czując się bardziej poddenerwowany. A co jeśli smoczątko wykluje się, zanim on dotrze na miejsce? Czy będzie przerażone? Zdezorientowane? Smutne? A może rozgniewane, że nawet się nie zjawił na jego narodziny? Ile wykluwały się smoki? Los jednak wyraźnie go nienawidził. Przemierzając korytarze, męczył się z zapięciem torby. Nawet do głowy mu nie przyszło, by skorzystać z magii — roztargnienie potrafi poważnie zaburzyć logiczne myślenie. Pech chciał, że właśnie w tej chwili omal nie wpadł z impetem na Artemis. Strażniczka złapała go za ramię, gdy potknął się zaskoczony jej nagłym wypłynięciem zza rogu.

Artemis uniosła brew.

— Wychodzisz?

— Siostra się ze mną skontaktowała. Powiedziała, że mam pięć minut, żeby do niej przylecieć albo urwie mi głowę i zrobi z niej breloczek — skłamał gładko. Poprawił torbę. Nic chyba nie wypadło, a zapięcie w końcu działało, jak należy! — Tak się składa, że minęło już sześć minut, więc muszę się pospieszyć na swoją egzekucję. Do rana będę z powrotem! W razie czego szukaj w kostnicy!

Artemis parsknęła i go nie zatrzymywała. A Astro odetchnął z ulgą. Od nocy, w której musiał zmodyfikować jej pamięć... bał się jej. Byłoby bardzo niefortunne, gdyby właśnie w tej chwili notatnik wyleciał z jego torby jak w najgłupszym fikcyjnym scenariuszu!

 Byłoby bardzo niefortunne, gdyby właśnie w tej chwili notatnik wyleciał z jego torby jak w najgłupszym fikcyjnym scenariuszu!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Z piwnicy biło gorąco i zapach ziół. Astro zbiegał po schodach, przeskakując po dwa stopnie naraz i omal nie skręcając kostki — dwa razy.

Odsłonił jajo. Kryształową skorupę pokrywała siatka pęknięć. Smoczątko miało się lada moment wykluć!

Od dawna przygotowywał się na ten moment, jednak wciąż był w ciężkim szoku. Jego ruchy były chaotyczne, nagle nie potrafił sobie przypomnieć, gdzie odłożył ręczniki i chusteczki, a gdzie mleko.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz