• Epilog •

57 8 56
                                    

Cienki sierp Księżyca przyniósł ze sobą światło — niczym promyk nadziei. Jednak ciemny płaszcz chmur zasłonił go, a z nieba spadał chłodny deszcz. Błyszczące krople wody uderzały w dachy budynków, korony drzew, w kielichy kwiatów i gładko spływały po bogato zdobionych pelerynach trzech postaci, które zmierzały prosto do otoczonego barierą Gwiezdnego Domu. Od czasu aresztowania królewskiego doradcy jego mieszkańcy wielokrotnie byli nachodzeni przez napastliwych i natrętnych dziennikarzy.

Najniższa z trzech kobiet wysunęła się naprzód i trzykrotnie zastukała kołatką o drzwi. Magia bijąca od domu wyczuwalna była z daleka, nawet dla niewrażliwych dla moc. Kwiaty pozostawały nietknięte mimo niepogody, a ich zapachu nie zmywał nawet deszcz. Okna zdawały się wykrzywiać niczym twarz żywego stworzenia, którego czas nie ośmielił się nadgryźć przez stulecia.

Crystal zatrzymała się w połowie drogi, gdy usłyszała stukanie. Właśnie niosła kawę ukochanemu, który po cichu pracował przy maszynie do pisania. Już dawno odkryła, co jej mąż kombinuje za jej plecami, jednak zgodziła się nie dopytywać o szczegóły i nie zaglądać mu przez ramię — nie mówiąc już o czytaniu pierwszych szkiców, gdy nie patrzył.

Nox podniósł głowę i wychylił się zza oparcia sofy.

Czarodziejka ruchem dłoni odesłała parujący napój mężowi, a sama z lękiem podeszła do drzwi. Bała się, że ktoś odkryje, co naprawdę robili jeszcze nie tak dawno, gdy okna przysłoniły zasłony.

Gdy sama królowa Lumeny podniosła wzrok na Crystal, dziewczyna z zaskoczeniem przejechała wzrokiem po trzech owleczonych w białe płaszcze sylwetkach.

— Przepraszam, że nachodzimy was o tak późnej porze, jednak ta sprawa nie może już dłużej czekać — powiedziała Lunaris, uchylając kaptur, spod którego spoglądały fioletowe tęczówki. — Czy możemy wejść?

— Oczywiście... wasza wysokość — odparła Crystal. Nie wiedziała, jak powinna zwracać się do władczyni w tej sytuacji.

— Prosiłam, żebyś mówiła mi po imieniu, nie pamiętasz? — Luna uśmiechnęła się do niej przyjaźnie, przestępując przez próg.

Deski domu zaskrzypiały. Siedziba rodu Sagittarius nigdy nie gościła w swoich progach prawdziwej koronowanej głowy. Jednak Lunaris nie miała na sobie korony, ani nawet sukni. Włosy splotła w warkocz, a zamiast sukni nosiła zwyczajne spodnie i ciepły, jasnoróżowy sweter.

Jej towarzyszki ściągnęły okrycia. Selene uśmiechnęła się ciepło do swojej kuzynki i skinęła na powitanie jej mężowi. Artemis niepewnie spojrzała na siostrę jej dawnego przyjaciela.

Crystal posłała strażniczce nieprzyjemne spojrzenie. Kiedy utrzymywała ją przy życiu, nie miała pojęcia, że próbuje ratować kobietę, która zniszczyła życie Astro. Teraz z wyraźnym niezadowoleniem przyjmowała fakt, że właśnie Artemis znajduje się w jej domu.

— Czym zawdzięczamy sobie wizytę? — spytał Nox, starając się przyjąć bardziej formalny ton, po czym spojrzał z niepokojem na Crystal. — Czy ma to jakiś związek z ucieczką Astro?

— Nox, może pozwólmy gościom usiąść, a potem zaczniemy przesłuchanie.

— Dziękujemy — powiedziała Luna, siadając na wskazanym przez gospodynię miejscu.

Kapłanka i strażniczka zajęły miejsce u jej boków. Z kolei nowożeńcy usiedli naprzeciwko kobiet. Crystal ukradkiem złapała ukochanego za rękę.

Selene zerknęła na trzecią, pustą już filiżankę na stoliku. Crystal podążyła za jej spojrzeniem, czując, jak jej puls przyspiesza. Miała szczęście, że to one przyszły do jej domu.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz