• Rozdział trzeci •

76 12 99
                                    

ASTRO

— Nie sądzisz, że powinieneś najpierw powiedzieć o tym mojej siostrze? — zapytał Astro, siadając na sofie obok przyjaciela.

— Ma wystarczająco dużo na głowie — zbył go Nox i odwrócił wzrok.

Astro odgarnął włosy z czoła i westchnął. Gdyby miał jednym zdaniem opisać rozumowanie Noxa, byłoby to: ,,Byle nie martwić Crystal.". Tak było, gdy w dzieciństwie zdzierał kolana i tak było teraz.

Powiedzieć, że był zaskoczony jego zaćmienną wizytą to mało. Na początku sądził, że to strażnicy, których nasłał jeden z nieprzychylnych mu lunarów lub nawet czarodziejów. W każdej chwili mogło się wydać wiele rzeczy, w tym fakt, że jego relacja z królową Lunaris wychodziła daleko poza formalność. To mogłoby zaszkodzić Lunie, a dla niego... skończyć nie najlepiej. Kto wie, gdyby ta wieść rozniosła się dalej (całkowicie przypadkiem, absolutne nie przy pomocy jednego z wysoko urodzonych świrów) konsekwencje dotyczyłyby już nie tylko ich obojga. Dlatego też, zanim otworzył drzwi, zapytał dom, kto postanowił obudzić go o nieludzkiej godzinie — odkąd tchnięto w niego magię, szkolił go do rozpoznawania ludzi. Upewnił się też, że drzwi do pracowni są dobrze zabezpieczone zaklęciami, podobnie jak skrytka na czekoladę (w końcu istnieli też wyłudzacze słodyczy, dla których somalia trwały cały czas).

— Jak chcesz — westchnął. — No dobra, pokaż mi to swoje ,,świecidełko".

Nox zdjął pelerynę, a później ściągnął z siebie koszulę.

Tatuaż na ramieniu emanował jasnym światłem.

Astro zaczął badać go dłonią, starając się wybadać tkwiącą w nim magię. Później przesunął nad nim ręką, badając samą aurę chłopaka.

— Jesteś strasznie rozpalony — zauważył Astro. — A ciepło bierze się z tego ramienia. Ale nie wyczuwam nic więcej nowego. Naprawdę sądzę, że to nie jest lumeńska magia — nie pochodzi od Księżyca. Ledwo ją wyczuwam. Bierze część z gwiazd, podobnie jak nasza, ale jest w niej zbyt wiele... obcego. Jest śliska i giętka... trochę miękka. W dodatku to drzewo... Jestem pewien, że to drzewo. Wciąż jestem zdania, że urodziłeś się poza Lumeną. Ktoś musiał przemycić cię przez granicę.

— Tata mówił, że znalazł mnie na granicy. Ktoś miałby zadać sobie tyle trudu, żeby mnie przenieść i po prostu zostawić na pewną śmierć?

— Dla mnie to też nielogiczne, ale po tylu latach naprawdę sądzę, że tak właśnie było. Przekopałem wszystkie biblioteki w królestwie, włamałem się nawet do królewskiego archiwum, robiłem każdą możliwą analizę skóry, użyłem każdego zaklęcia, jakie znam i nie dowiedziałem się niczego konkretnego. Więc odpowiedź musi być gdzieś poza barierą. Jedno z pozostałych trzech królestw kryje odpowiedź, do której nie mam dostępu. Magia to sprawa wewnętrzna, nawet nie jestem w stanie rozróżnić innych jej rodzajów. Może znajdę coś w Solaris, ale to dopiero przy następnych Obradach Czterech...

— Wtedy odbywa się ślub królowej? — zapytał Nox zupełnie nieprzejęty.

Musiałeś? — pomyślał Astro.

— Tak — potwierdził Astro, starając się nie dać po sobie poznać, jak dużo bólu mu to sprawiało.

Nie mógł wiedzieć. Niby skąd? Ale to pytanie na nowo sprawiło, że Astro tylko marzył o rzuceniu na siebie zaklęcia zapomnienia, nawet jeśli było zakazane. Może wtedy byłoby mu łatwiej... Zacząłby od nowa i nie pamiętałby już o miłości do Luny. W ogóle by jej nie pamiętał. Pogodziłaby się z tym, przecież musiała. A jego serce byłoby całe, choć jednocześnie niekompletne — być może resztę życia starałby się odnaleźć utraconą część.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz