Rozdział 26 𝓓𝓮𝓪𝓷

95 17 21
                                    

O tym, jak kruche jest życie, jest nam w stanie przypomnieć wiele rzeczy. We mnie ta świadomość uderzyła po raz kolejny, gdy stałem przed grobem na cmentarzu. Dookoła było pełno pomników, oraz innych zapomnianych już grobów. Ich widok był naprawdę bolesny. Miałem nadzieję, że ci ludzie nie zostali zapomniani tak jak miejsce ich pochówku.

Nie wiem, co mnie ku temu popchnęło, ale postanowiłem jeden uprzątnąć, bo był cały zarośnięty chwastami i pokryty kawałkami szkła z popękanych zniczy. To było pierwsze, czym się zająłem, kosz na szczęście nie był daleko. Następnie zacząłem się szarpać z tymi nieszczęsnymi roślinkami, przy czym pokaleczyłem sobie ręce. Nie przejmowałem się jednak krwią, bo gdzieś w środku czułem, że zrobiłem coś dobrego. Dla samego siebie, jak i dla pamięci tego nieznajomego człowieka. Może ktoś kiedyś przechodząc i widząc jego nazwisko sobie o nim przypomni.

Gdy skończyłem, wróciłem przed grób, dla którego tu dziś przyszedłem. Ciocia poprosiła mnie, abym odwiedził jej męża w rocznicę ich ślubu, bo sama nie mogła wyjść ze szpitala, była przygotowywana do operacji. W końcu.

Wujek przeszedł udar pięć lat temu, był już na emeryturze i pracował na ogródku. Ciocia była w pracy, gdy się przewrócił, przez co spędził kilka godzin na pełnym słońcu. Nie miał przy sobie telefonu, więc nikt nie miał świadomości tego, co się działo. Niestety ciocia znalazła go, gdy było już za późno. Stało się to w tym samym roku , w którym ojciec całkowicie się pogrążył, a my byliśmy zmuszeni zerwać kontakt z ciocią. Dlatego poznałem tą historię dopiero teraz.

Prosiła, żebym kupił aksamitki, bo od początku ich związku je od niego dostawała. Symbolizowały wieczność, a oni obiecywali sobie być razem na zawsze. Odkąd zmarł przynosiła mu je, na znak że będzie go wiecznie kochać.

Ostatnio pogoda była naprawdę zmienna. Gdy przyjechałem na cmentarz było ciepło, a teraz zapowiadało się na burzę. Na niebie zbierało się coraz więcej ciemnych chmur, którym towarzyszył wiatr.

Ruszyłem ścieżką pomiędzy grobami bo zaczęło kropić, a musiałem jeszcze dojść do auta. Delikatne krople były nawet przyjemne, ale przyspieszyłem kroku. W połowie drogi deszczyk zmienił się w ulewę. Jak to możliwe żeby z sekundy na sekundę tak lunęło?

Przez deszcz widoczność nie była najlepsza, więc przeżyłem szok, gdy nagle o coś uderzyłem i runąłem jak długi na ziemię.

- Przepraszam, przepraszam, przepraszam. - Usłyszałem i zrozumiałem, że jednak nie wpadłem na coś, a na kogoś. W dodatku ten głos był mi dziwnie znajomy, chociaż pewności nie miałem, w końcu zagłuszały go wielkie krople uderzające o ziemię.

Podniosłem się i wystarczył mi jeden rzut oka na włosy, abym wiedział.

- Nellie?

- Dean? - Była równie zdziwiona tym spotkaniem jak ja.

- Co ty tu robisz?

- Myślę, że to samo co ty. - Odparła zmieszana, a ja zacisnąłem usta uświadamiając sobie, jak głupie pytanie zadałem.

- Fakt, nie było pytania.

- Chyba wypadałoby już iść.. - Miała rację, w końcu siedzieliśmy na ziemi, która właśnie zmieniała się w błoto. Poza tym, woda już po nas ciekła, nie mieliśmy na sobie suchej nitki.

Wstałem pierwszy i podałem jej rękę, aby ją podnieść. Nie puściłem jej, gdy biegliśmy. Było ślisko, więc albo wzajemnie byśmy się uratowali, albo razem byli w błocie. Jak to mówią jeden za wszystkich, wszyscy za jednego.

- Jak się tu dostałaś? - Zapytałem, gdy zbliżaliśmy się do auta.

- Rowerem? - Odparła cicho.

- Co? Dobra, gdzie on jest? - Wskazała mi ręką miejsce, w którym leżał, a ja od razu się tam skierowałem. Jej zostawiłem kluczyki, aby wsiadła do samochodu.

Po chwili siedzieliśmy już w aucie, bez sposobu na ogrzanie się. Samochód cioci nie posiadał klimatyzacji, a my byliśmy przemoknięci.

Nie mogła przecież tak marznąć będąc w mojej obecności, to było niedopuszczalne. Moja bluza była tak samo mokra, ale przypomniało mi się, że parę dni temu jadąc do lasu schowałem inną do bagażnika. Szybko ją stamtąd wyciągnąłem i wręczyłem dziewczynie.

- Proszę, może dzięki temu będzie ci cieplej. - Widziałem, że chciała zaprotestować, ale ją powstrzymałem. - Żadnego ale, czułbym się później źle ze świadomością, że chociaż mogłem coś zrobić, marzłaś. Mam tylko nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzał zapach moich perfum.

Na te słowa się uśmiechnęła i przejęła bluzę.

- Dziękuję.. Halo? - Nellie odebrała telefon tak szybko, że nawet nie zdążyłem zauważyć, że dzwonił. - Nie, nie dojechałam. Jak to? Okej, jestem z Deanem. Tak. Dobra, pa.

Po chwili ciszy znowu się odezwała.

- Moi rodzice pojechali odwiedzić babcię, a ja znowu zapomniałam kluczy. Może to wyglądać dziwnie, bo już drugi raz jesteś świadkiem takiej sytuacji, ale ja po prostu wcześniej sama nie wychodziłam. Nigdy nie miałam okazji używać tych kluczy, więc przeważnie nawet ich ze sobą nie zabierałam.

- Rozumiem, w takim razie znowu zabieram cię do mnie. No, do cioci. - Dziwnie było mi nazywać to miejsce moim domem, chociaż tak naprawdę właśnie w nim czułem się jak w domu.

- Nie mogę się tak narzucać, odwieź mnie pod dom, poczekam na ogródku.

- Chyba już wystarczająco ci przemoczyło głowę i mózg, skoro gadasz takie głupoty. - Pokręciłem głową z uśmiechem. - Już ci mówiłem, że się nie narzucasz, nigdy, w żadnym przypadku.

- Ale niech to będzie ostatni raz, kiedy to robisz.

- Dobrze, ostatni raz zabieram cię do siebie.

Obiecałem z ręką na sercu, chociaż wypowiadałem te słowa żartach. Szkoda, że to właśnie ta obietnica okazała się tą, której dotrzymałem.

*****

Hej!

Tym razem krótszy rozdział, ale jak zobaczycie za jakiś czas, zawiera potrzebne informacje.

Do końca historii 7 rozdziałów!

Trzymajcie się 😽

I'm fallingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz