• Rozdział dwudziesty trzeci •

40 7 86
                                    

CRYSTAL

Być może wszystko jest kłamstwem. Może nieważna jest pozorna substancja, bo wszystko składa się ze szkła. Przecież nawet nocne niebo było kłamstwem! Nie dało się już ukryć pęknięć, które rozprzestrzeniały się szybciej, niż ktokolwiek był w stanie naprawić poprzednie ubytki. Może więc relacje też były szklane — każda zrobiona rysa zostawała już na dobre.

Już dawno przewidywała, że dojdzie do czegoś takiego. Nie była dobrą kłamczuchą — tak zawsze mówił tata. A Nox był chodzącym wykrywaczem kłamstw. Fakt, że udawało jej się trzymać swoje zniknięcia w sekrecie od kilku lat... to był cud.

Była zła. Trochę. Nox nie powiedział jej czegoś tak ważnego, wręcz odsuwał się od niej, byle tylko nie poznała prawdy, ale natychmiast poleciał do jej brata! A ten zdrajca słowem się nie zająknął, że coś jest nie tak! Wiedziała, że przy najbliższej okazji spierze mu tyłek tak mocno, żeby nawet po śmierci nie był w stanie usiąść.

Ale przede wszystkim czuła się zrozpaczona. I pusta. Jakby te dwa uczucia mogły koegzystować ze sobą bez żadnego zgrzytu.

To oczywiście była jej wina. Nie mogła winić Noxa, że miał jej za złe tajemnice. Gdyby chodziło tylko o dziecięcy sekret, którego nie zamierzała wyjawić nikomu... Ale chodziło o coś, co miało wpływ również na niego. Sama byłaby wściekła i szalałaby ze strachu, gdyby jej narzeczony usypiał ją i znikał na całe zaćmienia. Miałaby do niego pretensje, że nie jest z nią szczery, nawet jeśli nie wolno było mu nic mówić. Na jego miejscu nawet by nie chciała na siebie patrzeć. Nic więc dziwnego, że wyszedł, kiedy ona wypłakiwała oczy w poduszkę. Wszystko psuła.

Kiedy zaczął pytać... Wiedziała, że w tym momencie powinna wymazać mu pamięć. Zmienić wspomnienia, zatrzeć wszelkie ślady. Miała jednak świadomość, jakie konsekwencje mógł mieć nieumiejętnie rzucony czar. Mogła niechcący wymazać z pamięci Noxa coś zupełnie innego — i ważnego dla niego. A co więcej — nie mogła mu tego zrobić. Po prostu nie mogła. Może to znaczyło, że była po prostu słaba.

Wpatrywała się w przestrzeń suchymi i czerwonymi od płaczu oczami. Nie miała już więcej łez. Jej oddech zdążył się uspokoić, choć wciąż czuła nabuzowaną w niej magię.

Już od jakiegoś czasu miała wrażenie, że tej mocy jest w niej zbyt wiele. Starała się dać jej kontrolowane ujście, wykorzystując ją do wszystkiego, czego się dało. Nawet korzystała ze starych urządzeń Crescenta, których ten używał, by zmniejszyć szkody wyrządzone przez niepanujące nad mocą dzieci. W dzieciństwie jej i Astro często zdarzały się niekontrolowane wybuchy, wobec czego fiolkowanie mocy było idealnym rozwiązaniem. Kiedy po pewnym czasie brakowało im magii, wchłaniali ją ponownie. Z takich urządzeń korzystali też czarodzieje, którzy uczestniczyli w wyprawach poza granice Lumeny — w ten sposób byli w stanie znaleźć w sobie krzty mocy, by móc czarować z dala od źródeł magii, którymi były Księżyc i towarzyszące mu gwiazdy.

Nie wstała z łóżka, choć było już dość późno. Nie wstała, żeby się napić, choć jej gardło było wysuszone na wiór. Nawet głód nie zmusił jej do wyjścia z sypialni, choć żołądek domagał się posiłku jak dla całego pułku wojska. Albo przynajmniej dla trzech osób. Nie miała siły się ruszyć. Wciąż na nowo odtwarzała całą sprzeczkę w głowie, zastanawiając się, co mogła powiedzieć inaczej. I co mogła zrobić, żeby to wszystko naprawić. A poza tym... nie miała jeszcze odwagi spojrzeć Noxowi w oczy.

Zachowywała się jak dziecko, ale nie zrobiła nic, żeby to zmienić. To Nox postanowił dorosnąć pierwszy, okazując jej więcej serca, niż na to zasłużyła.

Chłopak zarzucił na siebie szlafrok i bezszelestnie podszedł do łóżka, kładąc przed nią kryształową tacę ze śniadaniem. Budyń z owocami i ciasteczkami oraz szklanka soku. Wiedział, że to zawsze poprawiało jej humor.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz