• Rozdział ósmy •

48 8 69
                                    

CRYSTAL

— Nie mogłeś poczekać z tym genialnym pomysłem jeszcze przez, nie wiem... dwadzieścia lat?

— Ja dalej nie wierzę, że nawet raz nie skorzystałaś z okazji. Miałaś przepustkę, mogłaś w każdej chwili zobaczyć Astro i po prostu to olałaś.

— Gdybym tam była, od razu być wiedział — mruknęła, opierając się o niego. Nie miała pewności, czy ją słyszał. Lot na miotle niestety utrudniał rozmowy.

— Wiem, że nienawidzisz pałacu, ale pomyśl o tym, jak długo się nie widzieliście.

To prawda. Nie widziała swojego bliźniaka, drugiej najważniejszej osoby w jej życiu, już prawie miesiąc. Chociaż tydzień temu był w swoim domu, nie został tam zbyt długo. Nawet nie zdążył na urodziny Ezry. A rozmowy przez szklaną kulę nie były w stanie zastąpić czułego sierpowego i kopniaka w tyłek.

Nox nie do końca rozumiał, dlaczego wręcz alergicznie reagowała na pałac. Dla niej też wydawała się to przesadzona reakcja, ale nie umiała z nią wygrać.

Wszystko było winą jej mamy. Andromeda Sagittarius była ambitną kobietą o zaszczytnej pozycji łuny. Zawsze widziała w swoich dzieciach przyszłych członków Rady Lunarów. Nie chciała, żeby poświęcili się nauce magii, do czego zachęcał ich ojciec. Crescent nigdy nie zgadzał się w tej kwestii z Andromedą i zawsze prowadziło to do kłótni. Być może kwestia wychowania przybranych dzieci w końcu doprowadziła do ich rozstania na krótko przed śmiercią.

Matka zawsze traktowała ją jak małą księżniczkę i chociaż Crystal kochała swoją mamę, to jednak czuła się przez nią stłamszona. Miała dość noszenia tiulowych spódniczek i długich włosów, uczenia się prawa, etykiety, ekonomii, tańca, kaligrafii. Chciała mieć swój styl, uciekać w świat książek, a potem zdzierać kolana, uczyć się magii i eksperymentować przy kotle. Chciała być taka jak tata. A kiedy Andromeda oznajmiła, że chce wysłać ją i Astro do prywatnej szkoły, do której uczęszczali wyłącznie młodzi arystokraci, uciekła. Spędziła wtedy najbliższe kilka nocy, ukrywając się w domu wujostwa, kryta przez Noxa.

Kiedy razem z bratem musieli wybrać, z którym rodzicem zostać, bez zawahania wskazała na ojca. Nie chciała pozwolić, żeby matka decydowała o jej życiu, nie bacząc na jej własne marzenia. A chciała być czarodziejką. Kochała uczucie magii wypełniającej jej ciało, gdy rzucała zaklęcia, tę ekscytację towarzyszącą przyrządzaniu nowych eliksirów.

Swoją decyzją dziesięć lat temu wpłynęła nie tylko na swoje życie, ale też na życie brata. To ona wybrała jako pierwsza, a bliźnięta powinny trzymać się razem; Astro nigdy nie zostawiłby siostry. Tak naprawdę nie chciał zostawiać nikogo. Crystal wiedziała, że nawet teraz się obwinia — że nie wybrał matki, że nie spędził z nią więcej czasu. Ale gdyby to zrobił, stałby się marionetką Andromedy — nigdy nie zostałby czarodziejem. A przecież kochał magię równie mocno, co jego siostra.

Jedno pozostało — niechęć do pałacu. Strach przed uwięzieniem.

— Gdybyś mnie chociaż uprzedził...

— To byś się nie zgodziła.

I tak musiał siłą ją zaciągnąć na miotłę. Przekonał ją dopiero obietnicą gotowania jej ulubionych potraw przez cały tydzień.

— Ale miałabym więcej czasu na wymyślenie odpowiedniego powitania ukochanego braciszka. On w ogóle wie, że do niego lecimy? I czy masz pozwolenie? Bo to kluczowa kwestia.

— Wpadłem do niego tydzień temu, zaprosił nas. I tak — mam pozwolenie.

Crystal zmarszczyła brwi.

Kroniki Lumeny: Księga pierwsza • KsiężycOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz