Rozdział 1 - 𝓔𝓵𝓮𝓪𝓷𝓸𝓻

491 38 5
                                    


Tamte wakacje zmieniły wszystko, zmieniły mnie i mój pogląd na życie. Pomyśleć, że jedna sytuacja może sprawić, że wszystko runie jak domek z kart, pociągając za sobą taki wir wydarzeń. Czułam się tak, jakbym już była na szczycie, o który walczyłam lecząc się wiele lat, a nagle mały kamyczek spowodował lawinę i spadłam ponownie na sam dół. Ale teraz dodatkowo byłam zasypana skałami i nie wiedziałam, czy zdobędę siłę na ponowną wspinaczkę. Wola walki uleciała ze mnie w przewrotnym tempie.


*****

Rzadko rozmawiałam z rodzicami na jakiekolwiek tematy, tym bardziej odkąd straciłam swoją bratnią duszę. Od tego czasu minęły dwa lata. Coś we mnie jednak sprawiło, że postanowiłam z nimi porozmawiać i szybko tego pożałowałam. Parę tygodni wcześniej przez internet poznałam dziewczynę, z którą łączyła mnie pasja, jaką było czytanie. Tak było łatwiej, nie lubiłam rozmawiać z ludźmi twarzą w twarz. Poznawanie nowych osób nigdy nie należało do moich ulubionych zajęć, zawsze pomagała mi z tym Rosie.

Rodzice od zawsze narzekali, że stronię od ludzi, więc stwierdziłam, że świetnie będzie pochwalić się nową znajomością. Miałam nadzieję, że będą chociaż trochę dumni, że po tym co zaszło powoli otwierałam się na nową rzeczywistość. Niestety jak zwykle nie wyszło, a po tej sytuacji tylko wszystko się pogorszyło.

- A czy ona... – zaczęła mama z tym jej spojrzeniem, a ja od razu wiedziałam, co ma na myśli.

- Jest bardzo pozytywną osobą, bije od niej energia – odparłam przez zaciśnięte zęby.

- Skąd wiedziałaś, że o to pytam?

- Bo czym innym mogłabyś się niby interesować? –  przewróciłam oczami i ruszyłam w stronę pokoju.

- Wracaj tu w tym momencie – krzyknęła jeszcze za mną, ale ja już zdążyłam zamknąć za sobą drzwi.

To nie pierwszy raz, kiedy pytała o moich znajomych pod względem problemów. Nie chce, abym trzymała się z kimś, kogo dręczą demony. Nie chce, aby przez takie osoby pogarszał się mój stan.

Ale to właśnie wtedy uświadomiłam sobie tą jedną, najistotniejszą rzecz. Ja byłam taką osobą. W takim razie, ze mną też nikt nie powinien się trzymać. Skoro takie osoby rzekomo niszczyły innych, to ja przecież też to robiłam.

Demony ciągnące się za mną od dawna, często były wypuszczane na wolność, a ja nie potrafiłam nad nimi panować. Może przez nie, to i ja stałam się potworem, który zabierał ludziom szczęście? To był właśnie ten moment, kiedy stwierdziłam, że muszę wszystkich zostawić. Dla ich własnego dobra. Oni mnie nie potrzebowali.

Minęły dwa lata od śmierci Rosie, a ja nadal tkwiłam na dnie. Zerwałam z wszystkimi kontakt i usunęłam social media, żeby niw próbować do nich wracać. Miałam ogromne poczucie winy przez każdy problem, którym kiedyś się z kimś w tym czasie podzieliłam. Niby to normalne, że rozmawiamy z ludźmi na wszystkie tematy, ale ja czułam tylko tyle, że ich męczyłam, a do tego zabierałam szczęście.

Tęskniłam za Rosie. Los mi ją zabrał pokazując, że nie zasługuje na nikogo. Ona była jedyną osobą, nie mogłam mieć nikogo innego.


      
          ******


Od dawna zakładałam maski i przebierałam różne role. Dla każdego byłam innym człowiekiem, nie było dwóch osób, które znałyby tą samą mnie. Nie robiłam tego celowo, to przychodziło jakoś samo, mój umysł usilnie potrzebował dopasowania. Dlatego do każdego potrafiłam dobrać odpowiedni charakter, zachowanie, czy nawet sposób mówienia. Prawdę mówiąc, sama nie umiałam określić, kiedy byłam tak naprawdę sobą. Ja właściwie nie wiedziałam, kim byłam.

Rosie zawsze była przy mnie i pomagała mi poznawać nowe osoby. Jednak każda z moich relacji, nawet te określane jako ‘przyjaźnie’ kończyły się bardzo szybko, a winę za każdym razem ponosiłam ja. Nie znałam powodu zakończenia prawie żadnej z nich, ale głosy w mojej głowie za każdym razem usilnie krzyczały, że to moja wina. Nikt nigdy mi tego nie zarzucił, jednak te wstrętne głosiki miały przewagę nad wszystkim innym. To trochę tak, jakby słuchać szeptów, nie mogąc zamknąć ust, z których wychodzą. Marzyłam o tym, aby się ich pozbyć.

Teraz byłam w wieku, w którym ludzie chcieli zaznawać życia, imprezować i robić wiele innych, gorszych rzeczy. Mnie jednak do tego nie ciągnęło, wolałam zostawać w domu z książkami. Odkąd zostałam sama i zrozumiałam, że jestem potworem, nie rozmawiałam z nikim. Ludzie w większości nie lubią osób z problemami, a ja niestety byłam skazana na walkę z wieloma rzeczami.
Bałam się wychodzić gdzieś sama nawet w dzień, o nocy nie wspominając, a Nawet nie podejrzewałam, aby kiedykolwiek zdarzyła się sytuacja, w której wyjdę z kimś gdziekolwiek w nocy, chociażby przed dom.

W domu czułam się bezpiecznie i swobodnie, dlatego zawsze, gdy ktoś chciał się spotkać, zapraszałam go do siebie. Ale rzadko bywało, abym się z kimś umawiała, nie czułam takiej potrzeby. Tym bardziej, kiedy ona mnie opuściła. Od tamtego czasu z nikim się nie spotkałam.

Najbardziej uwielbiałam siedzieć w domu i czytać, ale niestety zmieniło się to w moją obsesję. Czytanie powodowało przeniesienie się do innego świata i ucieczkę od rzeczywistości. A ja korzystałam z tego za często. Na każdy stres, czy to przez egzamin, czy przez inne sytuacje, reagowałam czytaniem, chciałam się schronić w tym świecie z książki i z niego nie wychodzić. Nawet gdy już nie wiedziałam o czym czytam i nie miałam na to ochoty, robiłam to dalej, tylko po to, aby nadal nie wracać do normalnego świata, który mnie przerastał.

Od zawsze byłam lękliwym dzieckiem, ale wszyscy mówili, że to przejdzie z wiekiem. Niestety, nie odeszło, a wręcz diametralnie się pogorszyło. Lęk powodowało we mnie tyle rzeczy, że nie byłam w stanie nawet ich zliczyć. Wiele osób proponowało terapię, ale już jej nie chciałam. Kiedyś parę miesięcy na nią chodziłam, próbowałam, niestety nie dopasowałam się w żaden sposób z psychologiem i zrezygnowałam. Wtedy już próbowałam piątych z kolei leków, które nie przynosiły żadnych efektów, a przez skutki uboczne z ich przyjmowania i odstawiania byłam tylko coraz bardziej pozbawiona uczuć. Nie mogłam płakać ani się śmiać, tak jakby coś we mnie zablokowało mi te możliwości. Chociaż tego właśnie chciałam, prawda?

Kiedyś w ogóle było inaczej, bo wtedy jeszcze wołałam o pomoc, ale gdy zauważyłam, że od nikogo nie jestem w stanie jej otrzymać – zrezygnowałam. Żeby nie było, że nikt nie próbował, starań było sporo. Niestety żadne udane. Dla niektórych po prostu już nie ma ratunku, nie da się ich wyciągnąć z tej otaczającej ich czarnej dziury. A może to kolejny problem we mnie, może ja wcale nie chcę uzyskać pomocy? Może jestem za słaba na tę walkę?

Po tamtym wydarzeniu, które zniszczyło całe moje życie, właśnie tak się czułam. Jak osoba za słaba na to, żeby coś ze sobą zrobić, a dodatkowo taka, która niszczy wszystko i wszystkich dookoła. Czasem chciałam po prostu się wypłakać, aby pomogło mi to wyrzucić myśli, ale niestety, nie dało się. Skutki uboczne leków na jakiś czas mi to uniemożliwiły.

Powoli zaczynałam żałować swoich marzeń o tym, żeby nie czuć...





I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz